1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kuchnia

Surf&Turf

„Są takie rzeczy, które po prostu do siebie nie pasują: czerwony i różowy, ryba i mięso..."

Jestem urodzoną buntowniczką. Nie trafiają do mnie takie argumenty. Zwłaszcza – po przejrzeniu kombinacji foodpairingowych – jedzeniowe. Może powinnam – pomimo leku przed wielką wodą – zostać surferką? Wymykać się z pracy, kiedy wieje wiatr i są fale, beztrosko cieszyć się tym, że płynę na swojej fali? Surf i Turf  ujął mnie najpierw nazwą. Przyznaję – mam wielką słabość do surferów, zwłaszcza po chwili spędzonej w Kalifornii: tam bowiem ten sport/styl życia nie jest zarezerwowany tylko dla ślicznych, złotowłosych szesnastolatków. Poważni biznesmeni zostawiają w porze lunchu swoje komputery, by szybko przebrać się w piankę i porządnie zmoczyć. Podobnie z resztą jest w …Monachium. Jeśli nie wierzycie, że w stolicy Bawarii można popływać na desce, zobaczcie ten film. 

Historia jest niesamowita, o czym przekonałam się stojąc na środku ulicy, pogryzając precla i gapiąc się na surferów… Ale o tym innym razem. Bo Surf i Turf to nie do końca surfing. Albo – jak to ujął jeden z kucharzy – „krewetka surfująca na steku”. Połączenie dla wielu absolutnie niebywałe: bo co, ze niby ryba i mięso? Toż to się nie godzi!!! A ja to uwielbiam. Nie ma nic lepszego od małży świętego Jakuba i steka z odrobiną guacamole… Albo steka i krewetek w rozmaitych kombinacjach: z makaronem, w kanapce, z grilla – mało co podbija swój smak w tak prostolinijny sposób. Nie chcę tu użyć słowa „wyrafinowany” trochę z poczucia winy: do wczoraj moim ulubionym połączeniem była wołowina z krewetami podbitymi serem i chili w kupowanej w środku nocy tortilli a przygotowywanej przez wielką meksykańska rodzinę kucharzy. Imprezowe jedzenie. Idealne lekarstwo na za dużo tequili lub za dużo Margarit. Wczoraj jednak Janusz Korzyński – szef kuchni Hotelu Westin, maniak kuchni fusion – pokazał mi, że Surf i Turf to połączenia wirtuozerskie. I skarmił sarną z krewetkami. Pokazał, że kaczka i tzw. sężaki (La coquille Saint-Jacques, małże świętego Jakuba) układają się seksy na talerzu podobnie jak krewetki tygrysie z gęsią. I że jagnięcina też lubi towarzystwo wodnego robaka. Jak zwykle u Janusza, wszystko to w towarzystwie obłędnych sałatek z mango, shitake smażonymi z bok choi i szparagami czy puree z pietruszki oraz przyrządzone sous – vide, czyli zatrzymujące jak najwięcej naturalnego smaku. Siedzę sobie teraz i wizualizuję te połączenia. Sarnę wchodzącą do oceanu. Homara wczepionego w ucho wołu… Faktycznie. Rozumiem zastrzeżenia niektórych co do nienaturalności połączenia. (Np. takie fish & chips. Jak wiadomo rybę z ziemniakiem łączy…no właśnie, co?). Może lepiej przerzucę się na wyobrażanie sobie surferów jedzących stek z krewetkami? Mhm. Pasuje.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze