1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Kołonotatnik. Blog Tomasza Jastruna

Żyję z pisania i dla pisania. Dawanie świadectwa światu poprzez słowo w różnych formach literackich i dziennikarskich, to moja pasja. Pasją moją jest też tenis, ale największa jest teraz miłość do dziecka. Wolę znacznie kobiety od mężczyzn, ale kobiety - nie baby, babony i babiuchy. Sam chyba jestem kobiecy, ale tylko w niektórych miejscach...

Czwartek

Najchętniej bym przespał ten listopad i pół grudnia. Ale nie stać mnie na to. Finiszuję z felietonem do „Przeglądu” i wywiad z Pawłem Śpiewakiem, już go prawie mam, a tak ciężko skończyć go. Coraz częściej mam blokady na niektóre teksty. A na głowie wywiad, ale już ze mną, o depresji, Anny Morawskiej z TVP, do jej książki o melancholii. Właściwie muszę to sam pisać niemal od nowa. Mało kto potrafi profesjonalnie spisać rozmowę. Większość wywiadów, jakie czytacie, są ostatecznie napisane przez bohatera rozmowy, a nie wywiadowcę. Nagrać kogoś, jakie to łatwe. Ale co dalej.

Relacja moich znajomych z marszu niepodległości, poszli jako świadkowie, a wrócili do domu przerażeni, jako ofiary. Nieustraszona Iwonka pokazała polskim „krzyżowcom” medalik z gwiazdą Dawida. I zaczęło się. Jakże to podobne do relacji Aleksandry Piłsudskiej, żony marszałka, przypominam sobie jej pamiętniki. Rok 1922. Nowo mianowany prezydent RP, Gabriel Narutowicz jechał w dorożce przez Warszawę.

„Byłam wtedy w mieście. W ścisku nie mogłam się prawie ruszyć. Z jednej strony parła na mnie stara przygłucha chłopka, która bez przerwy pytała, o co chodzi, z drugiej gruba wielka służąca. Ta ostatnia, z czerwoną twarzą, podrygiwała całym ciałem, wymachując pięściami, krzycząc: – Precz z Narutowiczem, precz z Żydem! Gdy jej zabrakło oddechu, powiedziałam, że znam dobrze rodzinę Narutowiczów; nikt z nich nie pochodzi Żydów. Ale to był groch o ścianę. Za chwilę znowu zaczęła wrzeszczeć. Żydzi nie będą nami rządzili! Skończyło się na tym, że wszyscy dookoła mnie krzyczeli i przeklinali w podobny sposób”.

Używam w felietonie tego cytatu, a obok jest relacja moich znajomych z marszu niepodległości. Ale to już w tygodniku „Przegląd ” .//

Coraz gorzej z migdałkami Frania , dusi się w nocy, być może operacja będzie potrzebna od zaraz. Moja żona źle to znosi... a ja na cienkiej czerwonej linii, kołyszę bez równoważni. Już prawie jestem pewien, że nie polecę do Ziemi Świętej i nawet mnie to nie martwi. Martwi mnie, że nie martwi.

Nakręcanie szaleństwa politycznego w Polsce. Zupełny upadek Leszka Millera, a może zawsze był upadły. Chore partyjniactwo jak w latach 20. I Polski anarchizm. I totalna nieufność.

Środa

O 20. 40 Superstacja. To będzie jedyne moje wyjście z domu. Siedzę przy komputerze jak za karę. Ten listopad jednej jeży mi sierść ( jeży od jeża? Że też wcześniej tego nie widziałem). Wczoraj usypiałem Frania i Antosia. Byłem niemal pijany ich sennym zapachem. Antoś dzisiaj opowiada, czego o dowiedział się od siostry o Adamie i Ewie. Jak wspominam coś o jabłku, złości się. Wcale nie jabłko, tylko jakiś owoc. Franio właśnie przyszedł, by ponarzekać, że chciał zrobić lokomotywę, a wyszła mu armata. Rzeczywiście bieda. ///

Przyszły dwie książki „Wierność” PWN, wspomnienia o Herbercie, w tym moje. I „Poezja stanu wojennego”, gdzie dużo moich wierszy. Jak ta poezja była ważna kiedyś, jak nieważna jest teraz.

W swoim wspomnieniu cytuję fragment z mojego dziennika: Jest 29 październik, urodziny Herberta, mojego ojca i ówczesnej mojej narzeczonej:„ Podczas tego spotkania sporo miejsca zajmowały pełne gniewu rozmowy o konformizmie Jarosława Iwaszkiewicza. ‚Iwaszka’ mówił Herbert ironicznie, ale nie bez cienia podziwu. I znowu jak tu żyć? W finale śpiewamy piosenki legionowe. Herbert popłakał się. Moje zdziwienie, że ten obywatel świata jest takim patriotą, notuję też trzeźwo, że pewną rolę mogła odegrać nalewka z tarniny. I zdumienie, że łapie moją dziewczynę za kolano pod stołem. ‚Nie rób tego, on jest przerażony’ – powiedziała Kasia do męża, ale była chyba w błędzie. Raczej byłem rozbawiony”.

Ale tytuł księgi, „Wierność”, trochę wątpliwy .

Wtorek

Budzę się z poczuciem niesmaku w ustach. To wygrana PiS. //

U Wieśka Uchańskiego w nowym lokalu „Iskier” na Placu Zbawiciela. Świetnie to wygląda, wielki salon iście królewski. Sprzęty i obrazy, które na Smoczej nikły, tu zaczęły żyć. Wiesiek smukły, niemal chudy, ta przeprowadza wiele go kosztowała . Nieszczęście, które wyszło mu na zdrowie, tak bywa z nieszczęściami. W oknie widzę tęcze i kościół św Krzyża.

Tenis o 12. Jak na to, że przez ostatnie tygodnie zardzewiałem, nieźle mi się gra. Ale wszystko we mnie skrzypi. I nadal mi daleko do dobrej formy. Dopóki się nie odrodzę, nie skorzystam z tenisowej oferty Fibaka, który mi sms-uje z daleka, gdzieś pofrunął.

Niedziela

Władimir Putin zaskoczył uczestników kongresu Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego swoim przemówieniem – donosi Nowosti. „Sensem naszego życia i istnienia jest miłość”– zaczął rosyjski prezydent.//

Tu mogę się z Putinem zgodzić. Hitler ani Stalin nigdy by czegoś takiego nie powiedzieli. Tylko czemu wysyła na śmierć, też tych. którzy kochają i są kochani //

Sobota

Najlepiej teraz spotykać się w biegu i nagle. Dzwoniłem do Julka, ze potrzebne mi jakieś recepty a on: to wpadnijcie wszyscy do mnie. Znamy się od wczesnej młodości. Pamiętam jak w Tatrach graliśmy w szachy na kamieniu, na środku strumienia.//

Nikt, kogo znam, nie żyje tak mądrze i bogato jak Julek. Zarabia duże pieniądze i umie z nich korzystać. Serdecznie mu zazdroszczę podróży po świecie. Ale jego największym bogactwem jest dobre usposobienie, a tego nie kupi się za żadne pieniądze.

Obrazy w jego domu inspirowane moimi wierszami z lat 70. Młody ten malarz młodo umarł. Nawet nie zdążyłem go poznać. Listopad już listopadowy. A krety ryją nasz ogród. Do kolejnych ludzi, którzy przez lata walczyli z kretami, dowiaduję się, że nie ma na nie siły. Jedyna skuteczna metoda to: polubić.

Ukazała się książka „Zachwyt i rozpacz”, wspomnienia o Szymborskiej (PWN). Jest też moje wspomnienie, skompilowane z dwóch tekstów do „Zwierciadła”. Świetnie to zredagowała Agnieszka Papieska, łącząc w jedno, ja bym tego nie zrobił lepiej. //

To mały fragment :

„Niedawno w Warszawie Szymborska brała udział w spotkaniu z Czesławem Miłoszem: oto dwoje naszych noblistów miało toczyć wielki dialog w Złotej Sali Zamku Królewskiego. Bardzo to było osobliwe spotkanie, z różnych powodów. Najpierw chcieli ich ‚zafleszować’ fotoreporterzy, a chóry śpiewały po łacinie. Patrzyłem, czy nasi nobliści się unoszą ku niebu, ale nadal stali, chociaż coraz mniej pewnie. Szymborska umierała ze wstydu, a Miłosz godnościowo się puszył. Potem laureaci nie mogli się zdecydować, kto ma usiąść po której stronie zabytkowego stolika. Z niemożności podjęcia decyzji powstał ‚wiersz’ nie w stylu Miłosza, nie w tonie Szymborskiej, ale w stylu Białoszewskiego: To ja tu, a ty tam, nie, ja tam, a ty tu… Po kilku minutach takiego dialogu w końcu zdecydowała się laska Miłosza, oparta o stolik, i upadła, kończąc dramatycznym stukiem ten ‚wiersz’.

Nazajutrz obserwowałem, z jakim niepokojem Szymborska wybierała się na spacer po ulicach warszawskiego Starego Miasta, wstępowała na ulicę jak na nową i niepewną planetę ukryta za ciemnymi okularami. A jednak stało się to, czego tak się obawiała. Była nieustannie rozpoznawana, ludzie dziwowali się, że chodzi tak sama. Przechodniom wydaje się, że noblista powinien sunąć w asyście licznych dworzan. Opowiadała potem z rozbawieniem, co kto jej powiedział, ale to rozbawienie zmieszane było z niepokojem. Jak chodzić po ulicach, jak żyć, kiedy nieustannie idzie się szpalerem ludzkiego zainteresowania”.

Czytaj blog Tomasza Jastruna. Kołonotatnik

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze