1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Film „Holy Motors” - Chcielibyśmy żyć jeszcze raz

mat. prasowe
mat. prasowe
Zobacz galerię 9 Zdjęć
Co by było, gdyby wszystko było na niby? Czy odważylibyśmy się gryźć i wyrywać zębami cudze włosy, żeby sprawdzić jak to jest? Nie ponosilibyśmy przecież żadnych konsekwencji. Mielibyśmy wiele szans. Jak w "Holy Motors".

</a> mat. prasowe/więcej w galerii mat. prasowe/więcej w galerii

Już tak możemy. Na niektórych forach internetowych widać to doskonale. Ukrywające się pod licznymi pseudonimami trolle tylko czekają, żeby tam i tu wpuścić swój jad. Anonimowo łatwiej ranić ludzi, szokować, zachowywać się obscenicznie. „Przecież to nie ja, to mój avatar” - można sobie wytłumaczyć.

Film Leosa Caraxa „Holy Motors” kojarzy mi się właśnie z taką wirtualną fikcją. Granego przez Denisa Lavanta Mounsieur Oscara poznajemy w drodze do pracy. Sytuacja raczej zwyczajna. Co prawda przejawia on chorobliwą troskę o swoje bezpieczeństwo, sugerując, że ochrona mu nie wystarczy, że musi kupić broń, ale jak się jest milionerem, można czuć się niepewnie. Dziwactwo zaczyna się wtedy, gdy z eleganckiej limuzyny wychodzi przygarbiona staruszka i idzie żebrać pod most.

To pierwsza przebieranka. Później Oscar zakłada obcisły, zdobiony światełkami kostium, by zatańczyć erotyczny taniec w świecie gwiezdnych wojen. W kolejnym wcieleniu, jako potwór, uprowadza grającą posągową modelkę Evę Mendes, drze jej kreację, zjada włosy. W podobnej do jego limuzynie spotyka Kylie Minogue, która śpiewa dla niego romantyczną piosenkę na dachu wymarłego gmachu. Kilka razy ginie, po czym wstaje, by wkroczyć do następnej historii. Nie wiemy, co jest prawdziwe. Może tylko przygnębiona twarz bohatera, gdy w samochodzie pije whisky ze szklanej karafki.

Film Caraxa to pełen szczegółów majstersztyk. Jego historie ubrane są w różne gatunki filmowe, przeskakujemy zatem z filmu science fiction do horroru, z komedii do thrillera,  melodramatu, by potem zajrzeć do musicalu. Wszystko jest nierealne i realne zarazem. Odpowiedzialni za kostiumy i charakteryzację Anaïs Romand, Bernard Floch i Olivier Seyfrid powinni otrzymać medal. Caroline Champetiez dostała w tym roku na bydgoskim Plus Camerimage Srebrną Żabę za zdjęcia.

Największe uznanie należy się Denisowi Lavantowi, który niczym kameleon, przeistacza się w różne postaci i płynnie wchodzi w kolejne role. - Z Denisem spotkaliśmy się po raz pierwszy, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nawet nie zjedliśmy razem kolacji. Czuję jednak, że to człowiek, dzięki któremu sięgnę najdalej. Mogę go poprosić o wszystko. Dzisiaj to przekonanie jest jeszcze bardziej uzasadnione niż kiedyś, bo Denis z roku na rok jest coraz lepszym aktorem - opowiadał dla „Gazety na horyzoncie” reżyser.  Céline, kierującą limuzyną dojrzałą blondynkę, z wymaganą dla roli powściągliwością, zagrała Edith Scob.

Po sukcesach z lat 80., kiedy to rozbudził zainteresowanie kinomanów filmami „Chłopiec spotyka dziewczynę” i „Zła krew” oraz klapach z lat 90. („Kochankowie z Pont-Neuf” i „Pola X”), Carax powraca z „Holy Motors”, by przy zastosowaniu różnych scen i gatunków pokazać siebie. Monsieur Oscar jest bowiem jego alter ego. Reżyser ma naprawdę na imię Alex Oscar.

Carax stawia pytania, czy rzeczywiście w wirtualnych życiach możemy czynić wszystko bez konsekwencji? Czy nas to nie zmęczy? Do czego nas to doprowadzi? „Chcielibyśmy żyć jeszcze raz, to znaczy, przeżyć jeszcze raz to samo” - słyszymy w ostatniej piosence. Po czym gaśnie światło w hangarze wypełnionym limuzynami. Nie wiemy, czy powstanie nowy dzień, czy nadejdzie koniec, ale tę niepewność musimy zaakceptować.

[iframe src="https://www.youtube.com/embed/yQJrVEgOPRk" frameborder="0" allowfullscreen" width="100%" height="315-->

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze