1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Utytłani miłością część XII

Akcja naszej kończącej się dziś opowieści filmowej rozpoczęła się 11 listopada 1918 roku, kiedy to wraz z narodzinami nowej Polski przyszła na świat Helena Paciorek. Szybko jednak okazało się, że to nie ona, lecz współczesny nam Miłosz Kochan będzie jej bohaterem. Okazało się również, że obie historie rozegrały się w tej samej podhalańskiej miejscowości. Miłosz musiał stawić czoło miłosnym atakom płci pięknej (nieodżałowana Ola Groch, miejscowa gwiazda Isabel, a ostatnio milutka Natasza), jak również wielkiej kryminalnej aferze związanej z klątwą Heleny, zakończonej aresztowaniem pana Fabrycego i jego bandy.

Tej nocy Miłosz długo nie mógł zasnąć. Leżał w swoim pokoju, próbując ogarnąć to, co zdarzyło się w minionym tygodniu. Gapił się na ścianę, na której poprzyczepiał sobie różne materiały dotyczące śledztwa. Wycinki z gazet, zdjęcia z policyjnych akt, różne notatki… Błądził wzrokiem wte i wewte. Na dłuższą chwilę zatrzymał spojrzenie na zdjęciu Oli Groch… – Myślałam o panu… – przypomniał sobie, jak pięknie odrzuciła włosy, kiedy kilka dni temu wypowiadała te słowa. Jej śmiech, jej nieodłączny bukiet kwiatów, a nawet żółty kask, w którym ją poznał… To wszystko było bardzo świeże. Za bardzo. Miłosz przerzucił wzrok na zdjęcie spalonego domu Oli.

– Sukces, panie Kochan, sukces! Mamy postęp w śledztwie! – przypomniał sobie z kolei słowa komisarza Jaskółki. – Osoba zamieszana w śmierć Aleksandry Groch była kulawa! Wydedukowałem to ze śladów!

Miłosz zmarszczył brwi. Usiadł na łóżku i zaczął jeszcze intensywniej przyglądać się ścianie.

– Ojciec poszedł zgłosić otrucie. Wrócił, źle się poczuł… – usłyszał w myślach głos matki.
– Dopiero jak twój stary zdechł, a zaraz za nim Sularz…– teraz w jego pamięci powrócił głos Fabrycego. Miłosz nagle zbladł. Co najmniej jakby zobaczył Helenę Paciorek. Chwycił leżącą na krześle kurtkę i wybiegł z domu.

Pobiegł na skraj wsi. Po kilku minutach zamajaczył przed nim stary dom Paciorków z nową, okropną przybudówką. Miłosz obszedł go dookoła, sprawdzając, czy gdzieś palą się światła. Wyglądało na to, że wszyscy już spali. Wziął do ręki kilka kamyczków z podjazdu i zaczął rzucać nimi w małe okno na pierwszym piętrze. Po trzecim uderzeniu w szybę ktoś w środku włączył światło. Po chwili w oknie pojawiła się młodziutka Róża Paciorek. Miłosz na migi zaczął pokazywać, żeby do niego zeszła. Wyglądał na bardzo zdeterminowanego. Wkrótce otworzyły się drzwi i dziewczyna podbiegła.

– Co się stało? – zapytała zaniepokojona.
– Dziękuję, że zeszłaś. Musisz mi w czymś pomóc…
– Teraz? – dziewczyna, która najwyraźniej ledwo co zarzuciła na siebie T-shirt i dżinsy, nie bardzo wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć…

Miłosz i Róża szli w milczeniu szosą, która była główną arterią idącą przez wieś. Wyłonili się z ciemności. Kiedy weszli w światło latarni, Miłosz niespodziewanie odwrócił się do dziewczyny, złapał ją w pasie, przyciągnął do siebie i zaczął ją bardzo namiętnie całować. O dziwo, dziewczyna nie wydawała się tym zaskoczona. Mało tego, zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek. Poszli dalej lekko, ale tylko lekko zawstydzeni. Po paru krokach znów zwrócili się ku sobie i ponownie połączyli się w namiętnym uścisku. I w ten dziwny sposób przemaszerowali prawie całą wieś. Migdalili się pod kościołem, przy sklepie, a pod komisariatem Róża wskoczyła nawet na Miłosza, zaplatając swoje nogi na jego biodrach. Zwłaszcza właśnie w mocno wyeksponowanych miejscach ich pocałunki były szczególnie mocne, ręce błądziły po miejscach, po których zazwyczaj błądzą w podobnych sytuacjach, a może nawet trochę bardziej. W ogóle było w tych ekscesach coś odrobinę śmiesznego i jakby nienaturalnego. Przeszli całą trasę chyba ze trzy razy. W końcu Miłosz oderwał się od Róży.

 

– Dziękuję! Przyjdę jutro! – dał jej ostatniego całusa i popatrzył głęboko w oczy. Odwrócili się i rozeszli w różnych kierunkach. Róża miała jeszcze spory kawałek do domu. Oglądnęła się za siebie. Miłosza nie było już widać. Akurat kiedy została sama, mijała ostatnią przydrożną latarnię. Kiedy wchodziła w ciemność, nagle z krzaków wyskoczyła zamaskowana postać. Róża nie miała nawet szans na jakąkolwiek reakcję. Ktoś chwycił ją za włosy i pociągnął na ziemię. W pewnym momencie zobaczyła tuż nad sobą błyskający nóż. Zamknęła oczy, spodziewając się najgorszego. Wtem zza drzewa wyłonił się ukryty Miłosz, który w ułamku sekundy dobiegł do walczących. Rzucił się na napastnika, powalając go na ziemię. Wytrącony nóż poszybował w górę i z metalicznym brzdękiem spadł na asfalt. Szamotanina nie trwała długo. Miłosz miał sporą przewagę. Wkrótce przeciwnik znalazł się na łopatkach. Miłosz chwycił za kominiarkę.
– Nie! – dał się słyszeć rozpaczliwy jęk, po którym napastnik wymierzył Miłoszowi mocny prawy sierpowy. Ten jednak nie stracił panowania nad sytuacją.
– Myślisz, że będzie to dla mnie zaskoczenie? – zapytał, rewanżując się piorunującym lewym prostym.
– Ała! – tajemniczy napastnik zareagował niespodziewanie cienkim głosikiem i… rozpłakał się. Miłosz bez oporu zdjął kominiarkę, spod której wysypały się rude włosy Nataszy.
- Ojej… pani policjantka… – zdumiała się Róża.
– Co mu podałaś? – zapytał z kamiennym obliczem Miłosz.
– Miłosz, proszę cię! To nie tak! Ja ci to wszystko wytłumaczę!
– Mam nadzieję. Przyszedł na komisariat, zgłosił, że krowy ktoś otruł. Pytam się, co mu podałaś?
– Chciałam, żebyś przyjechał… Tak długo cię nie było! Usłyszałam, że się rozwiodłeś… – najwyraźniej Natasza nie miała dobrego pomysłu na obronę. Gdybyśmy w tej chwili mogli cofnąć taśmę z naszą filmową opowieścią, zobaczylibyśmy starego Jakuba Kochana chowającego na komisariacie dowód osobisty i uśmiechniętą Nataszę proponującą mu szklankę wody. – Przecież i tak go nie cierpiałeś! – wybuchnęła nagle. – Zniszczył ci twoje kapsle!
– A Ola Groch?! Też mi zniszczyła kapsle?! – nie wytrzymał z kolei Miłosz.
– Nic tej pindzie nie zrobiłam! Pożar zobaczyła i się zestrachała!
– Spaliłaś jej dom! – na cofniętym filmie znów moglibyśmy zobaczyć Nataszę zapalającą zapałkę.
– Ktoś spalił – odparła bezczelnie. – Ktoś, kto jej tu nie chciał!
– Mojego auta też ktoś nie chciał.
– Raczej miał nadzieję, że nie wyjedziesz… – teraz w retrospekcji widać by było Nataszę podkładającą w nocy ładunki pod volviaka.
– No! Nawet PKS-em. Ani ja, ani nawet kierowca! – w kolejnej filmowej „cofce” widać rudą policjantkę machającą lizakiem w stronę zbliżającego się autobusu. Pod drugą ręką trzyma ona sokowirówkę. – A wszystko pięknie udało się zrzucić na Fabrycego, który, oprócz tego, że się mnie strasznie czepiał, jest pewnie niewinny!
– Co za palant! Podobnie jak pół wsi wkręcił się w tę całą klątwę…
– Nie wierzysz w klątwę Heleny?
– Błagam cię! Helena Paciorek w 1939 upozorowała swoją śmierć, upozorowała nawet gwałty na sobie, stała się bękartem wojny, własnoręcznie zabiła setki hitlerowców, Sowietów i ubeków. Mówi się, że żyje do dziś w Zakopanem. Z Witkacym.
– No dobrze… – Miłosz był znów trochę skołowany, ale trzymał się mocno – nie rozumiem jeszcze tylko jednej rzeczy… Jak przez ten cały czas udało ci się udawać, że nie jesteś kulawa. Pamiętam przecież, że…
– Miłosz! Przytul mnie! – Natasza, patrząc błagalnym wzrokiem, zaczęła powoli podchodzić do Miłosza. Z każdym krokiem coraz bardziej kulejąc. – Kocham cię! Zawsze cię kochałam!

Miłosz pozwolił Nataszy podejść blisko. Wykonał gest, jakby chciał ją przytulić, ale jedynie chwycił jej rękę, zatrzaskując na niej kajdanki. Po chwili była już przykuta do latarni.

– Nie masz żadnych dowodów – powiedziała bezradnie, patrząc, jak Miłosz wybiera numer w telefonie.
– Cześć Stiopa, tu Miłosz – zaczął rozmowę z komisarzem Jaskółką, pokazując jednocześnie Nataszy zawinięte w chusteczkę pudełko zapałek, które znalazł obok spalonego domu Oli. – Wiem, że jest późno, ale przydałoby się, żebyś jednak pofatygował się na górkę koło Biernata. Czeka tu na ciebie awans w postaci schwytanego potrójnego zabójcy. Nie bój się, już nic ci nie zrobi! A! I poślij kogoś do domu Paciorków, trzeba kogoś wypuścić z piwnicy. Zamów autokar…

Natasza przykuta do latarni patrzyła na odchodzących Różę i Miłosza. Miała ochotę zaśpiewać piosenkę ulubionej wokalistki. Ale nie mogła się zdecydować którą…

Czy warto było szaleć tak, przez całe życie
Czy warto było spalać się, jak ja
Czy warto było kochać tak, aż do bólu
Czy mogę odejść sobie już

Czy może:

Chcę, byś mnie miał
Chcę, byś mnie miał

Nie mogąc się zdecydować, zaczęła tylko buczeć sobie cichutko…
Odchodząc w dal ciemną uliczką, Miłosz zagadnął dziewczynę:

– Opowiedz mi coś o sobie…
– Hmm… Nazywam się Róża Paciorek. Urodziłam się 4 czerwca 1989 roku…
– Ładnie… Różyczka…

Z daleka widać było, iż jest to początek pięknej przyjaźni…

Koniec

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze