Dobrą zmianę zacznijmy od siebie. Wcale nie musi być radykalna. Żeby coś naprawić, wystarczy często tak niewiele.
Bartłomiej Topa, aktor, złapał się ostatnio na tym, że zdarza mu się powątpiewać:
– Czy mam jakikolwiek wpływ na świat, w którym żyję? Świat matriks w dużej mierze wykreowany, zaprogramowany? Bo co z tego, że jest mi miło, skoro pięć tysięcy kilometrów stąd toczy się wojna. Co mogę zrobić? Podpisać petycję w Internecie, protestować? Nie powstrzyma to dramatu ludzi tam żyjących.
Kończy w tym roku 50 lat i nie ma złudzeń co do tego, że może radykalnie zmienić rzeczywistość. Już wie, że wiele sfer życia jest poza jego zasięgiem, poza jego wpływem. Że choćby dwoił się i troił, wojen nie zatrzyma, chorych nie uleczy, biedy nie wypleni. Brzmi pesymistycznie?
– Tak, ale z drugiej strony – mam przecież swój mały wszechświat, w którym mogę naprawdę dużo – przyznaje. – Mogę uśmiechnąć się do ciebie, a wtedy ty też się uśmiechniesz i poniesiesz ten dobry nastrój dalej. Mogę powiedzieć „dzień dobry” w windzie i być może tym spowoduję, że ktoś się wyluzuje, a to wywoła korzystne zmiany w jego ciele. Małe ziarna przez nas zasiane gdzieś na pewno wzejdą i zaowocują. Bo mam wrażenie, że żyjemy w wielkiej siatce powiązań, że wszyscy na siebie oddziałujemy wzajemnie. Czasem wystarczy mały ruch, by wywołać potężny odzew.