1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Nowe stare uzależnienia: od czego się dziś uzależniamy?

fot.123rf
fot.123rf
Za dużo kupuję? Pracuję? Jem? Siedzę w Internecie? Piję? Wolne żarty! Dbam przecież o rodzinę, niczego nie zawalam, dobrze zarabiam, osiągam sukcesy. No i robię to, co robią wszyscy. Współczesne uzależnienia różnią się od dawnych tym, że są pięknie opakowane, pachnące i że podaje się je nam na tacy. Mogą jednak prowadzić do takich samych skutków jak wszystkie inne.

Małgorzata Bednarska, lekarka, mama dwóch dorosłych synów, rozwódka. Od pięciu lat leczy się z uzależnienia od hazardu. Pierwszy był Internet, lata temu, w epoce Gadu-Gadu. Wstawała o piątej, kładła się grubo po północy, bo czatowała. I tak w każdej wolnej chwili, na dyżurze w szpitalu, w przerwach między pacjentami w przychodni, a zwłaszcza w domu. Zamykała drzwi, wyłączała telefon. Była tylko ona i on – komputer.

– To się zaczęło dokładnie wtedy, kiedy się rozwiodłam i kompletnie nie radziłam sobie ze sobą ani z synami. Internet przynosił ulgę, zapomnienie, pocieszenie, ukojenie, relaks. Na początku był moim wybawieniem. Poznawałam tam fajnych ludzi, z którymi było mi dobrze. Potem, wiadomo, stał się także źródłem informacji, narzędziem w pracy i w codziennym życiu. Długo nie widziałam w tym, co robię, nic złego. Aż któregoś weekendu, siedząc non stop przed komputerem, nie zauważyłam zniknięcia z domu mojego wówczas 17-letniego syna. Nie było go od trzech dni, a ja nie miałam o tym pojęcia! Przeraziłam się tym tak bardzo, że postanowiłam na jakiś czas odciąć sobie dostęp do komputera. Niebieski ekran śnił mi się po nocach, ale wytrzymałam. W tych najgorszych momentach ratowałam się zakupami, szybko odkryłam, że poprawiają mi humor. No i wpadałam po uszy. Doszło do tego, że codziennie musiałam kupić jakiś ciuch, buty, cokolwiek. Któregoś dnia kolega, poznany zresztą wcześniej przez Internet, zaciągnął mnie do kasyna. No i wtedy dopiero zaczęła się jazda. Choć, oczywiście, długo się okłamywałam, że to tylko nowa przygoda.

Nałogowa osobowość

No właśnie, jak się zorientować, że oto przekraczamy granicę między tym, że coś po prostu lubimy robić, a faktem, że to już uzależnienie? Bo większość z nas ma z tym problem.

Krzysztof Rusiniak, psycholog pracujący z ludźmi, którzy wyszli z uzależnień, współpracujący z Krajowym Biurem ds. Przeciwdziałania Narkomanii, z Ośrodkiem Terapii Uzależnień „Pomost”, wyjaśnia: – Można powiedzieć, że ktoś, kto codziennie biega, ma nałóg biegania, czyli powtarza czynności, które jednak nie dezorganizują mu życia. Natomiast uzależnienie to coś takiego, co sprawia, że wszystko, co do tej pory robiliśmy, nasze różne aktywności, praca, rodzina, sprowadzane są do tej jednej czynności albo do zażywania jednej substancji.

Agnieszka Bratkiewicz, psycholożka z SWPS w Warszawie zajmująca się tym zagadnieniem naukowo: – Nie jest zaburzeniem coś, co robi się lub zażywa regularnie, tylko to, co człowiek robi lub bierze, mimo że ponosi za to dużo kosztów, zarówno finansowych, jak wszelkich innych, czyli kiedy zaniedbuje przez to swoje relacje, zawala obowiązki, rujnuje zdrowie.

Krzysztof Rusiniak zaobserwował, że im bardziej inteligentni, wykształceni ludzie, tym bardziej racjonalizują swoje zachowanie i tym większy stawiają opór przeciwko uznaniu się za chorych. Gdy słyszą uwagi, że za dużo piją, przegrywają całą pensję w kasynie, zaprzeczają: „Ależ piję tylko co jakiś czas, wydałem w kasynie tylko tysiąc złotych. Jak będę chciał, to przestanę. Ale nie chcę”. Zaprzeczanie, myślenie magiczno-życzeniowe to znane chwyty takich ludzi.

Uzależnienia od lat dzielą się podobnie – na te od czynności (behawioralne, takie jak zakupoholizm) i od substancji (narkomania, alkoholizm). To, co nowe i zatrważające, to lawinowy wzrost liczby tych substancji, a przede wszystkim – czynności. Wybitny znawca uzależnień Jerzy Mellibruda nazwał je główną chorobą cywilizacyjną schyłku XX wieku. Z jednej strony żyjemy w epoce stresów i napięć, z drugiej – technologicznych możliwości, które oferują cudowne odtrutki na wszelkie problemy, kuszą natychmiastowym zaspokojeniem naszych potrzeb. Dajemy się skusić raz, drugi, trzeci. Dochodzi do tego, że już nie możemy żyć bez tej chwilowej przyjemności. I tak oto kształtuje się nałogowa osobowość – nastawiona na natychmiastowy efekt. Młodzi ludzie zażywający substancje psychoaktywne też mają dzisiaj w czym wybierać i przebierać.

Agnieszka Bratkiewicz zauważa, że na bazie znanych substancji psychoaktywnych, wciągniętych na indeks, dokonując niewielkich przekształceń chemicznych, tworzy się nowe. Dużo ludzi nawet nie wie, co zażywa. Psycholożka zwraca uwagę na pewną ciekawostkę. Otóż w najnowszym podręczniku Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego hazard zaliczono do grupy zaburzeń wywołanych zażywaniem substancji (klasyfikacja DSM-5). Wzbudziło to kontrowersje, bo przecież grając w kasynie, nie dostarczamy organizmowi żadnych chemicznych substancji.

– Okazało się jednak, że zmiany w mózgu związane z aktywacją ośrodka nagrody wywołane przez tę czynność są podobne do tych, które powstają po zażyciu substancji psychoaktywnych – wyjaśnia.

Każdy ma jakiegoś bzika

Bartek Joński, trzeźwy od 2010 roku, obecnie zajmujący się wspieraniem zmiany u ludzi odzyskujących kontrolę nad swoim życiem, opowiada: – U mnie zaczęło się to w siódmej klasie. W czwartki kończyłem lekcje po dziesiątej, czyli dokładnie wtedy, kiedy mama wychodziła do pracy. Kupowaliśmy z kumplami największą butelkę sangrii, wypijaliśmy i rozrabialiśmy, przez dwie godziny dochodziliśmy do siebie, a kiedy o 16.00 tata wracał do domu, nie było po naszej zabawie śladu. Potem przyszła kolej na kruszony i wódkę, którą kupowałem jako ten wyrośnięty bez żadnego problemu. W liceum wyjechałem do szkoły za granicę, naturalnie kierowany zawodem miłosnym, wierzyłem że to najlepsze rozwiązanie. Nie mówiłem słowa po niemiecku, lekcje ciągnęły się w nieskończoność, język okazał się przez pierwsze miesiące skuteczną barierą do nawiązania nawet powierzchownych znajomości. Spędzałem całe popołudnia zupełnie sam, żeby poczuć się lepiej, po drodze ze szkoły do domu kupowałem czekoladę i małą wódkę. Wsiadałem na rower, wychylałem buteleczkę, zagryzałem czekoladą i problemy lądowały za „mleczną szybą”. Osiągałem stan niepełnej jasności, coś pomiędzy jawą a snem. Naturalnie byłem pewien, że całkiem nieźle przy tym funkcjonuję. Chodziłem do szkoły, grałem w szkolnej reprezentacji rugby, z niczego nie miałem większych tyłów. Każde kolejne rozczarowanie, zmęczenie, frustrację zapijałem i tak przez kolejne 15 lat.

Psychiatria określa współczesną odmianę alkoholików, pijących „z klasą”, terminem alkoholików wysokofunkcjonujących (ang. High-Functioning Alcoholic). Ale „wysokofunkcjonujący” są także inni uzależnieni. Żyją „normalnie”, mają rodziny, przyjaciół, dobrą pracę, często zajmują wysokie stanowiska. Są wśród nich lekarze, adwokaci, sędziowie, dziennikarze, politycy. Dobra sytuacja materialna i zawodowa pozwala skutecznie ukrywać im swoje uzależnienie. HFA na przykład piją przez lata, codziennie. Po pracy –żeby się rozładować i zasnąć. Rano – żeby nabrać animuszu i energii. W ciągu dnia – żeby dodać sobie odwagi i rozluźnić się przed ważnymi spotkaniami. Upijają się tylko wtedy, gdy nikt nie widzi. Specjaliści od uzależnień szacują, że grupa wysokofunkcjonujących uzależnionych jest coraz liczniejsza. Przybywa w niej także kobiet, którym bardziej zależy na kamuflowaniu swojego uzależnienia. I nic dziwnego. Przyzwolenie społeczne na uzależnienia kobiet pozostaje nadal dużo niższe niż na podobne zachowania mężczyzn.

Znakiem czasów jest to, że coraz więcej nałogów, na przykład pracoholizm, cieszy się społeczną aprobatą. Specjalista od uzależnień, włoski psychiatra Cesare Guerreschi nazywa je „czystymi” albo „dobrze ubranymi”. W książce „Nowe uzależnienia” pisze, że pracoholizm często bywa bagatelizowany, mimo że może być nie mniej niszczący niż narkomania i alkoholizm.

Trudności na rynku pracy wręcz stymulują rozwój tego nałogu – uważa socjolog Michał Podkański. – Ktoś, kto nie wychodzi z pracy, bywa nagradzany, awansowany, a przez otoczenie postrzegany jest nie jako chory, ale jako człowiek sukcesu. Nikt, no może poza najbliższymi, nie piętnuje jego zachowania. Większość ludzi raczej go podziwia i mu zazdrości. A to z kolei utwierdza pracoholika w przekonaniu, że podąża dobrą drogą.

Pewien dyrektor banku, który spędzał w biurze po kilkanaście godzin dziennie, kiedy w końcu zorientował się, że takie zatracanie się w tym, co robi, nie wychodzi mu na zdrowie, powiedział: „Każdy ma jakiegoś bzika, mój jest lepszy od innych”.

Najtrudniejsze słowo – „nie wiem”

Dlaczego jedni się uzależniają, inni nie? Małgorzata Halber, dziennikarka telewizyjna, otwarcie przyznająca się do uzależnienia, pisze w niedawno wydanej książce „Najgorszy człowiek na świecie”: „Każdy się wstydzi. Każdy się wstydzi trzech rzeczy: Że nie jest za ładny. Że za mało wie. I że niewystarczająco dobrze radzi sobie w życiu […]. Po butelce jesteś królową życia”.

Amerykański ekspert od uzależnień, dr Lee Jampolsky, uważa, że uzależniony umysł kształtuje się pod wpływem przekazu, jaki słyszymy od dziecka, że jesteśmy niekompletni – niewystarczająco utalentowani, pracowici, ładni. Taki umysł podpowiada potem, że ciągle nam czegoś brakuje – pieniędzy, rzeczy, sukcesów, przyjemności, miłości, szczęścia – i każe bezustannie poszukiwać zapełnienia domniemanej pustki. Tak rodzi się złudne myślenie: Istnieje coś lub ktoś poza mną, kto tę pustkę wypełni. Moje szczęście zależy od znalezienia tej substancji, rzeczy lub osoby.

Z doświadczenia Krzysztofa Rusiniaka w pracy z ludźmi wychodzącymi z uzależnień wynika, że prowadzi do nich jakieś zdarzenie, trauma, skrzywdzenie w dzieciństwie, coś, z czym człowiek nie może sobie poradzić. Czasem może to być cecha charakteru, na przykład nieśmiałość. Gdy ktoś nieśmiały musi występować publicznie, to zaczyna szukać sposobów rozładowania napięcia. I jak się przekona, że rozluźnia go lampka koniaku, to będzie potem po nią sięgał przed każdym wystąpieniem. I nie tylko.

Bartek Joński: – Jesteśmy przede wszystkim uzależnieni od myślenia. Pamiętam badania, z których wynika, że najtrudniejsze do wypowiedzenia słowo, to wcale nie „kocham”, ale „nie wiem”. Kiedy człowiek się do tego przyznaje, postrzegany jest natychmiast jako gorszy. Szuka odpowiedzi, ale ich nie znajduje, co wzbudza w nim niepokój. Używki to kolejne ogniwo w tym łańcuchu uzależnienia, pierwsze jest myślenie. Wcale nie trzeba mieć dysfunkcyjnego domu, żeby wpaść w uzależnienie. U mnie w domu nikt nie pił. Miałem absolutnie wszystko. Rodziców, którzy mówili: „Zawsze możesz do nas przyjść z każdym problemem”. Ich uwagę i miłość. To nie oni odpowiadają za moje nałogi.

Zatem winne są geny?

Agnieszka Bratkiewicz: – W dużym stopniu tak. Badania nad bliźniętami jednojajowymi potwierdziły wpływ genów. Istotne znaczenie ma także biologia mózgu, zwłaszcza funkcjonowanie mózgowego ośrodka nagrody. Inna ważna cecha to poziom dyskontowania odroczonych konsekwencji. Z moich badań wynika, że ludzie uzależnieni mają bardzo silny poziom dyskontowania, czyli silną tendencję do tego, żeby odejmować wartość wszelkim odroczonym konsekwencjom, na poziomie wręcz nieadaptacyjnym, bo jednak umiejętność odraczania gratyfikacji bardzo pomaga w życiu. Dla uzależnionych to, co zyskają w przyszłości, jest prawie bez znaczenia, liczy się tylko to, co dostają natychmiast albo jakie koszty muszą teraz ponieść. Można powiedzieć, że ich sposób dokonywania wyborów i podejmowania decyzji jest silnie impulsywny.

Różnice w poziomie odraczania gratyfikacji można zaobserwować już u kilkuletnich dzieci, co pozwala przypuszczać, że to cecha przynajmniej częściowo wrodzona. Ale to nie oznacza, że jest niezmienna. Używanie substancji psychoaktywnych powoduje, że poziom dyskontowania jeszcze bardziej się nasila. Z kolei dzięki niektórym formom terapii ten poziom znacząco się obniża. Tak więc działania podejmowane przez człowieka jak najbardziej mają znaczenie.

Wypełnić pustkę życiem

Małgorzata Bednarska zaczęła od terapii grupowej z uzależnionymi od hazardu, przeszła też terapię indywidualną.

– Uratowało mnie to, że w porę uświadomiłam sobie swoją skłonność do uzależnień. A przede wszystkim to, że szczęścia nie powinnam szukać na zewnątrz, tylko w sobie. Nie piję, nie palę, kasyna omijam szerokim łukiem, z Internetu korzystam minimum przez godzinę dziennie. Odzyskałam kontakt z synami, spotkałam świetnego faceta, zrobiłam drugą specjalizację, chodzę na tango, uczę się hiszpańskiego. Wcześniej pustkę po jednym nałogu zapełniałam innym. Teraz wypełniam ją prawdziwym życiem.

Bartek Joński po prostu któregoś dnia postanowił – nigdy więcej. – Doszedłem do wniosku, że jeżeli moja dziewczyna mówi: „Picie jest złe”, to powinienem jej uwierzyć. Leczyłem się w szpitalu, stosowałem NLP i różne szamanizmy, ale tak naprawdę pomogłem sobie sam. Poczułem, że muszę to zrobić, jeżeli życie ma mieć sens. Kiedy przestałem, wszystko wywróciło się do góry nogami. Ludzie nie chcieli się ze mną spotykać, robić biznesów. Trzeba mieć świadomość, że taka może być cena zerwania z nałogiem. Gdy pracuję teraz z uzależnionym, to nie obchodzi mnie, dlaczego ktoś zaczął pić. Wprowadzam się do niego i razem pracujemy nad zmianą rutyny, nawyków, myślenia. Celem jest trzeźwość.

Krzysztof Rusiniak pyta czasem swoje podopieczne wychodzące z uzależnień: „Czy widziałaś siebie nagą? Znasz swoje znaki szczególne?”. I zazwyczaj w odpowiedzi widzi wielkie zdziwienie.

– To dla mnie sygnał, że ta kobieta nie istnieje sama dla siebie. Zalecam wtedy, żeby obejrzała swoje ciało z uwagą, potem o tym rozmawiamy. Nie chodzi mi o intymne szczegóły, ale o uważność, o tę chwilę pochylenia się najpierw nad swoim ciałem, potem nad sobą. O zintegrowanie ciała i duszy.

Grzegorz Jechna, znany hipnoterapeuta współpracujący m.in. z Ośrodkiem Terapii Uzależnień „Pomost”, uważa, że hipnoterapia to najskuteczniejsza metoda leczenia uzależnień.

– W Stanach została uznana za działalność medyczną już w ’58 roku, w Polsce do dzisiaj nie istnieje w głównym nurcie. U nas pokutuje opinia, że to stan głębokiego relaksu. Tymczasem to bardzo skuteczna forma leczenia. Mówiąc w największym skrócie, polega na skupieniu uwagi, osiągnięciu stanu podwyższonej gotowości do przyjmowania sugestii. Hipnoza to stan umysłu, nic więcej. Terapia polega na tym, że zajmujemy się nie samym nałogiem, czyli nie leczymy objawów, tylko to, co je wywołało. Problemem chorego nie jest bowiem to, że pije, ćpa, tylko, że pije, ćpa, bo ma problem. Jest kilka technik – między innymi most afektowy – pozwalających człowiekowi cofać się w czasie, do wcześniejszych wydarzeń, w których czuł dokładnie to, co czuje teraz. Szukamy pierwszego zdarzenia warunkującego uzależnienie. I często okazuje się, że przyczyna tkwi w dzieciństwie albo nawet w okresie prenatalnym. Ta wiedza jest dla ludzi często szokująca, ale stanowi klucz do zneutralizowania niepokoju i frustracji, czyli stanów, które każą im sięgać po uzależniacze. Terapeuta mówi, co trzeba zrobić, ale każdy musi to wykonać sam. Nie ma na świecie nikogo, kto zrobi to za niego.

Grzegorz Jechna zastrzega, że to nie jest cudowna metoda, która sprawia, że człowiek przestaje pić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jej skuteczność polega na tym, że działa na podświadomość, dociera do praprzyczyny uzależnienia, a droga do wyleczenia jest zdecydowanie krótsza niż w innych terapiach.

– Hipnoterapia działa, ponieważ człowiek uspakaja się od wewnątrz, na najgłębszym poziomie – podsumowuje hipnoterapeuta.

Świat podsuwa nam coraz nowe uzależniacze. To zdecydowanie zła wiadomość. Ale jest i dobra – naukowo zostało obalone twierdzenie, jakoby człowiek raz od czegoś uzależniony pozostał nim do końca życia. – W najnowszym podręczniku diagnostycznym Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w ogóle usunięto termin „uzależnienie” – mówi Agnieszka Bratkiewicz. – Uznano, że jego używanie wprowadza pewnego rodzaju niejasność. Dotychczas mówiło się bowiem, że uzależnienie to nieodwracalna choroba, tymczasem wyniki najnowszych badań w ogóle tego nie potwierdzają. Dlatego zamiast „uzależnienia”, używa się dzisiaj określenia „zaburzenia używania substancji”. Nie mamy zatem już żadnej wymówki. Można wyleczyć się i to skutecznie.

Małgorzata Bednarska: – Dla mnie koniec uzależnienia stał się początkiem przebudzenia do miłości.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze