Żeby grać w drużynie i startować w turnieju, nie wolno palić, brać narkotyków i prostytuować się. Chodzi mniej o sport, a bardziej o wychowanie. Oraz o szansę na ucieczkę ze slumsu.
Gryzący czarny dym unosi się z hałd palonych śmieci. Ślizgamy się na rybich głowach, przeciskając się w błocie i ściekach pomiędzy straganami w Kiberze, dzielnicy Nairobi, największym slumsie Afryki Wschodniej.
Jest to najszybsza droga, by dotrzeć z jednego boiska piłkarskiego na drugie. W oddali słyszę okrzyki radości. Zza ściany dymu wychodzą nastoletnie dziewczyny w strojach piłkarskich, wycierając oczy koszulkami. Przegrany mecz dla nich oznacza przegraną szansę na lepsze życie – a wiedzą, że nie mają takich szans zbyt wiele.
Jedną z piłkarskich gwiazd Kibery jest Dorcas Kisugu Vihenda. Ma 17 lat i od urodzenia mieszka w slumsie. Za rok będzie zdawać maturę.
–Zaczęłam grać w piłkę nożną po śmierci rodziców. To jedyny sposób, aby wyrwać się ze slumsów, zacząć normalnie, godnie żyć – mówi mi Dorcas. – Życie w Kiberze dla młodej dziewczyny to narkotyki, gwałt i samotne wychowywanie dzieci. Ja tego nie chcę. Dlatego gram i chcę być najlepsza. Jak będę wystarczająco dobra, to mam szansę na stypendium sportowe. Jak dalej będę dobrze grać, to mnie wezmą do znanej drużyny.
Więcej w Zwierciadle 05/2015. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej