1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Hanna Polak – wywiad

fot. Zosia Zija i Jacek Pióro
fot. Zosia Zija i Jacek Pióro
Bohaterami jej filmów są dzieci pozbawione opieki, opuszczone. Jak Jula, dorastająca na wysypisku. Hanna Polak dokumentowała jej życie przez 14 lat. Powstała przejmująca opowieść o wyobcowaniu, bezdomności i nadziei. Opowieść o każdym z nas.

</a> fot. Zosia Zija i Jacek Pióro fot. Zosia Zija i Jacek Pióro

Skąd u ciebie potrzeba pokazywania bezdomności, i to w jej najboleśniejszym wymiarze, bezdomności dzieci?

Pamiętam, jak jakiś czas temu odwiedzałam mamę w Katowicach i zapukały do nas dzieci, w brudnych kurtkach, zabiedzone, z klejem w rękawach, żebrzące od drzwi do drzwi. Przez chwilę nie wiedziałam, czy jestem w Polsce, czy w Rosji. Nie miałam świadomości, że istnieje taki gigantyczny problem bezdomności dzieci w Rosji. I dopiero kiedy spotkałam je na ulicy i do nich poszłam, okazało się, jak wielka to grupa. I te dzieci, wbrew temu, że zachowują się i żyją jak dorośli – piją, palą, muszą się o siebie same zatroszczyć – to bardzo czekają na kogoś, kto przyjdzie i je stamtąd wyciągnie. Dzieci na wysypisku potrzebują bliskości i poczucia bezpieczeństwa od dorosłego. Jak je zobaczyłam, to poczułam, że nie mogę tak po prostu odejść, muszę coś dla nich zrobić. I to jest powód, dla którego zajęłam się tym tematem. Ale też nie trzeba nigdzie jechać, czasem wystarczy być lepszym człowiekiem na własnym podwórku.

Dlaczego spośród tylu dzieci z podmoskiewskiego wysypiska Swałka na bohaterkę wybrałaś właśnie Julę?

To kwestia relacji, nawiązania kontaktu, bardzo się nawzajem polubiłyśmy. No i nietrudno zauważyć, że jest też ciekawa dla kamery – bardzo wyrazista i przekorna. Choć to trudny bohater, bo nienawidzi mówić, bardzo rzadko odzywa się z własnej inicjatywy. Ale gdy się odezwie, okazuje się, że to mądra, rezolutna dziewczyna. Jest też niezwykle punktualna, zorganizowana, stanowcza, konsekwentna i bardzo pracowita, ma mnóstwo cech, których nie oczekiwałabyś od człowieka wychowanego na wysypisku. Ludzie są pod jej wielkim wrażeniem, kiedy ją spotykają, mówią, że jest niesamowita, inspirująca. Choć potrafi być ostra i nieprzyjemna, ale w końcu wyrosła w środowisku, które jest bardzo brutalne.

Pamiętasz, jak trafiłaś na tamto wysypisko?

Dzieci z Dworca Kijowskiego mnie tam zaprowadziły. To był 1999 rok. Pokazywały mi swój świat podczas trzech lat kręcenia dokumentu, zaprowadziły więc i tam. Nauczyły mnie, jak przeciskać się przez mury, przeskakiwać płoty, uciekać przed buldożerami, wyjaśniły też, że wchodzenie tam jest nielegalne i może źle się skończyć. Choć akurat one się nie bały, bo przecież ulica, gdzie mieszkały, też była niebezpieczna. I chociaż tematyka – bezdomność dzieci – była w obu tych przypadkach podobna, ale to jednak były inne grupy ludzi i inne warunki, w których żyją, inne konsekwencje przebywania w tych miejscach. Musiałam wybrać, który z filmów będę robiła, nie mogłam ciągnąć dwóch naraz. Wybrałam „Dzieci z Leningradzkiego”, odłożyłam wysypisko. Ale o nim nie zapomniałam, jeździłam tam pomagać.

Od razu wiedziałaś, że chcesz zrobić projekt, który pokaże Julę na przestrzeni wielu lat?

Realizowałam zdjęcia przy okazji pomocy, którą tam organizowałam. Później powstał film „Dzieci z Leningradzkiego”, jego pokazy odbywały się na całym świecie na festiwalach, w szkołach, uniwersytetach, we współpracy z różnymi organizacjami, co bardzo mnie absorbowało. Jednak kontynuowałam zbieranie materiału, bo cały czas tam przyjeżdżałam i pomagałam. Dopiero około roku 2010 postanowiłam zakończyć zdjęcia. Wcześniej kilkakrotnie chciałam zamknąć ten projekt. Na przykład wtedy, gdy musiałam się zdecydować, czy robić „Dzieci z Leningradzkiego”, czy „Nadejdą lepsze czasy”. Potem w momencie, kiedy Jula w wieku 16 lat urodziła pierwsze dziecko. Miałam poczucie, że to jest jakiś koniec. Ale tak się ostatecznie nie stało i kontynuowałam zdjęcia. W 2010 roku zaczęłam montaż materiału, ale cały czas pozostawałam w kontakcie z Julą, przyjeżdżałam, gdy coś się działo. I tak wyszły z tego jeszcze cztery lata dodatkowych zdjęć. I dlatego całość kończy się w zasadzie dziś, kiedy Jula ma już swoje nowe życie, kiedy spełnia się to, czego zawsze pragnęła. Nie chciałam robić z tego filmu sagi rodu Juli, kręcić filmu wyłącznie o niej. Jej wyjątkowość polega na tym, że jej jako jedynej udaje się z tego wysypiska wyrwać, a innym nie. Przegrywają, umierają i nigdy nie spełnią swoich marzeń. I dopiero poprzez pokazanie ich historii widać, ile ta dziewczyna tak naprawdę dokonała.

Niezwykłe dla mnie jest, że Jula ma tak konkretne marzenia, jest im wierna i, co więcej, udaje jej się je spełnić.

Ona nie pamięta już tego, o czym marzyła jako 10-latka, to ja pamiętam, kamera pamięta. Od czasu do czasu ją o te marzenia pytałam, a jej odpowiedzi się powtarzały. Nie zawsze chciała o nich mówić, często żartowała, że nie powie, o czym marzy, bo się nie spełni. Nigdy jednak nie zrezygnowała z marzeń. Choć przyszedł taki moment w jej życiu, że została zmuszona do podjęcia decyzji, której pewnie nigdy nie brała pod uwagę. Los postawił ją pod ścianą.

Masz na myśli czas, gdy zaszła w ciążę?

Tak. W tej historii, choć dramatycznej, jest taki uniwersalny, wspólny dla wszystkich rys, który powinni dostrzec widzowie. Jula dochodzi do punktu, w którym musi podjąć decyzję, czy będzie żyć, czekając, że coś samo się wydarzy, czy też zawalczy o siebie, sama dokona zmian. W ciągu bardzo krótkiego czasu musi naprawdę dorosnąć. Każdy z nas ma w końcu taki moment w życiu, że musi się zdecydować: albo dryfuje tak, jak niesie go los, albo bierze tasak i odrąbuje to, co się za nim ciągnie, a przez co nie może zmienić swojego życia. Wtedy człowiek dopiero rozumie, że naprawdę wszystko zależy od niego i tylko on coś może zmienić. Dla mnie ten film jest unikalny, bo każdy się może w nim przejrzeć jak w lustrze.

Podczas oglądania takich dokumentów często zastanawia mnie, na ile opowiadający powinien zachować obiektywizm i pozostać za kamerą, a na ile tę kamerę rzucić i pomóc. Próbowałaś zmienić los Juli?

Próbowałam cały czas jej pomóc, zwłaszcza wtedy, kiedy zaszła w ciążę. Uważałam, że będzie żałować tego kroku i powinna zatrzymać dziecko, ale brak jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny uświadomił jej, że nie ma dokąd pójść, że nie ma żadnej pomocy i że ona sama jest dzieckiem, które rodzi dziecko. W szpitalu zobaczyła, że na inne kobiety ktoś czeka, ktoś do nich przychodzi, martwi się o nie, dba, a jej nikt nie odwiedzał, nikomu nie była potrzebna. Próbowałam załatwić dla niej niewielkie pieniądze na mieszkanie, ale w pewnym momencie powiedziała, żebym pozwoliła jej podjąć decyzję, bo to jej życie. Dziś mówi, że nie wiedziała, że jej los się odmieni, ale w tamtych warunkach nie chciała zabierać dziecka ze sobą na wysypisko. Zresztą już jedno dziecko miała – własną matkę, która bez niej by zginęła. Nam też trudno zrozumieć, że ona nic dobrego w życiu nie widziała, oprócz wiecznie pijanych, umierających ludzi, żyła w tej rzeczywistości przez wiele lat i nie chciała przywieźć tam dziecka. Ale miała nadzieję, że ktoś dobry je zaadoptuje. Pytałam ją czasem, czy myśli o swoim pierwszym dziecku, a ona mówi, że chce zapomnieć. Ale prawda jest taka, że pamięta i żałuje, i cały czas wraca do niego myślami. Gdzieś w głębi ma jednak poczucie winy.

Starasz się zachować obiektywizm, a jesteś przecież bardzo wrażliwym człowiekiem…

Ludzie nie wiedzą i nie muszą wiedzieć, ile razy ja tę kamerę odkładałam po to, by pomóc. Często słyszę pytania o to, czemu nic nie zrobiłam w tej czy innej sytuacji. Odpowiadam: zrobiłam to, wiele razy, ale nie o tym jest ten film. To nie jest film o mnie, o tym, jak próbowałam pomóc tym ludziom. Czasem jedyne, co nam pozostaje, to pokazać świat, bo są rzeczy, których nie jestem w stanie zmienić, pomóc tak wielkiej grupie ludzi, mając tak bardzo ograniczone możliwości. Ten film jest wołaniem o pomoc.

Trudno było ci wracać za każdym razem ze Swałki do domu po tym, co tam przeżywałaś i oglądałaś?

Wracałam do domu, w którym już mieszkała grupa dzieciaków z ulicy. Więc trudno mówić o tym, że wracałam do jakiegoś swojego życia. Pomagaliśmy dzieciom na dworcach i ulicach, pomagaliśmy na wysypisku.

Dziś z kolei nie ma tam praktycznie do czego i do kogo wracać, niewielu z tych ludzi nadal żyje. Ale wracam myślami. Bardzo mi żal jednego z moich bohaterów, Dimy „Gitarzysty”, który dziś pewnie, przy niewielkiej pomocy, zrobiłby karierę dzięki YouTube. Gdybym wiedziała, że jego życie zakończy się tak nagle na wysypisku, może byśmy go wyciągnęli, znaleźli mu jakąś knajpę, gdzie mógłby grać. A miał tak nieprawdopodobny talent, jego historia mogła skończyć się inaczej. Wysypisko to jest takie miejsce, gdzie każdy jedzie na tym samym wózku, nigdy nie wiesz, kto pierwszy z niego spadnie. Cóż, w życiu jest zawsze wiele straconych okazji. O części z nich nawet nie wiemy, większości nie jesteśmy w stanie przewidzieć, trudno jest czasem zrobić coś więcej niż to, co możliwe. Niestety, nie wszystko da się zmienić i nie na wszystko możemy mieć wpływ. Wierzę, że taki film jak „Nadejdą lepsze czasy” może zainspirować ludzi do działania, ale też do życia, bo każdy z nas staje czasem w obliczu sytuacji, które wydają się beznadziejne, bez wyjścia. Potem okazuje się, że takimi nie są, że z perspektywy czasu to nie było takie ważne. A ten film pokazuje, że nawet z beznadziejnej sytuacji można wyjść. Jeśli ktoś nie ma kompletnie nic, jak Jula, i jest w stanie tyle osiągnąć, to jakie jest wytłumaczenie mojej chwilowej niemocy?

Jak dziś definiujesz bezdomność?

Myślę, że każdy w jakimś sensie jest bezdomny. Czasem to fizyczny brak swojego kąta, czasem brak ciepła rodzinnego i zrozumienia ze strony najbliższych. Ale jeśli zostawimy metaforę i zastanowimy się nad tą realną bezdomnością, to muszę powiedzieć, że żyjemy w bardzo konkurencyjnym społeczeństwie i jeśli ktoś nie potrafi się dostosować do panujących w nim reguł, to bardzo łatwo jest wypaść z obiegu, stracić grunt pod nogami, zniknąć. Okazuje się, że ta granica jest bardzo blisko i nagle jesteś sam. Dziś to jest ktoś obcy, jutro to mogę być ja, bo zostanę uderzona w takie miejsce, coś takiego zostanie mi odebrane, że się nie podniosę. Bohater mojego filmu, Moroz, którego rodzina pozbawiła dachu nad głową, mówi: „Jesteśmy ludźmi skazanymi na walkę o przeżycie”. Jednak jedyna pomoc, o jaką ich prosi, to moralne wsparcie. Prosi siostrę o napisanie listu do niego, o akceptację. Społeczeństwa powinny pomagać słabszym, dawać im szansę na odbicie się, dawać wsparcie, bo zawsze jest ktoś, kto odstaje, kto sobie nie radzi. Większość bezdomnych, z którymi rozmawiałam o ich bezdomności, ma poczucie ogromnego odrzucenia, potwornej samotności i ma wielki żal. Czują tę niewidzialną barierę, która oddziela ich od normalnego życia i społeczeństwa.

W ogóle żyjemy w świecie, w którym bardzo łatwo jest kogoś odrzucić, obrazić, ośmieszyć, a inni to kupują. Zapominamy, że człowiek ma prawo do błędu, upadku, lecz że przecież może się zmienić, podnieść. Ale zdaje się, że tendencje są inne, że na przykład teraz anonimowość w Internecie czyni ludzi bezkarnymi. To krytykowanie, obrażanie czy potępianie innych jest powszednie, chociaż nic pozytywnego nie wnosi. A dając ludziom pole do wyrażania nienawiści, stajemy się współwinni. Myślę, że warto kultywować współczucie, życzliwość, a brylantowe ostrze krytyki nakierować na nas samych lub na pozytywne zmiany. Dlatego tak ważne było dla mnie, żeby ten film przełamał pewien stereotyp i pokazał człowieka, który w każdej życiowej sytuacji pozostaje człowiekiem.

Masz jeszcze kontakt z Julą?

Cały czas. Teraz to trudniejsze, bo nie mam obecnie czasu na wizyty w Rosji, ale kontaktujemy się telefonicznie, mailowo, na Viberze, Jula jest cały czas obecna w moim życiu, uważa mnie za członka rodziny i tak jestem traktowana. Jesteśmy sobie bardzo bliskie, zbyt wiele razem przeszłyśmy. Jakiś czas temu poprosiła mnie, żebym została matką chrzestną jej dziecka.

Hanna Polak aktorka sceniczna, reżyserka filmów dokumentalnych. Za dokument „Dzieci z Leningradzkiego“ otrzymała wiele nagród, w tym nominację do Oscara. W 1997 roku założyła fundację niosącą pomoc dzieciom w Rosji. Jej najnowszy film „Nadejdą lepsze czasy” zdobył nagrody na najważniejszych festiwalach.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze