Dobry obyczaj uczy ustępować i naprawiać krzywdy, nawet jeśli nie ma w nich naszej winy, ale ktoś poczuł się urażony. A co podpowiada życiowa praktyka i doświadczenie terapeuty? Doktor Tomasz Srebnicki zwraca uwagę na to, że zarówno nadmierne przepraszanie, jak i domaganie się przeprosin to oznaki naszych wewnętrznych braków.
Zostałam wychowana w przekonaniu, że lepiej przeprosić, nawet jeśli się nie do końca poczuwa do winy, niż tkwić w uporze i nie przepraszać. To słuszne podejście?
Najlepiej odnieść się do konkretnej sytuacji. Przepraszanie ma bowiem różne warstwy, począwszy od tej wynikającej z zasad savoir-vivre’u, czyli dobrego wychowania, kiedy kogoś przypadkiem potrącimy ramieniem czy się spóźnimy na spotkanie. Ale jak rozumiem nie o to pani chodzi.
Chodzi mi o sytuację, kiedy ktoś ma do nas pretensje, słusznie lub nie. Nasza reakcja może być różna – możemy uznać zasadność i przeprosić. Albo nie uznać zasadności i przeprosić lub nie. O czym świadczą zarówno pretensje innych, jak i nasze reakcje na nie?
Mówimy o sytuacji, w której dochodzi między ludźmi – powiedzmy między nami – do jakiegoś konfliktu. To, co istotne dla tego przykładu, to że jesteśmy wobec siebie w jakiejś zależności – my akurat zawodowej, ale może być to także zależność prywatna. I teraz jedna strona konfliktu nie dąży do rozwiązania sytuacji, tylko chce wzbudzić w drugiej osobie poczucie winy, przekierować odpowiedzialność na jej stronę. Mogą za tym stać różne motywy: na przykład żeby sprawować nad kimś kontrolę lub żeby pokazać, że jest mniej inteligentny czy gorszy... Wtedy druga osoba przeprasza nie dlatego, że czuje taką potrzebę, ale by uniknąć odrzucenia i braku wybaczenia ze strony tego, kto ją obwinia. Przeprasza, nie będąc w zgodzie ze sobą, czyli trochę przeprasza za to, jaka jest.
(…)
Więcej w majowym numerze magazynu SENS.
Wydanie 05/2018 dostępne jest także w wersji elektronicznej.