1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Podsumowanie festiwalu filmowego w Berlinie - Berlinale 2013: Triumf kobiet

Berlinale
Berlinale
Zobacz galerię 8 Zdjęć
To był udany festiwal. Nie przyniósł arcydzieł, ale nie zabrakło na nim filmów dobrych i bardzo dobrych. Berlinale 2013 zapamiętamy jako imprezę przełomową dla polskiego kina. Nagrody dla Małgorzaty Szumowskiej i Katarzyny Rosłaniec są wyraźnym sygnałem, że rodzimi twórcy uczą się uniwersalnego języka, zrozumiałego dla międzynarodowej publiczności.

</a>

Małgorzata Szumowska jako pierwsza Polka otrzymała Teddy Award, najbardziej prestiżową europejską nagrodę dla twórców poruszających tematy mniejszości seksualnych. Głównym bohaterem „W imię...” jest grany przez Andrzeja Chyrę samotny ksiądz, który zakochuje się w młodym chłopaku ze wsi. Społeczny, kontrowersyjny temat schodzi u Szumowskiej na dalszy plan – górę bierze analiza emocji głównego bohatera, przypominająca utkane z niedomówień opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza. Z kolei „Bejbi blues” Katarzyny Rosłaniec, która zdobyła nagrodę dla najlepszego filmu młodzieżowego, jest nakręconym jak teledysk portretem nastolatki z dzieckiem. Obu filmom można wiele zarzucić, ale, oceniając je z polskiej perspektywy, łatwo stracić z oczu to, co w nich wartościowe: uniwersalny sposób opowiadania historii za pomocą obrazu, pracę operatorską na światowym poziomie i odważny montaż.

Berlinale zawsze ceniło kino społeczne. Nie jest więc zaskoczeniem, że najważniejszą nagrodę Złotego Niedźwiedzia przyznano rumuńskiemu „Child's Pose”. Film Calina Petera Netzera wpisuje się w najlepsze dokonania rumuńskiej Nowej Fali, bezwzględnie rozliczającej się z patologiami przeszłości i teraźniejszości. Punktem wyjścia jest wypadek samochodowy, w którym nierozważny kierowca zabija dziecko na drodze. Biorąc pod lupę tragiczne wydarzenie, Netzer pokazuje rozkład państwa i więzi społecznych we współczesnej Rumunii, przeżartej przez korupcję i układy, umacniające rodzinę jako demoralizującą instytucję, zabijającą w człowieku poczucie odpowiedzialności. „Child's Pose” to jeden z najbardziej gorzkich obrazów toksycznej relacji rodzicielskiej w historii kina. Obdarzając syna (sprawcę wypadku) bezgraniczną miłością, rumuńska matka wysysa z niego resztki indywidualności. Występująca w głównej roli Luminita Gheorghiu, aktorka specjalizująca się w postaciach matek, stworzyła najważniejszą kreację w swojej karierze.

Na tegorocznym Berlinale dużą niespodzianką jest przewrót genderowy. Głos żeński był na festiwalu bardzo wyraźny. Protagonistami co najmniej połowy filmów pokazanych w konkursie są silne kobiety. Wychwalana „Gloria” Sebastiána Lelio to przenikliwy portret rozwódki z dwojgiem dorosłych dzieci, podobnie jak komediowa „Elle s'en va” Emmanuelle Bercot z Catherine Deneuve w roli dojrzałej kobiety, niegdyś piękności, która przechodzi kryzys i pod wpływem impulsu porzuca swoją restaurację, wsiada do samochodu i rusza przed siebie. Nie brakowało bohaterek młodych, na progu dorosłości. Świetna „Francis Ha” Noaha Baumbacha opowiada o 27-letniej dziewczynie z Nowego Jorku, która traci chłopaka, pracę i nie wie, co robić dalej. Czarno-biały film, pełen błyskotliwych odwołań do francuskiej Nowej Fali, jest słodko-gorzką opowieścią o tym, jak w czasach kryzysu przekuć porażkę w sukces. Grająca główną rolę Greta Gerwig ma pełne prawo do tytułu Woody'ego Allena w spódnicy. Z jej perypetiami koresponduje znakomity koreański „Nobody's Daughter Haewon” Honga Sangsoo, który potwierdza, że w skali globalnej problemy dojrzewania ujawniają więcej podobieństw niż różnic.

Dużo emocji budziła „Lovelace”, o królowej porno Lindzie Lovelace, która za sprawą głośnego „Głębokiego gardła” zabłysła w latach 70., jako ikona przemysłu dla dorosłych. Film  jest nakręcony ze swadą, ale komediowe akcenty z czasem przysłania ciemna strona kariery tytułowej bohaterki, wepchniętej do branży na siłę przez męża, który bił ją i zmuszał do prostytucji. Po latach Linda Lovelace napisała autobiografię, która do dziś bywa używana przez ruch antypornograficzny jako argument do walki z przemysłem porno. Zgoła po innej stronie stoi „Interior. Leather bar”, eksperymentalny dokument Jamesa Franco i Travisa Matthewsa, będący rekonstrukcją 40 minut scen z klubu gejowskiego, ocenzurowanych w słynnym „Zadaniu specjalnym" (1980) Williama Friedkina. Ich film, balansujący na granicy artystycznego eksperymentu i pornografii, to wezwanie do używania erotyki jako przestrzeni wolności. Miłość homoerotyczna jest wciąż tabu; Travis Matthews po pokazie powiedział, że film z odważnymi scenami seksu gejowskiego nigdy nie zostałby pokazany na mainstreamowym festiwalu, gdyby nie wystąpił w nim hollywoodzki gwiazdor James Franco.

Paradoksem tegorocznego Berlinale jest, że zawiedli ci, wobec których były największe oczekiwania. Najsłabiej wypadł przeestetyzowany, pusty jak wydmuszka „The Grandmaster” Wonga Kar-Waia. Rozczarował też pozbawiony pazura finał trylogii Ulricha Seidla. Z kolei antykorporacyjny „Promised Land” Gusa van Santa z Mattem Damonem, chociaż sprawnie nakręcony, irytuje tendencyjnością i pozostawia wrażenie niedosytu. Najwięcej emocji wywołali twórcy z Rumunii, Bośni, Kazachstanu i Korei, potwierdzając tym samym, że zawsze warto mieć oczy szeroko otwarte na to, co nieznane.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze