1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Gra o tron: już 17 lipca polska premiera kolejnego sezonu!

</a> fot. materiały prasowe HBO Polska
fot. materiały prasowe HBO Polska
Nie dajcie się zmylić rycerzom, smokom i średniowiecznym realiom. „Gra o tron”, choć wygląda jak baśń, celniej ukazuje otaczającą nas rzeczywistość niż niejeden reportaż. Fanów serialu nie trzeba przekonywać, że to nie tylko rozrywka na najwyższym poziomie, ale też filozoficzna przypowieść o życiu, a nawet terapia na ekranie. Komu sześć sezonów przeleciało koło nosa, ma jeszcze czas nadrobić zaległości, przed premierą kolejnego w lipcu. Dlaczego warto w ogóle zawracać sobie tym głowę?

</a> fot. materiały prasowe HBO Polska fot. materiały prasowe HBO Polska

Premiera nowego sezonu ulubionego serialu to jak powrót do domu z długiej podróży. W tym wypadku dom wprawdzie jest zacny, ale w ruinie. Do tego jego prawowity właściciel zmarł, a właściwie został zamordowany. Rodzina kłóci się o schedę, nie przebierając w środkach. Połowa krewnych wyeliminowała się wzajemnie, pozostałym nie warto ufać – a jednak ciągnie cię do nich jak do swoich.

„Gra o tron” opowiada o swoich. Ludziach takich jak my, choć odzianych w długie suknie oraz zbroje. Mimo talentów i dobrego urodzenia nie radzą sobie w nieprzewidywalnym świecie. Opowiada też o rodzinie, a właściwie rodzinach – z pogmatwanymi relacjami, sympatiami i animozjami. Pełno tu konfliktów między jej członkami, ale też konfliktów wewnętrznych, gdyż bohaterowie często są stawiani przed trudnymi wyborami. Możemy im współczuć, możemy ich podziwiać, możemy cieszyć się z ich niepowodzeń lub odnaleźć siebie w ich losie czy postawie.

Fikcyjnej krainie Westeros jest całkiem blisko do podzielonej Unii Europejskiej, obawiającej się najazdu uchodźców w podobnym stopniu co serialowi bohaterowie obawiają się hord Dzikich Ludzi zza Wielkiego Muru, ale przede wszystkim inwazji Innych – skutych lodem, niezniszczalnych żywych trupów. Widmo zniszczenia Westeros przez tę nieludzką armię to odbicie apokaliptycznych lęków współczesnego człowieka. Ale to nie wszystko, co „Gra o tron” ma do zaoferowania.

– Zawsze uważałam, że ten serial jest o wszystkim: o władzy, życiu, śmierci, miłości, przyjaźni, odwadze, namiętności, zbrodni, wierze… Łączy też w sobie wiele gatunków – jest kryminałem, filmem fantasy, horrorem, dramatem, a czasem też komedią – wyjaśnia Lidia Rudzińska-Sierakowska, kulturoznawczyni i filmoznawczyni, która na Uniwersytecie SWPS prowadzi zajęcia o serialach nowej generacji.

„Grę o tron” możemy oglądać jako sagę kilku rodów, opowieść o walce o władzę albo pełen przygód serial fantasy, w którym są rycerze i smoki. Może nas przyciągać jej realizm i brutalność czy zachwyt nad możliwościami kinematografii. Ale możemy też dostrzec w niej skomplikowane studium charakterów, wykładnię światowej polityki, lustro naszych problemów, traum i lęków.

– Moim zdaniem głównym rdzeniem tego serialu jest śmierć – mówi Lidia Rudzińska-Sierakowska. – Gdyby nie niewyjaśniona śmierć Namiestnika, od której zaczyna się akcja, nie zawiązałaby się cała intryga i wojna. Śmierć przewija się przez wszystkie najważniejsze wątki serialu – każdy rozwija się i kończy śmiercią – i jest bardzo demokratyczna: giną zarówno źli, jak i dobrzy, drugoplanowe postaci, jak i główni bohaterowie, co wywołuje szok oraz niedowierzanie u przywiązanego do nich widza.

Bezkompromisowość twórców, którzy w ukazywaniu prawdy o naturze ludzkiej nie cofną się przed żadną świętością i nie chowają za żadnym tabu, przyciąga przed ekrany miliony i sprawia, że „Gra o tron” wymyka się wszelkiej klasyfikacji.

Doskonała rozrywka

– Mamy tu wszystko, co przywiązuje widza: seks, przemoc, intrygę i bardzo dobrze skonstruowane postaci – mówi Martyna Harland, psycholożka i autorka projektu Filmoterapia.pl. Jej zdaniem to właśnie bohaterowie powodują tak duże zaangażowanie widza. – Każdy z nas może utożsamić się mniej lub bardziej z wybraną postacią. Do tego, jak w każdym serialu, częstsze i dłuższe obcowanie z bohaterami przywiązuje nas do nich emocjonalnie.

Istotną częścią „Gry o tron” jest też suspens. Ma utrzymać widza w napięciu albo zaskoczyć nieoczekiwanym zwrotem akcji. Wystarczy wspomnieć jeden z odcinków drugiego sezonu pt. „Krwawe gody”, który w kilkanaście godzin od emisji obejrzało ponad milion internautów i który u widzów nieznających treści literackiego pierwowzoru wywołał tak wielki szok i niedowierzanie, że jego odbiór w mediach społecznościowych przeszedł już do historii. – Suspens działa jeszcze lepiej w serialu niż w filmie, bo mamy chwilę na refleksję między jednym odcinkiem a drugim – tłumaczy Martyna Harland. – Poza tym wszyscy czujemy potrzebę domknięcia poznawczego, chcemy uzyskać jak najszybszą odpowiedź na interesujący nas temat. Dlatego jesteśmy tak ciekawi kolejnego odcinka.

Lidia Rudzińska-Sierakowska potwierdza, że „Gra o tron” to rozrywka najwyższej jakości. – To nie tylko serial, który ma wszystko, ale też serial, który jest o wszystkim i dlatego jest dla każdego – mówi. – Może być to jego wadą, bo jeżeli coś jest dla każdego, to znaczy, że nie trzeba żadnych kompetencji, by to przyswoić. Ale może być też zaletą – każdy, kto go obejrzy, będzie się dobrze bawił, bo każdy znajdzie w nim coś dla siebie. To od nas zależy, na jaki wątek zwrócimy uwagę, jakie tropy w nim znajdziemy.

Poza tym „Gra o tron” jednoczy. – Już dawno nie było serialu, o którym każdy mógłby porozmawiać praktycznie w każdym towarzystwie i w każdym miejscu na świecie – zauważa Lidia Rudzińska-Sierakowska.

Seans terapeutyczny

Martyna Harland, która filmy wykorzystuje w pracy psychologa, proponuje, by „Grę o tron” potraktować szerzej – jako narzędzie terapeutyczne służące do przyjrzenia się sobie i własnym problemom. – Warto zatrzymać się na chwilę w biegu i zastanowić nad tym, co i kto szczególnie porusza mnie w tym serialu. Kto jest „moim” bohaterem – tłumaczy.

Jest to o tyle proste, że poprzez mechanizm projekcji przypisujemy postaciom własne emocje i uczucia. A to, na co zwracamy uwagę w serialu, może być cenną wskazówką rozwojową. Zastanówmy się zatem: Jaki wątek, czyja historia najbardziej mnie porusza? Z którym bohaterem się identyfikuję, a który mnie irytuje?

Wśród tematów i tropów są problemy dużego kalibru. Bycie „czarną owcą” w rodzinie, pogardzaną i odsuwaną na bok, zakazana lub nieszczęśliwa miłość, trauma, zemsta, kazirodztwo, kalectwo, przemoc domowa, szaleństwo, ale przede wszystkim śmierć bliskich i bardzo silnie akcentowane wybijanie się na niezależność kobiet. – Zwłaszcza ostatni sezon „Gry” był bardzo ciekawy pod kątem wątków kobiecych – mówi Martyna Harland. – Kobiety zdecydowanie przewyższają męskich graczy siłą, odwagą i inteligencją.

Wśród najciekawszych charakterologicznie i terapeutycznie postaci, w których możemy się przejrzeć jako widzowie, psycholożka wymienia królową Cersei Lannister. – „Kiedy bierzesz udział w grze o tron, zwyciężasz lub giniesz” – stwierdza bohaterka w pierwszym sezonie. Sama przez lata rządząca z tylnego siedzenia, została wreszcie ukoronowana. Stało się to w momencie, kiedy straciła to, co było dla niej najważniejsze – rodzinę. Ale ona nie poddaje się nigdy – analizuje Martyna Harland.

Kolejna bohaterka – Arya Stark. Mimo młodego wieku, wyruszyła w nieznany jej świat bez lęku. – Oślepiona i wyrzucona na ulicę, podniosła się i nauczyła podejmować rozważne decyzje. Do tego nie zapomniała, kim jest i skąd pochodzi oraz co jest jej życiowym celem – twierdzi psycholożka.

Jest wreszcie Daenerys, Matka Smoków, która do świadomości swojej siły musiała dorosnąć. – Wydaje się idealną władczynią, ale jest zmienna, nigdy nie wiadomo, jaki będzie miała nastrój. Jej reakcje i decyzje pozostają wielką niewiadomą – tłumaczy Martyna Harland. – Bierze, co chce, siłą i z łatwością usprawiedliwia swoje działania. Pytanie, czy zamieni się we własnego ojca, Aerysa Targaryena, zwanego Szalonym Królem.

I najciekawsza pod kątem przemiany psychologicznej Sansa Stark. – Poznajemy ją jako naiwną dziewczynkę, wraz z rozwojem serialu dorasta i staje się mocną kobietą. Po tym, co przeszła w Królewskiej Przystani czy w komnatach swojego męża Ramsaya, stała się jedną z najsilniejszych bohaterek. Wychodzi z życiowego kryzysu zwycięsko – zauważa psycholożka.

Na wątek kobiecych bohaterek zwraca też uwagę Lidia Rudzińska-Sierakowska: – Ten serial jest tak naprawdę o wyzwalaniu się kobiet, zjawisku, jakie możemy też zaobserwować współcześnie. Wszystkie główne postaci kobiece miały podobną historię. Z dziewczynek wyrosły na kobiety starające się odnaleźć w męskim świecie, by w końcu ten świat zniszczyć i budować na swoich zasadach. Daenerys musiała się wyzwolić z niewoli w khalasarze i zrobiła to popisowo. Arya przez kilka sezonów dążyła do tego, by się dostosować, a nagle mówi: „Nie, jestem Arya Stark, mam swoje imię”. Mamy też Cersei, zawsze silną, ale do tej pory stojącą w cieniu mężczyn – ojca, męża, brata czy syna. Sansa z mdłej trzpiotki staje się tą, która wygrywa wielką bitwę. No i wreszcie Brienne z Tarsu – jedyna kobieta wierna zasadom rycerskości. Nawet pomniejsze postaci kobiece są tu wyzwolone – jak Asha Greyjoy z Żelaznych Wysp czy wojowniczki z Dorne.

Do głosu dochodzą też pomijani i poniżani, jak Tyrion, karzeł, którego praktycznie wyrzekł się własny ojciec, Jon Snow – żyjący z łatką bękarta czy Samwell Tarly, który w świecie promującym siłę fizyczną wreszcie zaczyna rozdawać karty dzięki swojej wiedzy i oczytaniu. Scenarzyści fundują zbiorową terapię na ekranie wszystkim, którzy uważają się za innych, odmiennych, niepasujących do dzisiejszego świata.

Filozoficzna prawda

Elio M. Garcia i Linda Antonson we wstępie do pracy zbiorowej pt. „Gra o tron i filozofia” (wyd. Editio) zwracają uwagę na jeszcze jeden poziom, na jakim możemy odbierać ten film – filozoficzno-moralny. Twierdzą, że George’owi R.R. Martinowi, autorowi „Pieśni Lodu i Ognia”, na podstawie której powstał serial, udało się stworzyć dzieło wprawdzie silnie inspirowane kanonem literatury fantasy, ale jednak ze wszech miar oryginalne.

Do tej pory literatura gatunku opierała się na prostym podziale – protagonista był dobry i szlachetny, a antagonista – klasycznyn szwarccharakterem. Martin złamał tę konwencję, zaludniając świat Westeros bohaterami dwuznacznymi moralnie, którzy w pewnych sytuacjach są skłonni działać szlachetnie, a w innych robić rzeczy nikczemne. Skupił się na psychologicznej charakterystyce postaci, ukazując złożoność ich relacji i uczuć – i to właśnie zyskało mu rzesze wiernych czytelników.

Świat ukazany w „Grze o tron” nie jest idealny, ale prawdziwy aż do bólu. Nie ma tu miejsca na puste frazesy i deklarowane jedynie, a nie praktykowane postawy. Dlatego też jednym z tematów, z którymi mierzy się „Gra o tron”, jest rycerskość – podręcznikowa definicja postawy krystalicznej moralnie. Świat Westeros aż roi się od rycerzy, a jednak jest to świat brutalny i głęboko niesprawiedliwy. Rycerze łamią dane słowo, nie szanują kobiet i nie są wcale wierni swojemu władcy. Sansę Stark, wychowaną na pieśniach chwalących rycerskie czyny, dorosłe życie uczy, że mają się one nijak do rzeczywistości. Osobą, która prawdziwie przestrzega kanonu tego „fachu”, jest jedynie Brienne, kobieta rycerz, wyśmiewana zresztą przez resztę rycerskiej braci i co chwila napotykająca trudności w zastosowaniu zasad rycerskich w życiu.

Rycerskość w swoim założeniu nie przystaje do realnego świata – ani tego średniowiecznego, ani tym bardziej naszego, ale nie dlatego, że jest zbyt idealistyczna, tylko dlatego że przyzwala na pewną dyskryminację. Zakłada ochronę słabszych, co oznacza, że uznaje już sam fakt istnienia słabszych i silniejszych, a na dodatek tych słabszych utrzymuje w roli wiecznych ofiar, którym trzeba pomagać. Gloryfikując kobietę i stawiając ją na piedestale, tak naprawdę umieszcza ją w czymś w rodzaju więzienia. Stacey Goguen, autorka jednego z artykułów w tomie „Gra o tron a filozofia”, ujmuje to jeszcze bardziej dobitnie: „średniowieczne rycerstwo było homofobiczne, seksistowskie, klasowe, pełne uprzedzeń do osób niepełnosprawnych i prawdopodobnie także rasistowskie”. George R.R. Martin daje na to mnóstwo przykładów, rozwiewając pokutujący od stuleci mit rycerskości jako najwyższego kodeksu moralnego. Dziś prawdziwych rycerzy już nie ma. I bardzo dobrze – zdaje się mówić Martin. Jego saga i serial są antyrycerskie, ale za to bardzo proczłowiecze.

Zwycięzca jest jeden

„Winter is coming”(zima nadchodzi) – to zawołanie rodu Starków, oznaczające konieczność bycia gotowym nie tylko na srogie warunki atmosferyczne, ale i zagrożenie zza Wielkiego Muru, co roku zwiastowało początek kolejnego sezonu serialu. Tym razem zima pierwszy raz przyjdzie latem – premiera serialu jest bowiem zapowiedziana na 16 lipca. Siódmy sezon będzie wyjątkowy nie tylko ze względu na nietypowy start, ale też dlatego, że jako widzowie jesteśmy w momencie przełomowym – serial wreszcie wykracza poza swój książkowy pierwowzór. – Co oznacza, że z jednej strony ci, którzy przeczytali „Pieśń Lodu i Ognia”, będą mieli dodatkową przyjemność z oglądania serialu, bo nie znają ciągu dalszego historii, z drugiej strony budzi to niepewność, czy scenariusz dorówna książce – zastanawia się Lidia Rudzińska-Sierakowska. – Czy twórcy zdecydują się tak bez skrupułów uśmiercać główne postacie, jak robił to George R.R. Martin, nazywany z tego powodu seryjnym mordercą? W końcu zainteresowanie poszczególnymi postaciami generuje wielkie zyski. Wierni fani wiedzą, że w „Grze o tron” nie można się do nikogo przyzwyczajać. Ale może i w tej kwestii nowy sezon nas czymś zaskoczy…

Producenci podsycają zainteresowanie, co chwilę wrzucając do Internetu nową informację na temat obsady czy rozwoju jednego z ważniejszych wątków, ale też ciekawostki, jak ta, że gościnnie pojawi się idol nastolatek muzyk Ed Sheeran. Najnowszy zwiastun sezonu jest też najbardziej tajemniczy z dotychczasowych – na placu boju o tron wydaje się pozostawać trójka bohaterów: bezwzględna i przebiegła Cersei, empatyczna, ale nieugięta Daenerys i Jon, obdarzony wprawdzie małą wiarą w siebie, ale jednocześnie ogromnym talentem przywódczym. Kto wygra ostateczną rozgrywkę, dowiemy się dopiero w ósmym sezonie, ale Internet już huczy od domysłów. Sam George R.R. Martin powiedział kiedyś, że jest tam tyle teorii na ten temat, że na pewno ktoś już odgadł zakończenie.

– Mnie osobiście jest najbliżej do takiej teorii, która mówi, że nie będzie jednego władcy – wyznaje Lidia Rudzińska-Sierakowska. – Mamy trzy smoki, musi być więc troje jeźdźców. Obstawiam wielki powrót Targaryenów i rozproszenie władzy – wątpię, by w całości objęła ją Daenerys. Pamiętajmy jednak, że zbliża się zima, a wraz z nią apokalipsa, czyli fala zombie – Innych zza Wielkiego Muru. Może się okazać, że to, kto zasiądzie na tronie, będzie sprawą drugorzędną.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia – czy zakończenie serialu będzie pokrywało się z rozwojem wypadków w dalszych tomach sagi, nadal nieopublikowanych, a może i jeszcze nienapisanych. Swoją drogą wielu fanów powątpiewa, czy zajęty tworzeniem scenariusza i bywaniem na premierach Martin znajdzie w ogóle czas na dopisanie końca. Inni twierdzą, że ostatnie tomy sagi już dawno leżą w sejfie i opóźnienie ich premiery to celowa strategia producentów, by dodatkowo zwiększyć zainteresowanie serialem.

Jaka jest prawda? Nie wiadomo. I to jest najlepsze. Bo prawdziwa gra toczy się między największym demiurgiem tego fikcyjnego świata – George’em R.R. Martinem a czytelnikami i widzami. Niedopowiedzenia, tajemnice i teorie spiskowe tylko podnoszą temperaturę. Jak widać, najgenialniejszym władcą, najbardziej skomplikowaną postacią i największym zwycięzcą w tej grze jest właśnie on – autor!

Świat w miniaturze

„Gra o tron” ma skomplikowaną fabułę z ok. 150 wybijającymi się bohaterami. Akcja osadzona jest w Westeros – fantastycznej krainie, przypominającej trochę średniowieczną Europę. Po obaleniu szalonego króla Aerysa z rodu Targaryenów, aby zachować jedność królestwa – na tronie zasiada Robert Baratheon, jeden z przywódców rebelii. Chcąc mieć sprzymierzeńca w potężnym Tywinie Lannisterze, bierze za żonę jego córkę, Cersei. Robert, nieszczęśliwy w małżeństwie i nadmiarowo korzystający z uroków życia, po latach staje się karykaturą rycerza, którym był. Do tego w podejrzanych okolicznościach ginie jego Namiestnik. Wyjaśnienie tej zagadki i wakat król oferuje swojemu wiernemu kompanowi z czasów rebelii – Nedowi Starkowi. Kiedy w podejrzanych okolicznościach ginie także Robert, Ned zaczyna podejrzewać spisek. Na dodatek zdobywa dowody, że dzieci Cersei wcale nie są potomkami Roberta. Z kolei tysiące mil dalej dorasta w ukryciu ocalałe rodzeństwo: Viserys i Daenerys, prawowici potomkowie Targaryena, którzy chcą odzyskać tron ojca. Ostatecznie na Żelazny Tron Siedmiu Królestw Westeros zaczyna sobie ostrzyć zęby 9 rodów: Lannisterowie, Baratheonowie, Starkowie, Targaryenowie, Tully’owie, Arryonowie, Martellowie, Greyjoyowie i Tyrellowie. Tak zaczyna się walka, a właściwie – jak mówi tytuł – gra o tron Westeros. Gra, w której liczy się nie tyle siła, co przebiegłość, nie tyle mądrość, co spryt. Gra, w której nie wolno mierzyć przeciwnika swoją miarą i niewolniczo trzymać się zasad. Tu wszystko się może zdarzyć – największy sojusznik może wbić ci nóż w plecy, a najzacieklejszy wróg podać rękę – gdy będzie miał w tym interes. To świat, w którym możesz liczyć tylko na siebie i na swoją rodzinę, no i odrobinę magii.

 

Kto zasiądzie na Tronie?

To nie tylko pytanie o zakończenie sagi, ale też o to, jaki typ władcy i rodzaj sprawowania władzy my sami wybieramy. Nieliczący się z nikim despota, schlebiający ogółowi populista, mistrz politycznej strategii i rozgrywek czy mądry i sprawiedliwy mąż stanu, ale niepotrafiący odnaleźć się w sieci intryg? George R.R. Martin na kartach swojej książki zilustrował każdą z tych postaci i doktryn, odwołując się w tym do myśli politycznej wielu historyków i filozofów. Na przykład Thomasa Hobbesa, angielskiego humanisty, według którego trzeba robić wszystko, by uniknąć wojny, nawet za cenę godzenia się na sadyzm władcy czy mijanie się z prawdą. Z kolei w kwestii utrzymania władzy odwołuje się do Niccola Machiavellego, który twierdził, że władca może robić wszystko, co niezbędne, gdyż cel uświęca środki. Jego zdaniem długiemu sprawowaniu władzy sprzyjają określone umiejętności (virtu) oraz szczęście (fortuna), natomiast największą przeszkodą jest moralność, bo uniemożliwia zdobycie przewagi nad przeciwnikiem – na co idealnym przykładem w „Grze o tron” jest los szlachetnego Neda Starka – oraz jakakolwiek zależność, a zwłaszcza poleganie na obcych żołnierzach, co zgubiło innego walczącego o tron – Robba Starka.

Machiavelli twierdził, że idealny władca powinien umieć łączyć w sobie cechy lwa i lisa, na co przykładem jest Jon Snow, zdobywający sobie posłuch za Wielkim Murem. Jednak najlepiej wzorce Machiavellego wypełniają dwie inne postaci: Daenerys Targaryen i Tyrion Lannister, czyli Matka Smoków i karzeł. Potrafią dostosowywać się do sytuacji, nawiązywać korzystne sojusze, tworzyć armie, a kiedy trzeba, też knuć intrygi. Taki byłby wybór Machiavellego. Kogo wybiorą scenarzyści – zobaczymy w ósmym, finałowym sezonie. Kogo my chcielibyśmy mieć za władcę – oto najtrafniejsze pytanie!

 

Telewizyjny fenomen

Serial wszech czasów? Zdecydowanie! Choć lata lecą – 6 sezonów już za nami, więc zaczyna się nieco starzeć. Mimo to nadal wzbudza emocje. Jak z dobrego serialu fantasy, jakim była na początku, „Gra o tron” stała się kulturowym fenomenem, który zmienił nie tylko oblicze telewizji, ale też nas jako widzów? Z pewnością duża w tym zasługa bardzo dobrej podstawy – 5 opasłych tomów sagi „Pieśni Lodu i Ognia” pisarza science fiction i fantasy George’a R.R. Martina (z wyglądu przypominającego rubasznego Sarmatę), który jest także jednym ze scenarzystów, oraz rozmachu, z jakim serial jest kręcony. Począwszy od scenografii i plenerów zlokalizowanych na kilku kontynentach, po efekty specjalne, a na bardzo licznej obsadzie kończąc.

Jak podaje kanał E! Entertainment, jeden odcinek „Gry o tron” kosztuje średnio 6 mln dolarów (najdroższy pochłonął aż 8 mln), a zważywszy na to, że w każdym z dotychczasowych 6 sezonów było ich 10 – jest to produkcja na niespotykaną dotąd skalę. Serial jest nie tylko najczęściej oglądanym w historii – szacuje się, że ostatni, 6. sezon obejrzały 23 mln widzów w wieku od 18 do 49 lat, ale też najczęściej ściąganą nielegalnie produkcją (produkująca go stacja HBO twierdzi, że to dla nich komplement).

Prawa do emisji „Gry o tron” ma obecnie 170 państw.

Rekordowe są też gaże odtwórców głównych ról – pierwszoplanowi aktorzy za każdy odcinek dostają ponad 600 tysięcy, a grający główne postaci – Daenerys, Jon, Cersei, Tyrion i Jaime – wynegocjowali  2,5 mln dolarów za odcinek.

Efektem zainteresowania serialem są też liczne wycieczki do miejsc, które służyły za scenografię poszczególnych kluczowych dla serialu lokalizacji. Jak przystało na megaprodukcję, zdjęcia kręcono na całym świecie, w tym w Irlandii, Islandii, Chorwacji, na Malcie czy w Maroku.

Popularność serialu do tego stopnia zawładnęła masową wyobraźnią, że autor sagi o Westeros nie ma czasu napisać ostatnich tomów serii, tak pochłonięty jest produkcją serialu, w którym akcja biegnie szybciej i co chwila robi zwrot o 180 stopni – już w szóstym sezonie film zaczął odbiegać od swojego pierwowzoru, pojawiły się nowe tropy, a niektóre wątki potoczyły zupełnie inaczej niż w książce. Ciągłe zaskakiwanie widza szybko stało się wizytówką i znakiem rozpoznawczym produkcji. Emocje podkręca fakt, że nikt – poza samym George’em R.R. Martinem i producentami – nie zna zakończenia całej historii. Rodzi to mnóstwo domysłów i teorii na temat dalszego rozwoju wypadków, które nakręcają zainteresowanie serialem.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze