1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Czarodziejska różdżka

Ziemia jest żywym organizmem emitującym wiele różnych energii. Rozpoznawaniem miejsc korzystnych i niekorzystnych dla człowieka, zwierząt i roślin oraz neutralizowaniem szkodliwego promieniowania zajmują się radiesteci.

Zdarza się, że przebywając w jakimś pomieszczeniu, odczuwamy dyskomfort i nie znajdujemy na to wytłumaczenia. Tymczasem już przed tysiącami lat ludzie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że niektóre miejsca są skupiskami korzystnych, uzdrawiających energii, a inne lepiej omijać z daleka. Polinezyjscy szamani – kahuni – nakładali na te ostatnie tabu. Dziś podobne kwestie rozstrzyga radiestezja (od łacińskiego radius – promień, i greckiego aisthesis – wrażliwość), która bada promieniowanie emitowane przez rozmaite substancje i jego wpływ na organizmy żywe.

Docent Marek Pilkiewicz, psycholog, bioenergoterapeuta i radiesteta, nie ma wątpliwości, że radiestezja jest wiedzą tak starą jak gatunek ludzki: „W starożytnej Grecji czy Rzymie nie było mowy o założeniu miasta bez dokładnego sprawdzenia terenu. Wypasało się na nim np. owce, a po roku kapłani badali je, czy nie mają guzów nowotworowych. Przed bitwą szamani wybierali miejsce na postój wojska – w ten sposób dbali, by wojownicy mieli energię do walki. W Chinach wiedza o przepływie energii na danej przestrzeni, feng shui, była pieczołowicie strzeżona i przekazywana tylko wybranym. Są koncepcje wiążące powstanie i upadek całych cywilizacji, takich jak Egipt czy Mekka, ze zmianami aktywności centrów energetycznych Ziemi zwanych czakramami”.

Starożytni przywiązywali też ogromną wagę do konstrukcji budowli. Liczyło się wszystko: kształt, proporcje, odpowiednie ustawienie wobec stron świata – dość wspomnieć o piramidach i niezwykłym promieniowaniu, jakie wytwarzają. Nie bez powodu radiestezja mówi o promieniowaniu kształtu albo świętej geometrii. Dziś architekci nieszczególnie dbają o wybór terenu pod budowę nowych domów (o kształcie nie wspominając). Przykładem może być warszawska dzielnica Ursynów, która powstała na silnie zapromieniowanym terenie, na przekór protestom radiestetów.

Po pierwsze: znaleźć przyczynę

Radiestetę zwykło się kojarzyć z szukaniem ujęć wodnych (np. studni). W mieście najczęściej korzystamy z jego usług, by sprawdzić, czy nie śpimy w strefie promieniowania geopatycznego, czyli – mówiąc potocznie – na żyle wodnej. „Ta żyła wodna czy ciek nie jest, jak wyobrażają sobie niektórzy, podziemną rzeką” – wyjaśnia Marek Pilkiewicz. „Według najprostszej teorii rzecz polega na stałym przesączaniu się przez podłoże cząsteczek wody, podczas którego uwalniają się jony dodatnie, tworzy się duszne powietrze, jak przed burzą, i zmienia pole energetyczne. To na przykład tłumaczy, dlaczego zwierzęta w dżungli zawsze trafiają do wodopoju – one idą po tych ciekach. Tak jak przez ciało ludzkie przechodzą meridiany – kanały energetyczne, również Ziemia wyposażona jest w różne siatki, kanały umożliwiające wymianę energii i informacji z otoczeniem”.

Powstająca nad ciekiem wodnym, szkodliwa dla ludzkiego organizmu energia geopatyczna promieniuje nawet na ostatnie piętro wieżowca. Marek Pilkiewicz podkreśla, że przy silnym promieniowaniu niewiele pomoże nawet tak modne feng shui: „Zwłaszcza jeżeli ktoś naczytał się książek i jest świetnym teoretykiem, ale nie widzi i nie czuje rzeczywistych pól energetycznych. Znam ludzi, którzy wydali duże pieniądze na aranżację wnętrza zgodnie z tymi zasadami, a spali na cieku, co uniemożliwia codzienną regenerację – to w nocy rośniemy, oczyszczamy się, »naprawiamy«. Bez nocnej regeneracji dochodzi do kompletnego rozbicia układu odpornościowego, co najmniej cztery czakramy – od drugiego do piątego – nie pracują efektywnie, cały system energetyczny zostaje zaburzony”.

Konsekwencje? Niespokojny sen, chroniczne zmęczenie, uczucie rozdrażnienia, impulsywność, problemy z koncentracją i pamięcią, bóle głowy, kręgosłupa, impotencja, bezpłodność, u dzieci stany lękowe, moczenie nocne itd. Potem zaczynają się poważne choroby, również psychiczne i nowotworowe: „Jeśli nie działa układ odpornościowy, nie pracują filtry oczyszczające – wątroba, nerki, płuca – organizm jest osłabiony, podtruty, wzrasta prawdopodobieństwo infekcji. Człowiek żyje wówczas jakby zapakowany w torbę foliową – nie może pobrać wystarczającej dawki energii życiowej, a co gorsza – wydalać energii »zużytej«. Wszystkimi układami organizmu i procesami fizjologicznymi steruje złożony system energetyczny. Kiedy dochodzi do zaburzenia przepływu energii, organizm nie jest zdolny do normalnego usuwania toksyn i dopadają nas różne dolegliwości”.

 
Marek Pilkiewicz uważa, że negatywny wpływ cieków jest porównywalny tylko z destrukcyjnym działaniem długotrwałego stresu. Kiedy przyjmuje osobę skarżącą się na jakąś dolegliwość, rozpoczyna od sprawdzenia, czy pacjent nie śpi na cieku. Do wstępnego rozpoznania bardzo przydatna jest teleradiestezja, czyli badanie radiestezyjne na odległość (wystarczy plan mieszkania z zaznaczonymi stronami świata). „Bez odbudowy układu odpornościowego nie da się wyleczyć żadnej choroby, mało tego – skuteczność leków spada do kilku–kilkunastu procent. Często w jednym pionie bloku ludzie chorują, a w innym bardzo rzadko. Jak to wyjaśnić? Kiedyś wierzono, że są chore i zdrowe domy, ale nauka uznała to za zabobony... Dlaczego tak często lekarze rozkładają bezradnie ręce? Diagnoza jest trafna, lek dobrany prawidłowo, tylko efektów nie ma. Tymczasem wystarczy zmiana miejsca spania i oczyszczenie paroma ruchami rąk biopola – przywracając bowiem porządek w systemie energetycznym, wyzwalamy olbrzymi potencjał samonaprawczy organizmu. A ludzie mówią o cudownym uzdrowieniu”.
Negatywny wpływ cieków, tzw. żył wodnych, jest porównywalny tylko z destrukcyjnym działaniem długotrwałego stresu.
Promieniowanie geopatyczne wpływa też niekorzystnie na rośliny i zwierzęta (choć na przykład pokrzywy czy palmy świetnie się czują na ciekach), a nawet na materię nieożywioną (pękają ściany, pojawiają się pleśnie i grzyby). Sprawdzonym sposobem na promieniowanie geopatyczne są ekrany radiestezyjne redukujące natężenie szkodliwego pola do kilku–kilkunastu procent. „Po założeniu ekranu teoretycznie można nadal spać w tej strefie, ale z mojego doświadczenia wynika, że nie zawsze jest to korzystne” – twierdzi Marek Pilkiewicz. „Bardzo wrażliwe osoby reagują już na sam sygnał zagrożenia i nawet w zaekranowanym miejscu, przy minimalnym promieniowaniu, ich organizm pozostaje w stanie alarmu, na zasadzie »kto raz się sparzy...«. Do tego podczas pełni księżyca niektóre ekrany zachowują się bardzo dziwnie, przestają działać, zatykają się”.

Życie to przepływ

W Polsce zawód radiestety został uznany prawnie już w 1983 roku, ale – co ciekawe – jako rzemieślniczy. „Próbowano przystosować się do kryteriów obowiązujących w świecie zdominowanym przez model naukowy, a przecież podstawą tego zawodu są tzw. zdolności paranormalne” – zauważa Pilkiewicz. Woli zresztą określenie „wrażliwość radiestezyjna” i podkreśla, że najważniejszym narzędziem radiestety jest nie tyle wahadełko czy różdżka, co jego własny organizm, szczególnie wyczulony na promieniowanie – bo w mniejszym czy większym stopniu wyczuwamy je wszyscy. Od dawna wiadomo, że przyczyną wypadków drogowych w niektórych miejscach jest tzw. skurcz radiestezyjny – chwilowa utrata świadomości spowodowana wrażliwością na promieniowanie geopatyczne. Takie miejsca są coraz częściej zabezpieczane przez specjalistów, co jest naprawdę pomocne.

Wiedza radiestezyjna wykorzystywana jest w bardzo wielu dziedzinach, chociażby w ogrodnictwie czy rolnictwie (fitoradiestezja), we współczesnej geologii surowcowej, w archeologii. Teleradiestezja okazuje się przydatna przy poszukiwaniu przedmiotów i zaginionych osób. Coraz większym powodzeniem cieszy się radiestezja terapeutyczna, dzięki której można rozpoznać (i wyleczyć) chorobę, zanim jeszcze ujawni się ona w ciele. „Radiesteta wie, jaka jest wibracja zdrowego narządu, kiedy dany narząd jest poza równowagą energetyczną i jaki rodzaj energii trzeba dodać, żeby tę równowagę przywrócić” – tłumaczy Marek Pilkiewicz, który wierzy w przyszłość medycyny wibracyjnej: „Termin wprowadził już w latach 80. amerykański lekarz naturopata Richard Gerber. W tej koncepcji traktuje się człowieka jako całość złożoną z umysłu, ciała i ducha, a energię jako podstawową siłę ożywiającą i poruszającą wszystko. Będąc częścią natury, człowiek wciąż wymienia energie i informacje z otoczeniem. Jesteśmy swego rodzaju opornikiem – jednym kanałem przepływa przez nas energia z ziemi do kosmosu drugim – z  kosmosu do ziemi. Te dwa przepływy muszą być zrównoważone, w przeciwnym razie pojawiają się kłopoty w funkcjonowaniu całego organizmu. Bo życie to przepływ, wibracja, energia”.

Doc. dr Marek Pilkiewicz mistrz bioenergoterapii, radiesteta, psycholog, naturoterapeuta, emerytowany nauczyciel akademicki, przyjmuje w warszawskiej przychodni Bioton

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze