1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Jak mądrze zarządzać energią i co robić, gdy jej poziom spada?

Odpoczynek to bezwzględne prawo mądrego zarządzania energią. Będziemy mieć jej pod dostatkiem tylko wtedy, kiedy będziemy odnawiać jej zasoby. (Fot. iStock)
Odpoczynek to bezwzględne prawo mądrego zarządzania energią. Będziemy mieć jej pod dostatkiem tylko wtedy, kiedy będziemy odnawiać jej zasoby. (Fot. iStock)
Niezależnie od tego, czy w pracy jesteś typem sprintera czy maratończyka, musisz kontrolować poziom swojej energii. I uzupełniać ją na wakacjach – tłumaczy psycholożka Maria Rotkiel.

Co jest lepsze dla naszych wewnętrznych baterii: zaczynać pracę od trudnych zadań, bo jeszcze jesteśmy wypoczęci i pełni energii, czy od łatwiejszych, żeby powoli się rozkręcać?
To kwestia indywidualna. Jedni lubią skok na główkę, inni wolą najpierw solidną rozgrzewkę. Ale jeśli mamy problemy z zabraniem się za pracę, radzę zacząć od jednego czy dwóch nieskomplikowanych zadań, żeby się pobudzić. Wykorzystamy tu tzw. efekt krzyżówki. Polega on na tym, że czasem siadamy nad czymś tylko na chwilę, jak do krzyżówki, ale jeśli nam dobrze idzie i szybko zgadujemy hasła, pojawia się wyzwolona sukcesem energia. W efekcie rozwiązujemy całą krzyżówkę, choć tego nie planowaliśmy.

A jak zarządzać energią długofalowo? Żeby uniknąć przegrzania przewodów.
Najpierw, posługując się metaforą nawiązującą do sportu, powinniśmy zadać sobie pytanie: jestem sprinterem czy maratończykiem? Sprinter to osoba, która pragnie w ciągu dwóch–trzech lat osiągnąć sukces, a później pozwolić sobie na odpoczynek i korzystanie z efektów tego sukcesu. Przykładowo to może być ktoś rozkręcający własną firmę: przez pewien czas wymaga to od niego bardzo intensywnej pracy i niedosypiania po nocach, ale jak już wszystko zacznie funkcjonować jak w zegarku, będzie można pomyśleć o odcinaniu kuponów od włożonego wysiłku.

Ktoś taki powinien biec szybko do mety…
…wkładając w to maksimum wysiłku i nie spoczywając na laurach. To wymaga ogromnej mobilizacji, ale daje też niesłychaną motywację. Jednak trzeba być przynajmniej względnie pewnym, że wysiłek przyniesie efekty w określonym czasie. Wtedy wydatek energetyczny nie zostawi nas kompletnie wypompowanymi.

Sprinter powinien pamiętać też, że życie w ciągłym biegu i napięciu pochłania mnóstwo energii. Dlatego, choć człowiek ma tendencję do drogi na skróty, powinien dołożyć staranności, by niczego mu później nie zarzucono: pośpiechu, niedokładności, niezgodności z zasadami prawa… O fatalnych skutkach źle zrozumianego wygodnictwa dobrze wiedzą ci, których skusiła perspektywa, by nie do końca zastosować się do przepisów – a potem wyrywali sobie włosy z głowy w obawie, że może się to wydać…

A maratończyk?
Maratończyk to zupełnie inny energetyczny plan. To osoba mająca profesję, w której na sukces trzeba czekać kilka, a nawet kilkanaście lat – jak dajmy na to w przypadku pracowników naukowych. Pracuje powolutku, robi przystanki, po drodze odpoczywa. Mierzy siły na zamiary, wiedząc, że cel jest długofalowy. Jeżeli pobiegnie jak sprinter, to już po krótkim odcinku przewróci się i nie będzie miał sił wstać i iść dalej. Kiedy praca jest jak maraton, wymaga rozważnego inwestowania, planowania i rozwijania się.

Nie można osiągnąć szybkiego sukcesu, pracując na długim odcinku. Sprinter w maratonie zawsze przegra. Nie starczy mu sił, a konsekwencje będą bolesne: najprawdopodobniej zawał, nietrafione inwestycje, źle podjęte decyzje.

Zwykły pracownik biurowy lub ktoś zatrudniony powiedzmy w firmie architektonicznej – jest sprinterem czy maratończykiem?
Z pewnością bliżej mu do maratończyka niż sprintera, choć w niektórych firmach zdarzają się momenty ostrego sprintu. Dlatego powinien na co dzień rozsądnie rozkładać siły, a kiedy przyjdzie potrzeba poderwania się do biegu – pędzić. Może wtedy nawet nie dosypiać, ale to nie powinno trwać zbyt długo. Musi też zadbać o to, by koniec sprintu zwieńczyć zasłużonym odpoczynkiem.

Niestety, człowiek nie ma kontrolki „Uwaga, niski poziom baterii!”. Jak poznać, że zasoby energii się wyczerpują?
Pierwszy sygnał alarmowy płynie zwykle z ciała. Kiedy jesteśmy wydrenowani z energii, zaczynamy mieć kłopoty trawienne, bóle migrenowe, kołatanie serca, pojawiają się alergie, słabnie koncentracja. Bardzo wiele z tych chorób ma podłoże psychosomatyczne. Dlatego odpoczynek to bezwzględne prawo mądrego zarządzania energią. Będziemy mieć jej pod dostatkiem tylko wtedy, kiedy będziemy odnawiać jej zasoby. Musimy wystarczająco długo spać, relaksować się, wyjeżdżać na wakacje.

To znaczy, że odpoczynek jest jak paliwo: jeśli go nie uzupełnimy, jakiś czas możemy jechać na rezerwie, ale później…
Później – z konieczności – zaczynamy dbać o zasoby energetyczne i włączamy strategie oszczędnościowe: rezygnujemy z mniej potrzebnych funkcji życiowych na rzecz tych najbardziej niezbędnych. Mniej potrzebnymi okazują się, niestety, relacje międzyludzkie, znajomi, przyjaciele, rodzina. Tą najbardziej niezbędną funkcją – praca, i po jakimś czasie już tylko ona nam zostaje.

Ale żyjąc w permanentnym stresie, jesteśmy permanentnie pobudzeni i nie chcemy – albo wręcz nie możemy – zwolnić obrotów.
To bardzo niebezpieczne, bo to podenerwowanie i pobudzenie to już rezerwa naszej energii. Mimo to bierzemy ją za prawdziwy power i wydaje nam się, że nie potrzebujemy odpoczynku. Boli mnie głowa? Wezmę tabletkę przeciwbólową. Mam kłopoty ze snem? Łyknę proszki nasenne. Jestem podenerwowany, nie mogę się wyciszyć? Wypiję drinka. Byle tylko nie zwolnić tempa.

Tego typu sposoby zaradcze utrzymują nas w stanie negatywnego pobudzenia, dają pozory energetyczności i pozwalają funkcjonować na wysokich obrotach. To musi się źle skończyć.

No dobrze, ale powiedzieć komuś, kto pracuje z pasją: „Jedź na urlop” to jakby poradzić mu: „Zakop się w ziemi na kilka dni”…
Nie zawsze wypoczynek musi oznaczać wieś, spokój i śpiew ptaków. Tym bardziej odpoczniemy, im bardziej wakacje będą różniły się od codzienności.

Jeśli w naszym życiu mało jest stymulacji, warto wprowadzić ją na urlopie. Jesteśmy indywidualistami, a nasza praca to własne biurko i komputer? Fajnie byłoby dla odmiany pojechać gdzieś, gdzie będziemy w grupie, gdzie relacje społeczne dadzą nam możliwość spędzenia czasu inaczej niż na co dzień. Pracujemy w dużej korporacji albo mamy pracę, która polega na bliskim kontakcie z ludźmi? Idealne wakacje to: my, pies, kot, las i zero innych, bycie tylko ze sobą, wyłączenie komórki.

A jednak niektórzy wracają po urlopie do pracy kompletnie bez energii.
Różnego rodzaju mody zagłuszają w nas naturalne potrzeby. Teraz wszyscy pływają na desce, więc i ja jadę nad morze – i dziwię się po powrocie, że mam mniej energii niż przed wyjazdem. Potrafimy być mistrzami w udręczeniu siebie samych, kiedy podążamy za jakimiś trendami, które zupełnie do nas nie pasują. Trzeba wiedzieć, co jest dla nas najlepsze.

A co zawsze działa?
Drugi człowiek. Jesteśmy istotami społecznymi, instynktownie dążymy do bycia blisko z innymi – to atawizm. Oczywiście każdy z nas może mieć tę potrzebę na różnym poziomie: są osoby, które otaczają się wianuszkiem przyjaciół. I takie, które częściej potrzebują momentów samotności. Ale w każdym tkwi potrzeba bliskości. Nie musi to być od razu stały związek, wystarczy przyjaciel, przyjaciółka, dziecko, rodzic, krewny, dalsza rodzina czy grupa wsparcia. Prawdziwa więź, oparta na wzajemnym zaufaniu, akceptacji oraz dawaniu sobie poczucia bezpieczeństwa, jest najlepszym energetyzatorem.

Maria Rotkiel, psycholożka, terapeutka z Pracowni Poznawczo-Behawioralnej w Warszawie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze