1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Di, Viv i Rose w Teatrze Capitol. Recenzja

Di, Viv i Rose w Teatrze Capitol. Recenzja

Zobacz galerię 5 zdjęć

Zimowy sobotni  wieczór w teatrze był dla mnie niezwykłym i zaskakującym przeżyciem. Poszłam do Teatru Capitol, spodziewając się zabawnego tekstu o relacjach między kobietami – wyszłam pełna wątpliwości i pytań o to, na czym polega przyjaźń w babskim świecie.

Spektakl w reżyserii Macieja Kowalewskiego kusi gwiazdorską obsadą. Powrót Joanny Brodzik na teatralną scenę po latach obecności na ekranie to niewątpliwie jeden z powodów, dla których widownia Capitolu była nabita do ostatniego miejsca. Brodzik gra znowu (jak w filmie sprzed lat Bogusława Lindy „Jasne błękitne okna”) wbrew swoim warunkom i stereotypowi dobrze znanej widzom współczesnej kobiety w wielkim mieście, która dzielnie zmaga się z życiem. Tym razem aktorka przekonująco i oszczędnie wciela się w postać lesbijki Di. Di uprawia boks, biega i zakrywa zgrabną figurę bezkształtnymi ciuchami. Chodzi, mówi i zachowuje się jak chłopak, nieokrzesany, czasem agresywny i zbyt wprost artykułujący to, co myśli. Zmaga się również z bolesnym dramatem, ale o tym więcej nie napiszę, by nie psuć efektu zaskoczenia. Aktorka wykonała rzetelną teatralną robotę, co po raz kolejny przekonało mnie, że praca nad rolą pod okiem dobrego reżysera może dać świetne i zaskakujące efekty.

Daria Widawska, dobrze znana widzom Teatru Capitol, ma najlepiej skrojoną przez dramaturga postać: prostej, zabawnej i otwartej na romanse dziewczyny. Rose jednoczy przyjaciółki, gotuje im obiady, tworzy domowy klimat w wynajmowanym mieszkaniu. Widawska jest bardzo sprawna technicznie na scenie, widać, że farsa to jej żywioł. Bawi się formą teatralną nieco przerysowanej w swoich reakcjach i otwartej na seksualne doświadczenia pełnej wdzięku bohaterki. Jednocześnie nie boi się pobrzydzenia, grania bez makijażu, w rozciągniętym podkoszulku, i zasypiania w pół zdania, gdy Rose pada ze zmęczenia. Jej występ był kilkakrotnie przerwany brawami. Nic w tym dziwnego! Bohaterka jest tak zwyczajna i przyjazna światu, że kobiety na widowni szybko utożsamiają się z nią i rozumieją, że romanse, w które ciągle się wikła, to w gruncie poszukiwanie akceptacji.

Najtrudniejsze zadanie przypadło Viv. Małgorzata Lipmann stara się stworzyć obraz zasadniczej, bystrej intelektualistki, która za fasadą chłodu i profesjonalizmu skrywa wielka tęsknotę za miłością. Tak wielką, że decyduje się na małżeństwo z gejem, a to oczywiście musi skończyć się katastrofą. Viv pozostaje w cieniu swoich koleżanek aż do drugiego aktu, gdy dochodzi do decydującej rozmowy o przyjaźni i o tym, jak bardzo kształtuje nas otoczenie, w którym dojrzewamy do samodzielności. Podczas tej konfrontacji Viv bardzo wyraźnie zaznacza swojej miejsce.

Większość pań na widowni bardzo przeżyła tę historię. Muszę przyznać, że znalazłam się wśród nich. Bliska, życzliwa wieź z kobietami bywa dla nas wszystkich warunkiem decydującym o szczęściu. Dla Di, Viv i Rose także.

Di, Viv i Rose, Amelia Bullmore, reż.Maciej Kowalewski, premiera 6 października 2014, Teatr Capitol w Warszawie,

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze