1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Wywiad z Magdą Cielecką: Nie udaję, że jest lepiej

</a>
Co jest dla niej ważniejsze – wolność czy miłość? Czego nie robi, bo się boi? Kiedy bywa bezradna? O to między innymi Magda Mołek pyta Magdę Cielecką w rozmowie pełnej emocji.

</a>

Wydaje mi się, że znam ją od zawsze. Najpierw z wypiekami na twarzy jako początkująca dziennikarka oglądałam jej piękne sesje w kobiecych magazynach, obserwowałam rodzącą się gwiazdę, widziałam ją w teatrze, w kinie, w TV. W końcu poznałam ją osobiście. Mijałyśmy się w studiu telewizyjnym, czasem na warszawskich ulicach. Magda zawsze była piękna, ale nie niedostępna, jak sądziła większość. W wywiadach, które z nią czytałam, miała wizerunek skupionej na pracy, świadomej swoich atutów, silnej. Pomyślałam kiedyś, że chciałabym z nią porozmawiać, tak po prostu, jak z dziewczyną, jak Magda z Magdą. Usiadłyśmy do tej rozmowy w niedzielne, ciemne, mroźne popołudnie. Przyszła prosto z kina…

Masz wizerunek „zawodowej” księżniczki – zdolna, pracowita, nagradzana, piękna, inteligentna.

Ależ to jest fałszywe! I szczerze mówiąc, odkłamywanie tego wizerunku już też trochę mnie męczy. Bo ile bym o sobie nie powiedziała, czego nie zrobiła albo czego nie pokazała rolami, to i tak ludzie pamiętają to, co chcą. I ta etykietka, ta łatka, która została mi przylepiona wiele lat temu, ciągle jest, właściwie noszę ją na czole jak jakieś znamię. Może dlatego, że to jest bezpieczniejsze dla ludzi. Zresztą my, Polacy, jesteśmy specjalistami od etykietek.

Odczarujmy ten idealny wizerunek. W kinach sporo dobrych polskich filmów. I w żadnym nie ma Magdy Cieleckiej. Reżyserzy Smarzowski, Pasikowski nie dzwonią do ciebie?

No, nie dzwonią... Chyba nie jestem aktorką Władysława Pasikowskiego. Mogę za to powiedzieć, że na szczęście jest nią moja naprawdę serdeczna przyjaciółka, nikt nam zresztą w to nie wierzy, Maja (Maja Ostaszewska, zagrała w filmie „Jack Strong” – przyp. red.). I chyba nie mieszczę się też u Smarzowskiego. Jak to sobie tłumaczę? Wybór aktora to splot wielu rzeczy. A ja wyglądam tak, jak wyglądam, i mam taką, a nie inną energię, i moje warunki w tym wypadku są na przekór mnie, trochę mi przeczą. Mam nadzieję, że nikomu nie zawiniłam, nie sądzę też, bym była na jakiejś banicji. Przyznaję, że się zastanawiam, o co chodzi, i staram się w tym zobaczyć sens.

A może kino to zwyczajnie nie jest twoje miejsce?

No, może nie. Ale niełatwo się z tym pogodzić. Powiem więcej, ja się jeszcze nie pogodzę! Uważam, że mam coś do powiedzenia w kinie i jak oglądam niektóre produkcje, to chciałabym się w nich widzieć.

Póki co zostaje ci teatr, a w nim też masz etykietkę specjalistki od ról trudnych – to chyba nic złego?

Coś w tym jest, bo ostatnio pewien pan z widowni wszedł na scenę podczas spektaklu „Psychosis 4.48”, żeby mnie ratować!

Nie dziwię się. W końcowej scenie słychać tylko twój rozpaczliwy krzyk z prośbą o pomoc. To chyba jest wiarygodność?

Pewnie tak, skoro wreszcie ktoś zareagował! (śmiech). Choć wtedy wcale nie było mi do śmiechu. W skrócie było tak: gram, skupiona wypowiadam ostatnie zdania tekstu, wołam: „uwolnij mnie”, „odezwij się”, kompletna ciemność, tylko jeden reflektor skierowany prosto w oczy, i nagle słyszę kroki. Widzę twarz, tuż przy mojej, a zaraz potem słyszę lekko wystraszony szept: „odzywam się”. Okrył mnie, moje nagie, zakrwawione ciało swoim płaszczem, wziął mnie na ręce i chciał znieść ze sceny.

Grałaś dalej?

Tak. Zatrzymałam go gestem. Reszta potoczyła się błyskawicznie, bo obsługa sceny zajęła się panem.

Nie boisz się, że ktoś może zrobić ci krzywdę?

Teraz trochę się boję. I to mi uświadomiło, że mogło zdarzyć się wszystko, nóż wbity pod żebro też. Nawet gdyby mnie ten niespodziewany gość spoliczkował, to już by było to mocno nieprzyjemne…

Masz mocne nerwy?

Trudno powiedzieć. Potrafię być czasami bardzo silna, a przynajmniej tak mi się wydaje, i tak też jestem postrzegana. Ale potrafię też być kompletnie bezradna. Nie chodzi tylko o jakieś momenty, załóżmy, rozklejenia się czy słabości, albo jakieś wątpliwości. Czasami mam poczucie kompletnej beznadziei, właśnie braku jakiegoś pancerza. Bywa, że może mnie rozwalić najdrobniejsza uwaga z czyjejś strony.

Poczułaś kiedyś bezradność na środku ulicy?

No, może nie na środku ulicy, ale już zamknąwszy się w samochodzie, tak. Mogę udawać, że mnie to nie rusza, ale jak wkładam te kluczyki do stacyjki, to ręka mi się trzęsie. Mam w sobie wypracowany mechanizm, żeby słabości nie pokazywać. Wahnięcia, od totalnej siły do kompletnej słabości, zawsze we mnie były. Ale myślę, że to się bierze z doświadczenia, przeżyć, z tego, w czym wyrastasz i jak, będąc dzieckiem, zaczynasz sobie ten świat tłumaczyć. Oczekiwano ode mnie, że sobie poradzę, i ja sobie radziłam.

Niedawno przyznano ci tytuł Człowieka Roku (w plebiscycie Wdechy „Gazety Wyborczej”). W dobie dyskusji o gender chciałam spytać, czy masz typowo męskie cechy?

Myślę, że bardzo wiele. Ja w ogóle miałam być chłopcem, Pawłem! Mam starszego brata Piotra. Moja mama była przekonana, że drugie dziecko to też będzie syn. A tu urodziłam się ja, zrobiłam psikusa. Mama mówi, że pierwsze, co jej wpadło do głowy, to imię Magda. Na drugie mam Lucyna, po niej.

Jesteś podobna do mamy?

Nie. Ja jestem chyba bardziej podobna do ojca, chociaż dziś trudno już powiedzieć. Mój ojciec zmarł w wieku 45 lat, ja miałam wtedy 19, więc chyba na pewnym etapie to podobieństwo się zatrzymało. Z wiekiem staję się coraz bardziej podobna do mamy.

Tata zmarł nagle?

Był alkoholikiem. I w jakimś momencie organizm już nie wytrzymał.

To był dla ciebie moment graniczny?

Nie, wtedy zupełnie tego tak nie odebrałam, dopiero wiele lat później tak naprawdę to do mnie dotarło, bo wcześniej miałam jak najgorsze emocje związane z ojcem. Byłam wtedy na pierwszym roku studiów.

Podejrzewam, że dla ciebie to była ulga?

Tak, niestety, i pamiętam, że potem miałam żal do siebie i poczucie winy. Ale tak to wtedy czułam. Śmierć taty była rzeczywiście rodzajem jakiegoś uwolnienia dla mnie, myślałam, że także dla mamy, dla nas wszystkich. Dopiero później zrozumiałam, że nie dałam sobie możliwości skonfrontowania się z tym.

Nie przeżyłaś żałoby?

Wtedy nie. I długo sobie nie dałam szansy jej tak naprawdę przeżyć, jakoś przemyśleć, wybaczyć.

Nie ma w tobie żalu, tęsknoty za na przykład rozmowami z nim?

Teraz są. To przyszło dużo później. Z większą dojrzałością i po prostu doświadczeniem życiowym, i jeśli czegoś żałuję, to właśnie tego, że tak to się nagle skończyło, właściwe się urwało, mimo że było zerwane dużo wcześniej…

Opowieści tych, którzy mieli w najbliższym otoczeniu kogoś z chorobą alkoholową, bywają przerażające. Też masz takie wspomnienia?

Akurat ja nie mam, na szczęście, dramatycznych doświadczeń związanych z alkoholizmem, ojciec nigdy nie był agresywny i w dużej mierze pamiętam go jako ciepłego, fantastycznego człowieka. To był taki mężczyzna, jak postać grana przez Arkadiusza Jakubika w filmie „Chce się żyć”, pijący ojciec, który jednocześnie był czarodziejem i wymyślał niestworzone rzeczy. I właśnie takiego go pamiętam. W naszej rodzinie krążą opowieści i anegdoty o tym, jaki był wspaniały i szalony. I jeszcze do niedawna buntowałam się i mówiłam: „Dlaczego tak go wybielacie, dlaczego nikt nie pamięta, że bywało ciężko?”. Była we mnie złość i rodzaj niezgody na to, że takie mieliśmy życie. Dzisiaj to rozumiem i wręcz sama chcę pielęgnować tamten jego obraz i jego osobowość.

Mężczyźni twojego życia mają wspólny mianownik?

Są mężczyznami (śmiech) i są silnymi osobowościami! Oczywiście, że mają wspólne cechy, bo tak naprawdę każdy następny facet jest jakimś wariantem poprzedniego. Jego lepszą wersją. Chociaż nie do końca wierzę w tę teorię, że kobieta szuka w mężczyźnie swojego ojca, to u mnie można byłoby taką prawidłowość zobaczyć…

Bo bywali to mężczyźni interesujący, dowcipni, czarodzieje, ale jednak niepokorni?

Mówiąc o wzorcu, myślę raczej o kimś wyrazistym, kto nie jest łatwy… Niedostępny i nieprzewidywalny. Wpisany jest w to element ryzyka, i to jest fascynujące. Pogodziłam się z tym, że przyciągają mnie takie osobowości. Być może sama mam w sobie coś takiego. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem wyłącznie do rany przyłóż, chociaż potrafię być bardzo ciepła.

Lubisz być na krawędzi?

Tak, lubię. I nie mam na myśli wyłącznie ekstremalnych emocji, przeżywania wszystkiego na sto procent, bo to z upływem lat i doświadczeniem już bardzo się zmieniło. Rodzaj takiej energii męskiej, która jest samym dobrem, chyba nie jest dla mnie. Po prostu albo smakuje ci beza, albo ciemne ciastko czekoladowe. Możesz marzyć o bezie, ale zawsze w końcu sięgniesz po tę najciemniejszą słodycz z odrobiną goryczy. Oczywiście, możesz potem zbudzić się zapłakana i oszukana, ale czasem warto zaryzykować.

A umiałabyś się zatracić, zwariować z miłości?

Nie, chyba nie… Co to właściwie znaczy?

Na przykład nie poszłabyś do pracy, zawaliłabyś spotkania. Zniknęłabyś, nie odbierała telefonów…

Hmm… zaplanowałabym to! (śmiech). Bo jeśli mam ustalony spektakl, to musiałabym nie żyć, żeby nie zagrać.

Zastanawiałam się, czego ty bardziej potrzebujesz do życia – wolności czy miłości?

Perfekcyjnej mieszanki tych dwóch. Myślę, że to możliwe!

Ale myślisz tylko, czy już tak żyjesz?

Jestem w drodze.

To znaczy, że ktoś się pojawił i wijesz gniazdko?

No… wiję gniazdko… powolutku, ale też wiję je tak…

Z obawą?

Nie, ale nie chcę tworzyć scenariuszy, bo naprawdę nie wierzę już, że coś sobie możemy zaplanować. W przeszłości wiłam już gniazdka, które miały być na zawsze...

I gdzie taka osoba jak ty spotyka mężczyznę, dla którego znów warto to robić?

Ja akurat spotkałam w knajpie.

Zaproponował drinka?

Nie, to był weekend za granicą. Siedziałam, zresztą z połową znajomych z Warszawy, w restauracji, i on tam po prostu przyszedł. Nie podszedł do samotnie siedzącej pani przy barze i nie zagadnął: „Czy mogę zaproponować pani drinka?”. Byłoby filmowo, ale nie.

Ale potem było już prawie jak w filmie, bo jak się przysiadł, to już został?

No troszkę tak…

I przegadaliście całą noc.

A żebyś wiedziała!

I poszliście rano na śniadanie…

Tu „film” się kończy, bo ja poszłam do hotelu, on do domu, ale rzeczywiście ciężko się było odkleić.

Wiedział, kim jesteś?

Nie, i to właśnie jest klucz. Od dawna podejrzewałam, że w Polsce trudno będzie mi kogoś znaleźć. Zawsze miałam obawy, że chęć poznania mnie wynika z tego, że jestem rozpoznawalna. A jeśli ktoś nie wie, jak mam na imię, to pewnie udaje. To bardzo blokuje.

Zauważasz u siebie pewien rodzaj światła, siły, kiedy obok jest ten właściwy mężczyzna?

Odczuwam to jak zmiany pogody. Wyż i niż. W momencie, kiedy jest dobrze, to ja jestem na trzysta procent we wszystkim, i to, że jestem szczęśliwa, po mnie widać. Kiedy jest źle, to też to widać. I ja, szczerze mówiąc, absolutnie to akceptuję w sobie i nie staram się udawać, że jest lepiej.

Co byś zrobiła, gdybyś się nie bała?

(chwila ciszy) Zaszłabym w ciążę.

Czego się boisz?

Tego, że to nie jest moja rola w ogóle.

Najpierw to jest biologia, uwierz mi…

Tak, ale potem? Znam różne opowieści... Ja się boję, że byłabym niedobrą matką. To pierwsze, co mi przyszło do głowy. A jeśli okazałoby się, że to nie dla mnie? Że to by mi więcej odebrało, niż dało? Ja sobie to pytanie zadaję nieustannie: Jak by to było, gdybym miała dziecko? Albo czy może powinnam była bardziej o to zadbać? Nie mam na nie odpowiedzi. Innym za to wydaje się, że mają na to odpowiedź.

Denerwuje cię to, że może inni woleliby, aby Cielecka była jedną z wielu, z mieszkaniem na kredyt…

Mam mieszkanie na kredyt! Tu jestem kompletna.

…dzieci w szkole, zwyczajne problemy.

…ale to, z czym by się zmagała, co by miała w głowie, albo jakie miałaby dylematy, to już jest mniej ważne, bo już ten obrazek byłby kompletny? Co jest najdziwniejsze, ja w ogóle nie wartościuję ani siebie, ani też innych kobiet pod tym względem. Wręcz odwrotnie, uważam, że to jest ogromny sukces, gdy kobieta ma rodzinę, dzieci i jest jednocześnie na przykład genialną aktorką. Też bym tak chciała! Z jakichś względów po prostu nie zostało mi to dane. Albo, rzeczywiście, to przegapiłam. Jednak nie uważam, że to jest gorsze.

Spośród wielu wypowiedzi Niny Andrycz utkwiła mi w głowie ta jedna, że prawdziwa gwiazda nie rodzi dzieci, rodzi role. Ja tak nie uważam. W moim wypadku fakt, że nie mam dzieci, to nie jest wina mojego zawodu. To jest zbieg zdarzeń i mojej takiej, a nie innej drogi wyboru. Zapewne też mężczyzn, których spotykałam po drodze. Największą ceną, jaką płacę, jest jakiś rodzaj nieustannej lustracji. Tego, że ludziom się wydaje, że wszystko o mnie wiedzą. I są w tym niewzruszeni.

Ostatnia etykietka: Magda jest chłodna. Mówią ci ludzie, że jesteś fajna?

Mówią!

Przyjaciele czy obcy?

I jedni, i drudzy. Właśnie mi pani w Starbucksie powiedziała dzisiaj, że jestem fajna, że jestem zupełnie inna, niż myślała. Bardzo jest to miłe. Bardzo buduje.

Jak długo to pamiętasz?

Przechowuję. To znaczy wiem, że tak jest.

I pewnie, jeśli ktoś ci powie, że nie jesteś fajna, to trochę dłużej pamiętasz.

A wiesz, tego mi nie mówią, bo się boją! (śmiech).

Magda Cielecka dzieciństwo spędziła w Żarkach-Letnisku, skończyła wydział aktorski PWST w Krakowie, zadebiutowała u Barbary Sass w „Pokuszeniu”. Dużą popularność przyniosła jej rola w filmie „Samotność w sieci” na podstawie prozy Janusza L. Wiśniewskiego. Znana z mocnych kreacji teatralnych w przedstawieniach Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego.

Magda Mołek, prowadzi program „W roli głównej” w TVN Style i współprowadzi „Dzień Dobry TVN”

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze