1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Nietykalni. Europejczyk(znowu) śmieje się z Murzyna

Gutek Film
Gutek Film
Najstarszy schemat komediowy świata – kontrast wysokich i niskich warstw społecznych – znowu zadziałał.

Biały bogacz uwięziony na wózku inwalidzkim zatrudnia czarnoskórego pielęgniarza – wychowanego przez ulice Paryża imigranta z Afryki.Dzieląca ich przepaść kulturowa jest niewyczerpanym źródłem świetnie napisanych i zagranych gagów, od których uśmiech sam ciśnie się na usta.Czy 25 milionów widzów we Francji może się mylić?

Niewyobrażalnie bogaty Philippe (Francois Cluzet) żyje sam, choć otoczony świtą służby, w pałacyku w centrum Paryża. Po królewskich komnatach błąka się wprawdzie jego adoptowana nastoletnia córka, ale dziewczyna nie obchodzi za bardzo ani ojca, ani nawet reżyserów, więc zostawmy tę zmarnowaną postać na boku. Rozpad rodziny spowodowała najpierw śmierć żony, potem wypadek Philippe’a na paralotni, który przykuł go do wózka na resztę życia. W punkcie wyjścia Philippe jest ekscentrycznym, lekko tylko podstarzałym, ale bardzo już zgnuśniałym koneserem sztuki wysokiej. Wnętrza pałacu wypełnia od świtu do nocy muzyka klasyczna, przed którą służba kryje uszy w ogromnych słuchawkach do prac ogrodowych.

Do tego szpitalnie sterylnego i muzealnie martwego środowiska poszukiwany jest jeszcze jeden eksponat – pielęgniarz. Ktoś, kto będzie towarzyszył Philippowi od świtu do nocy we wszystkich czynnościach, będzie jego „rękami i nogami”, zastąpi mu ciało. Na to właśnie stanowisko, pchnięty ostatnim impulsem szaleństwa, Philippe przyjmuje Drissa – łamiącego wszelkie zasady bon tonu czarnoskórego chłopaka z przedmieścia.

Różni ich wszystko: język, status majątkowy i społeczny, rasa, kultura (Philippe uczestniczy w „wysokiej” kulturze salonów, Driss – wyrósł w „niskiej” kulturze ulicy), wiedza o świecie, wykształcenie, intelekt, seksualność, maniery... Te różnice stają się oczywiście kopalnią gagów, które – tu trzeba oddać sprawiedliwość twórcom filmu – są napisane na najwyższym poziomie i odegrane przez znakomitych technicznie i wyrazistych osobowościowo aktorów. Nie można powstrzymać się od śmiechu, choć miejscami powinniśmy się tego śmiechu naprawdę sromotnie wstydzić.

32-letniemu Omarowi Sy rola Drissa przyniosła Cezara dla najlepszego aktora w 2011 roku. I jest to nagroda zasłużona, bo nikt tak naturalnie nie zagra dobrze zbudowanego, przystojnego, spontanicznego, żywotnego Murzyna jak naturalny, dobrze zbudowany, przystojny, spontaniczny i żywotny Murzyn. I proszę mnie tu źle nie zrozumieć – jestem pewna, że Omar Sy potrafi również zagrać smutne, a nawet dramatyczne role, ale postać Drissa jest uszyta z najbardziej prostackich, powielonych bez cienia refleksji stereotypów, zaszczepionych w Europejczykach jeszcze w czasach kolonialnych. Driss to kolejna odbitka z tej samej kliszy, kolejna figurka z hebanu do kolekcji na imperialnym kominku, gdzie stoją już Piętaszek z „Robinsona Cruzoe” oraz Kali z „W pustyni i w puszczy”.

Scenariusz jest oparty na prawdziwej historii Philippe’a Pozzo di Borgo i jego pielęgniarza Abdela Sellou, który jednakowoż nie jest czarnoskóry. Przy odpowiedniej dozie naiwności można tłumaczyć „korektę kolorystyczną”, której dokonali twórcy filmu, ich własnymi słowami. Olivier Nakache i Eric Toledano (obaj odpowiedzialni zarówno za scenariusz, jak i reżyserię) znali Omara Sy ze współpracy przy poprzednich filmach. Aktor „samym pojawieniem się na planie” wniósł nietypową energię i wtedy oczywiste stało się, że nikt nie zagra Drissa lepiej. Ale właśnie takie „oczywiste” wybory, jak i „oczywiste” powody do śmiechu poukrywane jak miny na każdym etapie scenariusza powinny budzić w nas najwyższą podejrzliwość.

Nawet, jeśli spośród dziesiątków białych komików starających się o tę rolę Omar Sy wypadł najlepiej bez względu na kolor skóry (w co nie uwierzę, chociażby z powodu sceny świecenia zębami w ciemności), to przecież nie można udawać, że obsadzenie go w tej roli nie utwierdza krzywdzących stereotypów. A mówią one w wielkim skrócie, że czarnoskórzy mieszkańcy Europy mogą liczyć na awans społeczny o tyle, o ile nauczy ich uczciwej pracy ich biały... no, może w XXI wieku już nie „pan”, ale „mecenas”. Ten hierarchiczny porządek społeczny jest nienaruszalny, Driss do końca życia pozostanie wdzięczny Philippe’owi i odwrotnie, a ich „przyjaźń” pozostanie nierozłączna, „nietykalna”. Jeśli zignorować ten wielki powód do wstydu, film „Nietykalni” jest przezabawną, krzepiącą historią o tym, jak to przyjaźń potrafi związać ze sobą nawet przeciwległe bieguny, jak nigdy nie wolno tracić wiary w sens życia, nawet pomimo paraliżu (Philippe) czy braku środków do życia (Driss). Tak jak świetnie film ten sprzedał się na całym świecie, tak i świetnie sprzeda się w Polsce. Jednak nie tylko dlatego, że jest po mistrzowsku zrealizowany – także dlatego, że pozwala nam, białym Europejczykom, znów świetnie poczuć się w skórze przywódców świata, mecenasów i zbawicieli maluczkich.

"Nietykalni", reż. Olivier Nakache i Eric Toledano, Gutek Film

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze