1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Małgorzata Rejmer: Pełna chata zła (i pełno serialowych spojlerów)

Pamiętacie „Alfa” i te setki jednakowych familijnych seriali z łysawym tatuńciem, roztropną mamą i pocieszną gromadką dzieci, które oglądało się w sobotnie wieczory na Dwójce? I te mglisto-pyliste czołówki, na których bohaterowie wybuchają śmiechem, dziwują się, krygują i klepią po plecach?

Niedawno fan „Breaking Bad” pokusił się o parodię tej konwencji i w podobnej tonacji zmontował najbardziej niewinne urywki serialu. No, myślałby kto. Łysy Walter, urocza mamusia, Jessie jako pocieszny przyjaciel domu, pałaszowanie płatków śniadaniowych i łzy wzruszenia nad błotnistym tortem.

Tyle że pan White w ciągu pięciu sezonów serialu wystrzelał kilka osób, kilka rozpuścił w beczce, nieomal otruł małe dziecko i wysadził w powietrze naczelnego diabła regionu El Paso, przejmując jego pozycję i stając się diabłem numer 1. Jeśli trzeba będzie, Walter zabije każdego, kto stanie mu na drodze. Ewolucja sfrustrowanego nauczyciela chemii, który zmienia się w bezwzględnego właściciela imperium narkotykowego, świetnie pokazuje drogę, jaką przeszły struktury narracyjne amerykańskich seriali. Z klimatów familijnych niedostatków i nieporozumień przenosimy się wprost do piekła. Możemy krok po kroku obserwować degenerację jednostki, którą początkowo motywuje do działania troska o rodzinę, a gdy poziom krytyczny zła zostanie przekroczony – już tylko niespełnione ambicje, chciwość i pycha. Widz może z bliska obserwować jak puszczają wszelkie hamulce, a najbardziej podłe czyny znajdują równie podłe wytłumaczenie. Największy twist jest jednak w sposobie budowania postaci – widz, mimo spiętrzenia zbrodni, nie przestaje się identyfikować z bohaterem. Im bliżej jest zła, tym mniej atrakcyjna jawi się koncepcja moralnego oczyszczenia i kary za zbrodnie. Ciężka jest ręka, która ściera z policzków bryzgi cudzej krwi. Ale trzeba żyć dalej. Jest interes do zrobienia.

Interesująca to zmiana – my, widzowie, nie mamy już do czynienia z bohaterami moralnie ambiwalentnymi, lecz z ludźmi, którzy mają wielkie ambicje, pociągają za wszystkie sznurki i są fascynujący w swojej niegodziwości. Do tej pory tego typu bohaterowie istnieli po to, żeby dobrał im się do skóry wybitnie szlachetny główny bohater, z którym mógłby identyfikować się widz, czekając na przywrócenie moralnego ładu. Ale nowe seriale zachęcają widza, by przykleił się do zła. By stał za plecami diabła. Znakomicie widać to w serialu „House of Cards” – „Dom z kart” – gdzie główny bohater nie ma żadnych moralnych skrupułów, a wszelkie swoje zamiary i motywacje tłumaczy, zwracając się wprost do kamery, jak aktor, który stoi na scenie i - ignorując czwartą ścianę - nawiązuje kontakt z widownią. Kevin Spacey, gwiazda „House of Cards”, stworzony jest do ról inteligentnych diabłów, którzy w białych rękawiczkach sprzątają przeszkody na swojej drodze. Bohater wprawdzie miewa makbetowskie wyrzuty sumienia, ale w jego poczynaniach pobrzmiewają raczej słowa Iwana Karamazowa: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”.

W finałowej scenie serialu „American Horror Story. Asylum” dwie główne bohaterki – kobiety, które przeszły piekło tyleż dosłownie, co w przenośni – stają naprzeciwko siebie. Jeszcze nie wiedzą, co je czeka. Siostra zakonna, grana przez Jessicę Lange, wypowiada kwestię, która podsumowuje serial: „Jeśli spojrzysz złu w oczy, zło odpowie ci spojrzeniem”. To wymowny zwrot w stronę widza: „Widzisz to, co chciałeś zobaczyć”. Alf zestarzał się i zdechł. Pełna chata stoi pusta. Chcemy seriale pełne zła, krwi i przemocy. Oczywiście, miło by było, gdyby za zbrodnię czekała kara. Ale nie oglądamy już seriali dla morału, czekając aż dobro zatriumfuje nad złem. Czasem wystarczy tylko patrzeć, jak świat płonie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze