Punktem zwrotnym w moim życiu okazała się ciężka depresja i próba wyjścia
z niej” – reżyserka Agnieszka Glińska w rozmowie z Robertem Rientem
opowiada o procesie terapii podobnym do gruntownego remontu domu
Dyrektorowanie, reżyserowanie, aktorstwo – co z tego jest najprzyjemniejsze?
Reżyserowanie, bo to ważne spotkania z ludźmi. Proces jest najcenniejszy, codzienne próby i wszystko, czego w ciągu pracy się dowiadujemy o sobie nawzajem, to cała przygoda. A potem spotkanie spektaklu z widzami.
Ma pani szczęście do ludzi?
To się dzieje naturalnie, ludzie się jakoś wyczuwają. Intuicyjnie przecież wiemy, z kim chcemy się zadawać. Kiedyś ufałam intuicji w dużo mniejszym stopniu. W pewnym momencie doszło do mnie, że jeśli nie chcę z kimś utrzymywać kontaktów, to nie warto. Poziom relacji, czystości komunikacji między ludźmi, swobodnego przepływu energii – jest dla mnie najważniejszy.
(…)
Wiecej w Sensie 03/2014. Kup teraz!