1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

„Broniewski w potrzasku uczuć" - listy miłosne poety

</a>
Zobacz galerię 3 Zdjęcia
Poeta miał wiele romansów, ale tylko najważniejsze z nich zostawiły ślad w jego twórczości. Irena Helman to jedna z tych zachowanych miłości. Czy korespondencja miłosna to też literatura i dlaczego warto pokazywać ja czytelnikom, tłumaczy Dariusz Pachocki, edytor listów Broniewskiego.

</a>

„Broniewski w potrzasku uczuć" to nie pierwszy zbiór listów, które opracowałeś. Co takiego jest w listach, że warto je udostępniać czytelnikom?

Moja przygoda z listami zaczęła się w dość naturalny sposób. Były one częścią materiału źródłowego, na który powoływałem się w doktoracie. Zebrało się tych listów na tyle dużo, że mogła powstać z tego książka. Wówczas chyba nawet nie zastanawiałem się nad tym, czy warto je pokazać czytelnikom, było to dla mnie oczywiste. Nie miałem żadnych moralnych dylematów, bo Stachura, dodajmy, że właśnie o jego listach mowa, był w swej korespondencji niezwykle powściągliwy, szczególnie w sprawach prywatnych czy uczuciowych. Uznałem, że czytelników może zaciekawić prześledzenie narodzin Stachury-liryka. Z listami posyłał dziesiątki wierszy, w których odbijały się jego pierwsze literackie fascynacje.

Mnie jako czytelnikowi zależy na tym, by listy były publikowane, bo szukam w nich myśli, które nie zmieściły się pisarzowi albo nie nadawały się do powieści czy wierszy. Przyglądam się też literackiej kuchni danego pisarza, ciekawi mnie na przykład, w jakich okolicznościach powstawały moje ulubione książki. Poza tym dzięki listom lepiej możemy zrozumieć świat, w którym funkcjonował autor, ten świat jemu najbliższy, jego światek znajomych, przyjaciół, ale też szerzej –  czas, w którym przyszło mu żyć. Wydaje mi się, że jest to naprawdę interesująca materia.

W jakich sposób trafiłeś na korespondencję Broniewskiego i Ireny Helman?

Właściwie to miała być zupełnie inna książka... Kilka lat temu rozmawiałem z ówczesnym kustoszem Muzeum Władysława Broniewskiego, panem Sławomirem Kędzierskim, o pewnym pomyśle edycyjnym, którego realizacja nie doszła do skutku. To właśnie pan Kędzierski zwrócił moją uwagę na zbiór listów, o którym rozmawiamy. To, że dziś możemy trzymać tę książkę w rękach, to w jakimś stopniu także jego zasługa.

Co Cię w nim zainteresowało na tyle, że zechciałeś go opracować?

Podczas jednej z moich kwerend w Warszawie przeczytałem te listy i stwierdziłem, że takiego Broniewskiego nie znałem. Naprawdę było to dla mnie odkrycie. Zupełnie niesamowita sprawa. Przede wszystkim wydarzenia układały się na przemian w melodramat, komedię i film przygodowy: miłość, zdrada, pojedynek, dramatyczne rozstania i powroty, szyfrowane rozmowy, potajemne spotkania. Do tego znalazłam tam dokładną relację z tego, jak Broniewski na co dzień żył, pracował, kochał, martwił się, włóczył po knajpach, pisał. Dzięki temu naprawdę można zupełnie inaczej spojrzeć na jego twórczość z tamtego czasu. No i ta romansowa historia z pierwszego planu!

Czasem aż przykro patrzeć, jak poeta wił się pomiędzy gronem kobiet i starał się znaleźć wyjście z sytuacji, z której dobrego wyjścia nie było. Twardziel z Łubianki, który nie potrafił podjąć  męskiej decyzji, żalił się, uciekał, chował za plecami innych, na przykład własnej żony. Kłopot z decyzjami miał za każdym razem, gdy chodziło o jego dobro, a właściwie o jego wygodę. To trzeba było pokazać. Wątpliwości nie miała też Pani Ewa Malinowska-Grupińska, szefowa wydawnictwa MG, która po lekturze listów zgodziła się je opublikować.

Broniewski, którego widzę w tych listach, jest bardziej tragiczny, niż go zawsze postrzegałam. Z jednej strony podczas romansu zachowuje się w sposób do bólu przewidywalny, a z drugiej daje się uwikłać w różne społeczne konwenanse, „feudalizm" - jak sam mówi. Do tego dochodzi presja rodziny Helmanówny, chwilami na granicy obsesji, jak możemy się dowiedzieć z książki. Co mówią inne źródła o sytuacji poety w tym okresie?

Wydarzenia, które czytelnik znajdzie w tych listach, rozgrywają się na początku lat 30. Ten okres nie został jakoś gruntownie spenetrowany przez badaczy twórczości Broniewskiego ani jego biografów. Zapewne i z tego powodu, że nie ma zbyt wielkiej bazy źródłowej.

[caption id="attachment_53251" align="alignright" width="210" caption="Wydawnictwo MG-->

</a>
[/caption]

Jest to dodatkowy argument przemawiający za udostępnieniem listów. Myśli Broniewskiego, jego stan ducha i kieszeni możemy poznać sięgając - i tu znów - do tych i innych listów. Chcąc zbudować na własny użytek kontekst, przeczytałem listy Broniewskiego do kilku innych bliskich mu osób z tego czasu. Poeta marudził, wił się, ale w końcu i tak robił, co chciał, jak zwykle. Narzekał na konwenanse, ale nie zapominajmy, że szczególnie się nimi nie przejmował. Mógłbym tu przypomnieć choćby sprawę związaną z romansem, który miał w okresie narzeczeństwa z pierwszą żona Janiną. Trafiła mu się Wanda Sz. z Krakowa. Efektem romansu była ciąża, której zakochana kobieta nie chciała usunąć. Broniewski uznał za stosowne poskarżyć się na swój ciężki los narzeczonej. Nie mogłem uwierzyć w to, co czytałem. Jaką trzeba mieć osobowość, żeby lekką ręką, do narzeczonej napisać zdanie typu: „i wyobraź sobie, że tamta nie chce usunąć ciąży". Nie był to pojedynczy wypadek. Kiedy czuł się pokrzywdzony, nie wahał się o tym mówić, najczęściej jednak niewłaściwej osobie.

A jednak książka ma podtytuł „Broniewski: kochanek, egoista, mięczak". Skąd ta niepochlebna ocena?

Szczerze mówiąc, czuję się przede wszystkim edytorem a dopiero później literaturoznawcą. Wolę stawiać pytania niż udzielać odpowiedzi. Wydaję, udostępniam czytelnikom różne teksty literackie i autobiograficzne, by sami mogli wypracować sobie opinie. Podtytuł, który przywołujesz, w jakimś stopniu jest opinią, ale także pytaniem. Nie ukrywam, że po lekturze listów miałem ambiwalentne odczucia co do postawy Broniewskiego. Ciekawiło i ciekawi mnie, jak to odbiorą czytelnicy, dlatego postawiłem taką „podtytułową" tezę.

To bardzo intymna, emocjonalna korespondencja. Czy nie czułeś, że za bardzo wkraczasz w prywatność Broniewskiego? Gdyby chciał chwalić się tą miłością przed światem, mógłby napisać cykl sonetów "do...".

Opracowywanie dokumentów autobiograficznych zawsze wiąże się z różnymi dylematami. Czasami można się nawet otrzeć o sąd... Już od dawna edytorzy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: wydać dokument teraz, kiedy sprawy są jeszcze żywe, interesujące, wciąż można znaleźć ludzi, którzy mogą wiele powiedzieć, żeby wesprzeć kontekst, czy też poczekać, aż wszyscy, którzy mogą się obrazić, poumierają, skandaliki przycichną. Tylko kogo to wówczas będzie interesowało?

Jednym z dylematów jest kwestia prywatności, ja się z tym zmagam za każdym razem. Niewątpliwie jest to problem. Trochę wspomógł mnie czas. W tym przypadku od opisywanych w listach wydarzeń minęło 80 lat, a to chyba sporo. A jeśli chodzi o Broniewskiego, to on oczywiście nie miał zamiaru się chwalić nową miłostką. Gdyby tylko mógł, to utrzymałby całą sprawę w tajemnicy przed żoną i innymi. Niestety cała sprawa wyszła na jaw i musiał się z tą sytuacją zmierzyć. No, nie wyszło mu to najzgrabniej. A wiersze dla Ireny, owszem, były. Zachowały się, możemy je przeczytać.

W relacji z Ireną Helman Broniewski przyjmuje pozycję mentora: edukuje ją, organizuje jej codzienność, pobłażliwie ocenia starania o pracę. Tymczasem obok siebie ma kobietę-partnerkę, żonę. Przyjaźń z nią przetrwała zdrady małżeńskie, rozwód i późniejsze legalne związki. Na ile Janina Broniewska jest obecna w listach poety do kochanki?

Broniewski szybko się kobietami nudził. Co kilka lat pojawiała się w jego życiu nowa osoba. (Mówię o tych, o których z jakiegoś powodu wiemy). Irenę zasypywał miłosnymi zwierzeniami, tak jak wcześniej pierwszą żonę Janinę. Przecież w listach do niej pisał, że nie może spać ani jeść, błąka się po mieszkaniu i tylko o niej myśli. Broniewski znowu chciał być ważny, mądry, podziwiany. Może przede wszystkim podziwiany, co w przypadku poetów jest dość powszechne. Z Ireną miał na to szansę. Natomiast Janina to była już ta osoba od codziennych, więc przyziemnych spraw i problemów. Jej osoba oczywiście pojawia się w listach do Helmanówny, trudno byłoby ją przemilczeć. Może powiem o jednym tylko wątku. Otóż Broniewski miał taki świetny pomysł, że Janina zaprzyjaźni się z jego kochanką i wszyscy będą żyli w zgodzie i szczęściu, a on nie będzie miał utrudnionych kontaktów z córką Anką, co było dlań sprawą priorytetową. Nie udało się tego sprytnego planu wcielić w życie, choć on chyba naprawdę wierzył, że to jest możliwe.

Broniewski i Helmanówna poznali się wiosną 1933 r. Kilka lat później wybuchła II wojna światowa, której Irena będąca Żydówką najprawdopodobniej nie przeżyła. Co wiemy o jej losach po zakończeniu romansu?

Tak naprawdę to wiemy o Irenie bardzo mało. Zachowało się niewiele dokumentów. Podczas wojny ukrywała się w mieszkaniu polskiej rodziny. Opowiadał mi o tym naoczny świadek, profesor Andrzej Kazimierz Olszewski. Mówił, że była dosyć pewna siebie i często wychodziła z mieszkania. Za którymś razem już nie wróciła. Zachowała się dokumentacja, dzięki której wiemy, że na początku marca 1943 r. trafiła na Pawiak. Po trzech tygodniach została wywieziona w nieznanym kierunku. Nic więcej nie wiadomo.

Jeden z listów poety zawiera coś w rodzaju manifestu na temat istoty sztuki. Ma „współdziałać z wielkim dziełem", ograniczona do funkcji estetycznej jest pusta. Poezja Broniewskiego kojarzona była z wielkim dziełem walki klasowej. Czy, pozbawiona tego oparcia, jego twórczość nadal się broni?

Nie czuję się „specjalistą od”. Twórczość Broniewskiego to złożona kwestia. Ma on w swoim dorobku wiersze i ważne, i piękne i te... inne. Te inne oraz jego zaangażowanie w promocję systemu odbiło się czkawką. Ale przecież nikogo nie trzeba przekonywać, że to była nietuzinkowa postać. Taka też była jego poezja. Przynajmniej jakaś jej część, która bez wątpienia się broni teraz, i sądzę, że taki stan rzeczy szybko się nie zmieni.  Poza tym, nie do końca rozumiem, dlaczego przede wszystkim Broniewski ma czerwoną łatkę. Tuwim na przykład przetłumaczył z rosyjskiego tyle poetyckiego-produkcyjnego śmiecia, że wystarczyłoby na niedużą prowincjonalną bibliotekę. Oczywiście zdaję sobie sprawę z nieprzystawalności tych dwu losów. Sądzę, że warto zapoznać się z całą twórczością Broniewskiego przed wydawaniem jakichkolwiek opinii.

Co tobie przyniosła praca nad tymi listami? Czy w jakiś sposób zmieniła twój odbiór jego twórczości, a może samej osoby?

Opracowywanie listów czy dzienników pisarza to niesamowita przygoda. Wie to każdy, kto opracowywał choćby drobny zbiór korespondencji. Życie jednej osoby rozgałęzia się na szereg innych spraw i losów - właśnie tak było z listami Broniewskiego. To niesamowite, jak wszystko jest ze sobą powiązane, poplątane. Podczas pracy nad dokumentami autobiograficznymi poznałem wiele ciekawych osób, na które zapewne nigdy bym nie trafił. Zapewniam Cię, że gdyby tylko edytorom na to pozwolić, to przypisy zajęłyby więcej miejsca niż teksty listów czy dzienników. Zdarza się, że wyjaśnienie jakiegoś fragmentu zajmuje nam miesiące. Historie się nakładają, nawarstwiają, rozbudowują, stają się coraz ciekawsze, przechodzą w inne. Bywa, że boczne drogi stają się ciekawsze od sprawy, którą chcieliśmy na początku wyjaśnić. I w chwili, kiedy przychodzi do zredagowania przypisu, trzeba tę całą historię odciąć, ograniczając się do jednego, dwu zdań zasadniczej kwestii. Dlatego też, czytając przypisy do  dzienników czy listów, miejmy świadomość, że pod wieloma kryją się bardzo ciekawe historie. Kiedy zaczynałem pracę nad listami Broniewskiego miałem nadzieję, że znów wciągnie mnie wir nieoczekiwanych wydarzeń. I tak się stało.

Niektórych wątków nigdy bym nie wyjaśnił, gdyby nie pomoc z zewnątrz. Edytorzy dokumentów autobiograficznych to trochę taki zakon żebraczy. Dzięki daninie osób, które mają odpowiednie wiadomości czy pamiętają minione wydarzenia, można zbudować ciekawe tło dla akcji, która rozgrywa się w listach czy dziennikach. Ta korespondencja dała mi szansę, by na chwilę wniknąć w życie pisarza i tamten świat. Po lekturze jego artystyczne i życiowe wybory zaczynają mi się układać w jakąś, coraz bardziej spójną sekwencję. To pierwsza edycja listów Broniewskiego, wcześniej ukazały się jedyne listy do pisarza. Bardzo jestem ciekaw, jak książkę przyjmą czytelnicy i czy zmieni ona wizerunek poety w ich oczach.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze