1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Lana Del Rey - Produkt sezonu

Nie ma dziś bardziej kontrowersyjnej artystki niż Lana Del Rey, a właściwie Elizabeth Grant. Pozostaje pytanie, na ile jest ona prawdziwa.

Historia jej krótkiej, jak na razie, kariery jest dość zagadkowa i pełna sprzecznych relacji i opinii. Ojciec Lany, Rob Grant, to milioner, który majątku dorobił się na inwestycjach w domeny internetowe. Wydawać by się mogło, że dziewczyna miała więc łatwe dzieciństwo. Nic takiego – serwisy plotkarskie pękają w szwach od luźno cytowanych wypowiedzi piosenkarki, wspominającej chude czasy, gdy była jeszcze na utrzymaniu rodziców. Mityczne już (i wielokrotnie obśmiewane) jest jej wzdychanie do ciastek, których nigdy nie miała.

W 2010 roku – dziewczyna miała wtedy 24 lata – na iTunes pojawił się jej pierwszy mini album „Kill Kill”. Pojawił się, by chwilę później zniknąć – artystka chyba nie była do końca z niego zadowolona.

Kiedy ogląda się nagrania Lizzy Grant z sprzed 2 sezonów, widać na nich ładną, naturalną blondynkę, która uwodzi głosem. Lana Del Rey A.D 2012 to już zupełnie inna osoba: ma długie nogi, jeszcze dłuższe włosy i mimikę godną Sylvestra Stallone'a. Do tego nienaturalnie duże usta – kto wie, czy nie są one bardziej charakterystyczne, niż uwodzący, landrynkowy głos.

Bo Lana Del Rey to produkt. Wzięta w obroty przez łapczywych menadżerów artystka wyszła naprzeciw zapotrzebowaniu rynku pozostającego w żałobie po Amy Winehouse. Jest od niej mniej drapieżna, łagodniejsza, za to bardziej hipnotyzująca, elegancka, grzeczniejsza. Przez najbliższe lata będzie pewnie szokować, prowokować, pozować, zwracać na siebie uwagę. Już zresztą zaczęła – stwierdziwszy, że może już nigdy nic więcej nie nagrać, bo śpiewanie nie jest jej celem w życiu. Trochę dziwna deklaracja, jak na najgorętszą gwiazdę sezonu, prawda?

A jaki jest jej album „Born to Die”? Pięknie napisany, pięknie zaśpiewany, pięknie wyprodukowany. Do tego pięknie się sprzedaje. Tylko co z tego, skoro wokalistka ma problemy z odtworzeniem go na żywo? Jej występ w legendarnym „Saturday Night Live” był klapą, jakich mało. Mając w pamięci fałszującą przed kamerami Lanę trudno uwierzyć, że głos, który uwodzi nas w studyjnych „Video Games”, „Blue Jeans” czy „Dark Paradise”, należy faktycznie do tej uroczej blondynki z Nowego Jorku. Lana chyba trochę oszukuje.

Lana Del Rey „Born to Die”, Universal Music

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze