Świat to za mało – stwierdzi kiedyś zapewne. Z Twardorzeczki leciutko
przeskoczyła do Warszawy, teraz oddałaby nawet Saską Kępę za Nowy Jork. A kierunków do obrania jest wiele. I naprawdę na nią akurat wszędzie czekają!
Monika Brodka nową płytę „Clashes” wydaje w ramach kontraktu z zagraniczną wytwórnią PLAY IT AGAIN SAM (wydającą m.in.: Róisín Murphy, Editors, Agnes Obel, Soap & Skin, Balthazar). Wejście albumu na rynek 13 maja oznacza autentycznie jego międzynarodową premierę. Tego samego dnia album ukaże się w Polsce, Europie, Ameryce... Wszędzie!
Cztery lata temu, kiedy rozmawiałem z panią, miałem wrażenie, że rozmawiam z dziewczyną. Teraz z kobietą?
Nie wiem. Nie siedzę w domu na kanapie i nie zastanawiam się, czy jestem dziewczyną, czy kobietą,
po prostu trwam. Zresztą nigdy nie czułam, że jestem jakąś bardzo kobiecą kobietą. Dużo mam w sobie męskiej stanowczości.
Sądząc po czasie, jaki upłynął od ostatniej płyty, to bardziej pani żyje, niż tworzy?
Tak, staram się w tym wszystkim jeszcze żyć. Ostatnie kilka lat to intensywne podróże, bo bardzo tego potrzebowałam.
I co te podróże miały dać albo przynieść?
Po pierwsze, odskocznię od bycia w Polsce i mieszkania w Warszawie. Po drugie, chciałam pobyć dłużej w Nowym Jorku.
Nowy Jork bo?
Kocham to miasto. Nowy Jork jest dla mnie miastem, które odzwierciedla tę pogoń za…
Jaskrawą tymczasowością?
Więcej w Zwierciadle 06/2016. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej