Jest kluczowa różnica między filmami brytyjskimi a amerykańskimi, zwłaszcza w gatunkach spektakularnych: kinie wojennym, fantastyce naukowej, horrorze. Brytyjczycy nie mają pieniędzy, więc muszą mieć pomysł.
Tam, gdzie aktor Amerykanin skacze z helikoptera nad płonącym budynkiem, Brytyjczyk w najlepszym razie opowiada o helikopterze dwójce ludzi w niedoświetlonym garażu. Wbrew pozorom to świetnie robi brytyjskiemu kinu – wiarygodne postacie podają tam dobrze napisane dialogi.
Przykładem jest „Strefa X”.
Debiutant Gareth Edwards nakręcił za niecałe 15 tysięcy funtów film science fiction o konfrontacji Ziemian z obcymi z kosmosu. Nie, całość nie toczy się w garażu – to film drogi, w którym śledzimy parę bohaterów jadących przez kraj pełen obcych. Edwards sam stworzył efekty specjalne i sam obsługiwał kamerę, a zatrudniał do filmu amatorów mieszkających tam, gdzie akurat kręcił. Wynik jest zaskakujący. Efektów w filmie nie brak – są kosmici, armia, zniszczone krajobrazy. Ale dzięki inteligencji reżysera odkrywamy, że najważniejsza jest na ekranie dwójka ludzi, odkrywająca w sobie coś, czego się po sobie nie spodziewali.
Monsters, Wielka Brytania 2009, reż. Gareth Edwards, wyk. Scoot McNairy, Whitney Able, Mario Zuniga Benavides, Annalee Jefferies, dystr. Best Film