1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kuchnia

Krzysztof Varga: NIE UMIEM GOTOWAĆ, NIE PODNIECA MNIE TO

archiwum Krzysztofa Vargi
archiwum Krzysztofa Vargi
Jak radzą sobie ci, którzy jak ja nie potrafią gotować, a kochają jeść? Postanowiłam nabić ich na widelec i poznać sekret przetrwania kulinarnych analfabetów. Tak powstał kulinariusz czyli zestaw krwistych pytań, na które dziś odpowie Krzysztof Varga, zdradzając przy okazji swe największe gastryczne zboczenia.|Jak radzą sobie ci, którzy jak ja nie potrafią gotować, a kochają jeść? Postanowiłam nabić ich na widelec i poznać sekret przetrwania kulinarnych analfabetów. Tak powstał kulinariusz czyli zestaw krwistych pytań, na które dziś odpowie Krzysztof Varga, zdradzając przy okazji swe największe gastryczne zboczenia.|Jak radzą sobie ci, którzy jak ja nie potrafią gotować, a kochają jeść? Postanowiłam nabić ich na widelec i poznać sekret przetrwania kulinarnych analfabetów. Tak powstał kulinariusz czyli zestaw krwistych pytań, na które dziś odpowie Krzysztof Varga, zdradzając przy okazji swe największe gastryczne zboczenia.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia  (Ulubione restauracje i kawiarnie, do których chętnie wracasz) W Warszawie sprawa jest trudna, bo wciąż wszystko się zmienia, a jeśli pojawia się jakaś dobra knajpa, to po jakimś czasie ceny w niej rosną, porcje maleją, a poziom kuchni spada. Tak więc w Warszawie właściwie nie ma miejsca, któremu byłbym naprawdę wierny. Staram się testować wciąż nowe miejsca, i nie przyzwyczajam się do jednego, inaczej niż w Budapeszcie. Tam mam kilka swoich ulubionych tradycyjnych knajpek, w którym menu ani kelnerzy nie zmienili się od dziesięcioleci. Ostatnio chętnie bywam w Rucoli (u. Francuska 6). Mają pyszne pizze na cienkim cieście, oliwy oraz dobry klimat Saskiej Kępy. Polubiłem Kotłownię (ul. Suzina 8), dokąd zaprowadził mnie Muniek Staszczyk, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Lubię też wpadać do Przegryzia Piotrka Najsztuba (ul. Mokotowska 52), nie tyle nawet ze względu na jedzenie, ale na miły klimacik, jednocześnie lokalny i wielkomiejski. Poza tym łączy mnie z Najtszubem uwielbienie dla rosołu. Jak jestem w Krakowie to wpadam do węgierskiej knajpy Deli Bar (ul. Meiselsa 5) na Kazimierzu. Jest to jedyna węgierska restauracja w Polsce, którą mogę polecić z czystym sumieniem, a przetestowałem ich kilka. Głodnemu chleb na myśli (Twój sposób na szybkie zaspokojenie głodu) Nie korzystam z okienek i budek z kebabami, nieco mnie brzydzą. Jedyny kebab jaki biorę „do ręki” to ten z Efesu na rogu Odyńca i Alei Niepodległości, mokotowska filia słynnego Efesu na Saskiej Kępie. Poza tym na wynos biorę jedzenie z legendarnego baru Krokiecik (ul. Zgoda 1), z baru Bambino (ul. Krucza 21), oraz Tbilisi (ul. Puławska 24). Ta ostatnia gruzińska knajpka jest blisko mojego domu. Uwielbiam ich zupę fasolową z orzechami i kolendrą. Bułka z masłem (Danie które potrafisz zrobić sam) Nie umiem gotować i nie podnieca mnie to. Robię sobie jedynie śniadania, bo obiady jem na mieście. Jeśli coś robię samemu to (pomijając jajecznicę na dziesięć sposobów) sałatę z pomidorami, kozim lub owczym serem, oliwą z oliwek wybełtaną z musztardą, kiełkami i prażonymi pestkami słonecznika. Musztarda po obiedzie  (Miałem okazję, ale nie spróbowałem) Wiem jedno: nigdy nie zjem dania z psa, kota, konia i węża. Czuję mięte do… (Przysmak do którego masz prawdziwą słabość) Zupy rybnej z suma w węgierskiej karczmie. A właściwie „zupy rybackiej” bo tak powinno się tłumaczyć nazwę „Halászlé”. Lubię szczególnie jej wersję „korhely” czyli ze śmietaną, cytryną i liściem laurowym. Nie lubię wersji z karpiem, bo karp zawsze jakoś mi smakuje błotem i mułem. Sum zaś jest boski. W ogóle lubię węgierskie zupy, które w tamtejszej tradycji są często obiadem jednodaniowym. Jeden kociołek takiej zupy i do końca dnia spokój. Prócz wspomnianej zupy rybackiej, smakuje mi ogromnie zupa gulaszowa oraz fasolowa a la Jókai. Z innych węgierskich potraw to np. „pacalpörkölt” czyli… gulasz z flaków, inny niż u nas, gdzie flaki to zupa. Tam to gęsta paprykowana potrawka, jeśli jest dobrze przyrządzona to perwersyjnie pyszna. Oraz także harcsapaprikás, czyli paprykarz z suma i csirkepaprikás, czyli paprykarz z kurczaka, w obu wersjach z galuszkami, czyli lanymi kluseczkami i łyżką śmietany. Pieprzna historia (Wspomnienie smaku z podróży) Do dziś mam na końcu języka smak zupy rybnej na szkockiej wyspie Skye, na samej północy Wielkiej Brytanii. Mała niepozorna knajpka na wybrzeżu, właściwie prawie barak, a zupa, mój Boże, gęsta, aromatyczna, otwierająca pory i czakry w całym ciele! Po niej prawie już mówiłem po gaelicku. Było w niej chyba wszystko, co daje się wyłowić z morza, kawałki ryb, mule, jakieś robactwo…W karcie obok nazwy zupy było napisane: „Nie pytajcie nas, co jest w środku, bo nie chcecie tego wiedzieć”. Mam złe zdanie o kuchni brytyjskiej, ale to danie zasługiwało na Order Imperium. Poza tym oczywiście kalmary z grilla w słoweńskim Piranie, w knajpce na nadmorskiej promenadzie. Na wspomnienie o nich gotów jestem zaraz wsiadać w samochód i tam jechać – świeże kalmary, polane oliwą i do tego karafka malvaziji, prawdziwe afrodyzjaki. KRZYSZTOF VARGA polski pisarz węgierskiego pochodzenia, dziennikarz Opublikował powieści: Chłopaki nie płaczą (1996), Śmiertelność (1998), Tequila (2001), Karolina (2003), Nagrobek z lastryko (2007), Gulasz z turula (2008), za który otrzymał nagrodę czytelników Nike 2009. Książki Krzysztofa Vargi tłumaczone są na węgierski, bułgarski, słowacki, serbski, ukraiński, chorwacki. Mieszka na warszawskim Mokotowie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze