1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Dubaj - Zamki na piasku

Tu wszystko musi być naj. Największe, najdroższe, najnowocześniejsze. Ale za cudami architektury i tłumami turystów kryje się też normalne, codzienne życie mieszkańców. To już inny Dubaj. Także pełen skrajności.

Sheikh Zayed Road to biegnąca przez środek miasta oświetlona autostrada z sześcioma pasami w każdą stronę. Dubai Mall? Największe i najbardziej niezwykłe centrum handlowe na świecie. I nie chodzi tylko o grubo ponad tysiąc sklepów w środku. Weźmy chociażby ozdobne akwarium. Szklana tafla o wymiarach 32 na 8 metrów. A za nią kilkadziesiąt tysięcy morskich stworzeń. I 10 milionów litrów stale filtrowanej wody, w mieście wzniesionym na środku pustyni.

Wielki wyścig

Pierwsze dni w Dubaju są jak terapia szokowa. Albo wycieczka szlakiem rekordów Guinnessa. Zaczyna się już na pokładzie samolotu, przy lądowaniu, kiedy oglądasz panoramę miasta. Piloci często przelatują specjalnie tak, żeby wszyscy nowicjusze mogli podziwiać Palma Jumeirah, sztuczną wyspę w kształcie palmy, z jej hotelami, apartamentowcami i willami do wynajęcia. Dla lepszego efektu, zanim emocje wśród pasażerów opadną, kapitan doda, że w budowie są jeszcze dwie takie wyspy. Że będą jeszcze większe. I że to i tak nic w porównaniu z projektem „The World”, całym archipelagiem sztucznych wysepek układających się w mapę świata.

W Dubaju skromność jest grzechem. Tu nawet szklane ultranowoczesne budowle mają wykończenia z czystego złota (miasto jest największym importerem tego kruszcu). W dubajskich gazetach roi się od tekstów porównawczych, wykresów i tabelek. Chodzi głównie o ilość inwestycji na świecie, tempo ich realizacji, nowe rewolucyjne projekty. Oczywiście Dubaj zawsze jest na pierwszym miejscu. Tak jakby brał udział w międzynarodowym wyścigu o miano najbardziej niezwykłego miejsca na Ziemi.

Nawet teraz, w dobie globalnego kryzysu, który trafił i tutaj (metr kwadratowy w centrum wart jest dziś o połowę mniej niż kilka lat temu), mówi się, że w Dubaju nie ma projektów nie do  zrealizowania. Ostatni pomysł dubajczyków – hotel z lodu, który dzięki specjalnemu systemowi ochładzającemu przez cały rok, nawet w lecie (kiedy upały sięgają 50 stopni C) miałby stałą, minusową temperaturę. Nie mniej oryginalny jest już istniejący Burdż Al Arab, słynny budynek w kształcie żagla, jedyny siedmiogwiazdkowy hotel na świecie.

Trudno w to wszystko uwierzyć, patrząc na stare zdjęcia miasta. Te z lat 60. XX wieku przedstawiające rybacką mieścinę otoczoną z każdej strony pustynią, ale i te sprzed ponad 20 lat, na których nadal widać pustynię z kilkoma wieżowcami i osiedlami jednorodzinnych domków. Rozwój Dubaju był możliwy dzięki odkryciu złóż ropy naftowej. Ale dubajskie złoża są niewielkie, szacuje się, że wyczerpią się w tym lub w przyszłym roku. Tak naprawdę gospodarka rozkręciła się, gdy w mieście zbudowano wielki port przeładunkowy, a na jego terenie utworzono strefę bezcłową. To wtedy zaczęły inwestować tu firmy z wszystkich części globu, a metropolia o powierzchni zbliżonej do Warszawy zamieniła się w najszybciej rozwijającą się aglomerację świata.

Wejście kuchennymi drzwiami

Jednak miasto to nie tylko budynki, ale i jego mieszkańcy. Rdzenni dubajczycy stanowią niewiele ponad 20 procent całej tutejszej ludności. Bez trudu można ich wyłowić z tłumu. Kobiety w czarnych czadorach, spod których wystają szpilki od sławnych projektantów. Z torebkami od Louisa Vuittona lub Hermèsa. I mężczyźni w śnieżnobiałych diszdaszach, z luksusowymi zegarkami na rękach. Dubaj uchodzi za jedno z najbardziej liberalnych miejsc w Emiratach. Oficjalnie obowiązuje tu islam, a językiem urzędowym jest arabski. W praktyce wszyscy znają angielski. Wystarczy też zajrzeć w okresie ramadanu do niektórych knajpek. Zgodnie z koranicznym prawem są zamknięte do zmroku, ale w dzień można tu wejść od kuchni. W środku za zasłoniętymi witrynami siedzą rezydenci, czyli wszyscy ci, którzy przyjeżdżają do Dubaju na kilkuletnie kontrakty z Europy, Stanów czy Australii. Przybysze z Zachodu muszą przywyknąć nie tylko do tutejszej tradycji, upałów i dubajskiej gigantomanii, ale i wyrazów nadopiekuńczości tego miasta-państwa. Na przykład obowiązkowego skanu oka na lotnisku albo czipów w autach, które rejestrują każdy twój przejazd przez jedną z kilku elektronicznych bramek dzielących Dubaj na strefy (na podstawie tego naliczane są opłaty za użytkowanie dróg).

W ultranowoczesnym mieście nie ma co szukać zabytków, nawet Souk Al Bahar, targowisko zbudowane w tradycyjnym arabskim stylu, powstało zaledwie kilka lat temu. Po dawnym Dubaju został głównie piasek, który mimo stosowania najnowocześniejszych technologii nadal wdziera się ukradkiem do centrum. Wie o tym dobrze serwis sprzątający, ale i gospodynie domowe, które co dzień muszą wycierać parapety i podłogi. W wąskich uliczkach i na obrzeżach miasta toczy się też inne życie, niemające nic wspólnego z przepychem apartamentów. Osiedla jak z PRL-u zapełnione są najliczniej reprezentowaną nacją Dubaju: Hindusami. A także Pakistańczykami i Filipińczykami. To oni, z trzyletnim prawem pobytu i minimalną dniówką, pracują jako robotnicy, sprzątacze, pomywacze. Bez nich nie powstałby ani jeden z imponujących drapaczy chmur. Blokowiska dla robotników rozpoznać można łatwo. Już z daleka. Nie tylko po paskudnej fasadzie budynków. Także po rzędach sznurów na bieliznę. Z setkami suszących się niebieskich kombinezonów.

Za pomoc w zebraniu materiałów do tekstu dziękuję Lidii Trzos i Edycie Ciećwierz.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze