1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Kochaj bezwarunkowo, ale nie ślepo

mat. pras. AKADEMII
mat. pras. AKADEMII
- Pewna kobieta pisała usprawiedliwienia swojemu wagarującemu synowi. Chłopak nie skonfrontował się z konsekwencjami swoich działań. Nauczył się tylko, że można oszukiwać. Dzisiaj siedzi w poprawczaku. Kochać trzeba bezwarunkowo, ale nie ślepo – z psycholog Anną Wilczyńską rozmawiamy o tym, jakich błędów powinniśmy unikać jako rodzice.

Agnieszka Czapla: - Może nie da się być rodzicem idealnym, ale pewnie istnieją podstawowe błędy, których powinniśmy unikać. Potrafisz je wskazać?

</a>

Psycholog Anna Wilczyńska: - Usługiwanie, wyręczanie, nadskakiwanie dzieciom. Ostatnio trafiłam na bardzo trafne pojęcie tzw. „curlingowych rodziców” autorstwa duńskiego psychologa Benta Hougaarda. To rodzice, którzy – podobnie jak w sporcie o nazwie „curling” – usuwają pyłki spod stóp swoich dzieci. Przygotowują im śniadanie, zawożą na zajęcia, płacą rachunki, załatwiają wizytę u lekarza i robią milion innych rzeczy, żeby ich pociechy nie stresowały się i miały komfortowe życie. Co z tego wynika? Gdy dorastają, nie potrafią radzić sobie w życiu. Nie wiedzą na co je stać, bo nie testowały siebie. Każdy stres przeżywają poczwórnie, ponieważ nie nauczyły się radzić sobie z nim w dzieciństwie. Każdą porażkę odbierają jak koniec świata. Wiadomo, że 2-latek nie będzie gotował obiadu i trzeba mu trochę pomóc w sprzątaniu zabawek, ale 8-latek może spokojnie pomagać nam w kuchni i sam dbać o porządek w swoim pokoju. Samodzielne radzenie sobie w dorosłym życiu jest najlepszą miarą tego, czy wychowaliśmy dobrze nasze dziecko.

- Nie należy wyręczać dzieci. Co jeszcze?

- Drugim bardzo poważnym błędem rodziców jest brak okazywania bezwarunkowej miłości i budowania więzi opartej na bezpieczeństwie, akceptacji i zaufaniu. Dziecko powinno słyszeć i czuć, że je kochamy. Słowa mają być spójne z czynami. Nie możemy powiedzieć: „Kocham cię, dlatego muszę ci wlać, żebyś coś zrozumiał”. Nie zakrywajmy swojej słabości i bezsilności miłością.

- Jak rozumieć tę bezwarunkową miłość?

- Bezwarunkowa miłość oznacza, że akceptujemy człowieka, ale niekoniecznie musimy akceptować jego czyny. Czyli kocham moje dziecko, ale równocześnie mogę zwrócić mu uwagę na dane zachowanie, które uważam za niewłaściwe. I to ze sobą nie koliduje. Bezwarunkowe rodzicielstwo to też rodzicielstwo odchodzące od tresury za pomocą nagród i kar.

- Dlaczego te kary i nagrody są takie złe?

- Gdy mówimy „Zapłacę ci 5 zł za dobrą ocenę”, albo „Za kłótnie z bratem masz posprzątać pokój” sprawiamy, że dziecko będzie robić coś tylko dla uniknięcia kary lub otrzymania nagrody. Przykładowo nauczy się na sprawdzian, nie dlatego, żeby lepiej rozumieć dane zagadnienie, ale żeby dostać pieniądze. To zabija ciekawość i chęć rozwoju.

- Odwołując się do podanego przez ciebie przykładu - czy karanie dzieci pracą jest szczególnie szkodliwe?

- Tak. Uczymy je w ten sposób, że praca jest przykrym obowiązkiem, a nie pożytecznym i dającym satysfakcję zajęciem. Mogę tu polecić książkę Alfiego Kohn’a: „Wychowanie bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe”.

- A co myślisz o publicznym karaniu?

- Z irytacją patrzę na babcie, mamy czy ojców w supermarketach lub na ulicach, którzy przy wszystkich krzyczą: „Jesteś nie do wytrzymania! Niegrzeczny, okropny, głupi!” I co to da? Dziecko zamknie się w sobie albo zbuntuje i odpowie agresją. A przecież można po głębokim oddechu, na osobności, konsekwentnie wskazać mu inną drogę zachowania. Wywoływanie wstydu u dziecka, upokarzanie go, to najgorsza ze strategii wychowawczych.

- A jeśli dziecko wpada w histerię - co wtedy?

- Nie mam jednej recepty na to, jak sobie w takiej sytuacji poradzić. Ale wiem jedno – nikt nie krzyczy i nie płacze bez powodu. Dlatego pytajmy dziecko o przyczyny jego złości, starajmy się je zrozumieć. Dzięki temu z czasem nauczy się rozpoznawać swoje emocje i je kontrolować.

- Z chwaleniem chyba też można przesadzić, prawda?

- Oczywiście. Równie poważnym błędem może być podejście skrajnie przeciwne do tego powyższego, czyli przesadne chwalenie, stawianie dziecka na piedestale i usprawiedliwianie go bez względu na wszystko. „Mój synek nie mógł uderzyć kolegi – to bardzo spokojne dziecko” albo: „Moja córeczka jest wybitna, zawsze najlepsza we wszystkim” – zaprzeczanie faktom i uogólnianie może oderwać nas od rzeczywistości.

Zamiast zagłaskiwać, stawiaj wyzwania. Oto 7 prostych reguł, dzięki którym Twoje dziecko poradzi sobie w życiu

- Wielu rodziców myśli pewnie, że w ten sposób buduje poczucie własnej wartości dziecka.

- Nic bardziej mylnego. W ten sposób budujemy podejście narcystyczne i egoistyczne. Co więcej, nieświadomie stawiamy dziecku bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę. Skoro cały czas je chwalimy, to przecież nie może sobie pozwolić na porażkę.

- Czy można być jednocześnie autorytetem i przyjacielem dziecka? Kiedyś dzieci mówiły do mamy w trzeciej osobie, a teraz zdarza się, że mówią po imieniu. To dobry kierunek?

- Raczej nie „Pani matko” i nie „Cześć Zośka”. Nadmierne budowanie dystansu czy skracanie go, nie jest dobrym rozwiązaniem. Jednak najistotniejsza jest emocjonalna treść, a nie sama forma. Ważne, żeby zwrot akceptowały obie strony.

Nie warto być rodzicem idealnym – przeczytaj pierwszą część wywiadu z Anną Wilczyńską
- Niedostrzeganie sukcesów, wytykanie błędów, przesadne chwalenie. Co jeszcze dodałabyś do tej listy najczęstszych błędów wychowawczych?

- Ukrywanie błędów. Pewna kobieta pisała usprawiedliwienia wagarującemu synowi. Nie miał okazji skonfrontować się z konsekwencjami swoich działań. Nauczył się tylko, że można oszukiwać. Dzisiaj siedzi w poprawczaku. Kochać trzeba bezwarunkowo, ale nie ślepo.

- Czy rodzic powinien mieć jakiś punkt odniesienia, który pozwoli mu stwierdzić, że dobrze idzie mu wychowywanie dziecka?

- Nie znam takiego punktu odniesienia, a na pewno nie ma jednego. To raczej nieustanne sprawdzanie po owocach. Jeśli chcę wychować dziecko na empatycznego człowieka, a widzę, że kopie psa, albo nie chce pomóc babci nieść zakupów, to znaczy, że coś muszę zmienić. Wojciech Eichelberger w swojej książce „Jak wychować szczęśliwe dzieci” pisze: „żeby wychować szczęśliwe dzieci, samemu trzeba być szczęśliwym”. I tu tkwi sedno. Jeśli my będziemy ludźmi wolnymi, szanującymi drugiego człowieka, potrafiącymi kochać i przebaczać, to nasze dzieci nauczą się tego od nas.

- A oceny w szkole?

- Oceny nie wydają mi się żadnym punktem odniesienia. Zresztą już dawno badania w psychologii pokazały, że stopnie nie są dobrym predyktorem sukcesów w życiu. Piątkowi uczniowie czasem nie mają w ogóle wiedzy o świecie, bo koncentrowali się na tym, by dostać dobrą ocenę, a nie na tym, by zrozumieć materiał.

- W takim razie nad jakimi cechami powinniśmy pracować z dziećmi, żeby sobie radziły w życiu?

- Według teorii zaradności życiowej (tzw. prężności) – którą bardzo cenię - istnieje kilkadziesiąt cech, które sprawiają, że ludzie radzą sobie w życiu. Wśród nich na uwagę zasługuje adekwatne poczucie własnej wartości – świadomość tego kim jestem, na co mnie stać, jakie są moje mocne i słabe strony. Po drugie zdolność do transformacji porażek w sukcesy, czyli traktowanie porażki jako czegoś przejściowego na drodze do sukcesu. Bardzo istotne są wysokie kompetencje społeczne – umiejętności komunikacyjne, zdolność do budowania zdrowych i autentycznych relacji z innymi. Ogromne znaczenie ma też dziecięca ciekawość - traktowanie problemu jak wyzwania intelektualnego, a także optymizm i poczucie humoru rozumiane jako dystans do siebie. Tyle teorii. W praktyce wciąż mamy mnóstwo zmiennych. Przede wszystkim uważność rodzica, reagowanie, gdy owoce są złe i dialog z dzieckiem, uważam za najważniejsze narzędzia wychowawcze. I coś, co jest ponad wszystko: nigdy nie wolno nam zwątpić w dziecko. Przecież każdy z nas potrzebuje tego anioła obok, który w trudnym momencie powie „Dasz radę!”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze