Mały Staś w każde wakacje wyjeżdżał dwa razy. Z tatą w góry, z mamą – nad morze. Rodzice razem nie jeździli, bo kochać potrafili tylko Stasia, siebie nie za bardzo.
Mama pewnego dnia nad morzem źle się poczuła. Karetka jechała półtorej godziny. Staś został sam z ojcem, który nadal co wakacje zabierał go w góry – maluchem kupionym za talony. A w ciągu roku szkolnego – towarzyszył mu w dorastaniu. Pozwalał drukować wywrotowe ulotki, pić piwo z kolegami, czuwać nocami nad grobem księdza Popiełuszki. „Pytała mnie niedawno Kinga, co mój ojciec takiego robił, że mam w sobie tyle spokoju i względnie stabilne poczucie własnej wartości. Myślałem kilka tygodni i chyba wiem. Nie poniewierał mną” – pisze Staś, a właściwie już Stanisław. I teraz stara się nie poniewierać ojcem, który po wylewie pije z kubeczka niekapka i nie potrafi sam postawić krzyżyka na karcie do głosowania. Przejmująca historia o męskich dylematach na różnych etapach życia i w różnych ustrojach.
Wojciech Staszewski, „Ojciec.prl”, Agora 2012