1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Życie jest snem: Calderón pogrzebany w chaosie

Teatr Wybrzeże
Teatr Wybrzeże
Twórczość Calderóna to istna kopalnia inspiracji, dramaturgiczna materia niosąca ideologiczny przekaz, którego uniwersalizm stanowi niekończące się źródło twórczych poszukiwań dla kolejnych generacji. Przykładem tego, jak bardzo jego spuścizna literacka oddziałuje na wyobraźnię artystyczną innych, jest sztuka "Życie jest snem", mająca szereg realizacji scenicznych uwiecznionych we współczesnym diariuszu teatralnym.

Na sopockiej scenie Teatru Wybrzeże adaptacji tego dramatu podjął się Kuba Kowalski, dobrze znany obserwatorom trójmiejskiej sceny teatralnej m.in. z ostatniego znakomitego spektaklu "Ciała obce", który stał się znakiem rozpoznawczym i wielką chlubą reżysera. Echa tego sukcesu próżno jednak szukać w najnowszej premierze twórcy "Zwodnicy". Eksperymentatorstwo, w którym Kowalski celuje, tym razem zaprowadziło przedstawienie na mieliznę chaotycznego przekazu i niezrozumiałych rozwiązań scenicznych.

Do tego, że duet Kowalski i Holewińska to rewelacyjnie dopełniająca się artystyczna diada, nikogo, który miał do tej pory styczność z efektem ich wspólnej pracy, przekonywać nie trzeba. Kooperacja ta pod szyldem de la Barki wypada jednak nieprzekonująco. Mamy tu bowiem do czynienia z podręcznikowym przerostem formy nad treścią. W kompilacji poetyk, stylistyk, programowo naddanym eklektyzmie widz po prostu się gubi, esencja dramatu rozmywa się, przez co sztuka traci na interpretacyjnej głębi. W gąszczu strategii i chwytów reżyserskich brak jednolitej wykładni, koncepcji spajającej, która stałaby się kluczem do odczytania tego, co twórca pragnął na scenie wyartykułować. Metaforyka wyabstrahowana ze zderzenia behawioryzmu z filozoficznym dyskursem u Kowalskiego zaniedbuje podszyty psychoanalitycznym konstruktem oniryzm dramatu autora "Księcia niezłomnego".

Teatralna eskapada, jaką proponuje nam adaptator "Kiedyś szło lepiej", kończy się ślepym zaułkiem. Odejście od baśniowości i poetyki snu zawartych w pierwowzorze na rzecz eksperymentu rodem z psychologii zachowawczej samo w sobie nie przekreśla koncepcji scenicznej Kowalskiego. Z powodzeniem jednak czyni to niedopracowany scenariusz i brak wspomnianego czynnika spajającego, myśli wiążącej spektakl w całość.

Na tle tych niedociągnięć niezwykle mocną stroną spektaklu jest aktorstwo i scenografia. Choć centralna postać Segismunda niefortunnie przypadła w udziale Michałowi Jarosowi (znakomity m.in. w "Fazie delta" czy "Sprawie operacyjnego rozpoznania", tym razem nie udźwignął ciężaru głównej roli), inni aktorzy świetnie odnajdują się w powierzonych im postaciach. Duet Kociarz – Tynda (Estrella i Astolfo) czaruje publiczność swą drapieżną i wyuzdaną kokieterią, wysoko stawia też poprzeczkę Michał Kowalski, stwarzając przejmujące i tragiczne oblicze Clotalda. Bezdyskusyjnie jednak pierwsze skrzypce na scenie gra Piotr Biedroń jako Clarin. Jego kreacja błazna w stylu queer to konterfekt sarkastycznego cynika demaskującego mechanizmy świata-klatki stworzonego przez eksperymentującego z rzeczywistością króla Basiliego. Postać ta jest na wskroś lubieżna, arogancka, wulgarna, pogrążona w aksjologicznej degrengoladzie. Odwrócony system wartości i moralne zepsucie stają się orężem w rękach Clarina, pozwalają mu zaistnieć na dworze przejętym chwilowo we władanie przez Segismunda i tym samym odkryć przed innymi całą ułudę utkaną przez demiurgiczną wyobraźnię Basiliego. U Biedronia wszystko, począwszy od gestu, mimiki, sposobu poruszania się, tworzy perfekcyjnie przemyślany profil charakterologiczny. Aktor choć gra rolę drugoplanową, dosłownie zagarnia spektakl dla siebie.

Koncepcja scenograficzna również odegrała znaczącą rolę w "Życie jest snem". Wielka w tym zasługa Katarzyny Stochalskiej. Geometryczna konstrukcja wypełniająca przestrzeń sceniczną, zdominowana przez kubistyczną estetykę, daje wyobraźni odbiorcy duże pole do popisu. Wertykalna wędrówka bohaterów symbolizuje ich ciągłą szamotaninę między niebem i ziemią, to co czyni ich istotami wzniosłymi i sprowadza na niziny pierwotnych instynktów. Zaplanowana w ten sposób przestrzeń, po której poruszają się postaci, otwiera wiele możliwości ruchu scenicznego, który opracowany został przez Katarzynę Chmielewską. I tym razem współtwórczyni Teatru Dada von Bzdülöw pokazała, że jest specjalistką w swojej dziedzinie. Można się o tym przekonać, obserwując prolog w wykonaniu Michała Jarosa, który za pomocą sugestywnej gestykulacji odegrał symultaniczny przepływ uczuć i myśli targających człowiekiem. Towarzysząca temu epizodowi, jak i całemu spektaklowi, oprawa muzyczna na wiolonczelę i skrzypce nadała przedstawieniu wyrazistość, doskonale wzmagając napięcie poszczególnych odsłon dramatycznych.

Poszukiwania teatralnego wyrazu Kuby Kowalskiego przynoszą różne, nie zawsze fortunne efekty. Po kontrowersyjnych i zapadających na długo w pamięć świetnych "Ciałach obcych" przyszedł czas interpretacyjnej posuchy. I choć oś fabularna "Życie jest snem" została w pełni zachowana (przy jednoczesnej transformacji replik dialogowych – uwspółcześnionych i zbrutalizowanych), tak naprawdę to, co w sztuce Calderóna stanowi istotę, niestety całkowicie umknęło Kowalskiemu. Genialna kreacja Biedronia, poruszająca muzyka i ciekawe rozwiązania wizualne to mimo wszystko za mało, by móc nazwać jego inscenizację w pełni udaną i interesującą.

"Życie jest snem", reż. Kuba Kowalski, Pedro Calderón de la Barca, Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Artykuł pochodzi z Portalu

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze