1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Choroba jako Sprzymierzeniec - opowieść Hanny Dunowskiej, aktorki i psychoterapeutki

Wikipedia
Wikipedia
Hanna Dunowska mówi emocjonalnie, ekspresyjnie. I dobrze, nie będzie grzeczną panienką, która cedzi słowa, popijając kawkę! Samoakceptacji naczyła ją psychologia procesu. Aktorka została psychoterapeutką. Ale najpierw przyszedł do niej Pan Rak. Potraktowała go jak Sprzymierzeńca, który dał jej siłę, by zmienić życie.

Tak, łączę dwie moje pasje - aktorstwo i psychoterapię. Jak to się stało? Psychologia procesu pojawiła się kilka lat temu, w istotnym momencie mojego życia, kiedy w końcu dotarło do mnie, że moje drugie małżeństwo nie jest udane. Że miotam się jak ryba w sieci i ogarnia mnie coraz bardziej bezsilność i bezwładność. Ledwo dyszałam. To było poczucie jakby ktoś coraz mocniej wiązał mi skrzydła, dzisiaj to wiem. I wtedy przyszedł do mnie Pan Rak. Zmusił do zastanowienia się nad życiem. Co chcę dalej z nim zrobić. Przypomniałam sobie jaka byłam kiedyś, a jaka się stałam w trakcie tego związku. Zrozumiałam, że rak jest moim sprzymierzeńcem, wspaniałym sprzymierzeńcem, którego siła jest mi niezbędna. Sprawił, że zaczęłam myśleć o sobie i zajmować się sobą. Sprawdzać, co ja naprawdę czuję, czego chcę. I to było ważne - czego nie chcę! Na co nie daję zgody. To była wielka konfrontacja z samą sobą. Wreszcie.

Na mojej ścieżce pojawili się mądrzy ludzie, mądre książki. Wszystko po to, żeby bardziej zrozumieć dlaczego Pan Rak mnie odwiedził i jak mogę wykorzystać jego siłę. Przez kilka miesięcy walczyłam z nim w nadziei, że uda mi się uniknąć operacji. Reiki, refleksoterapia, zioła, dieta, autoszczepionki, cuda niewida. Wspaniałe to było, czułam się jak na ringu - Ja kontra Rak. I byłam coraz silniejsza, taka mocna. Pewien „jasnowidz” powiedział mi o kąpielach z solą kamienną - żeby do wanny nasypać pięć kilogramów i leżeć w tym. Miałam wtedy tylko głęboki brodzik, więc leżałam w nim przytulona do dna z nogami na kabinie i afirmowałam - swoje zdrowie, a także żeby na mojej drodze stanęło coś, co pozwoli mi się rozwijać, da satysfakcję i żebym jeszcze miała z tego pieniądze.

Gdzieś usłyszałam o psychologii procesu. Po operacji zapisałam się na studia do ośrodka „Poza Centrum”, coś mnie popchnęło, chłonęłam wiedzę jak gąbka. Jak wyjątkowo sucha gąbka, która w końcu zaczęła napełniać się wodą. Poczułam, że to właśnie afirmowałam w brodziku pełnym soli. Dzięki tym studiom zaczęłam wreszcie poznawać siebie, swoje potrzeby, które wcześniej wydawały się nieistotne. Ciężar tego, co jest ważne, był przesunięty na inne sprawy. Kiedyś nie zastanawiałam się nad tym, co tak naprawdę kieruje moimi wyborami, dlaczego podejmuję takie, a nie inne decyzje. Pierwsze małżeństwo nie wyszło, więc w drugim byłam zaprogramowana na to, że nie popełnię żadnych błędów. Byłam ambitna, gotowa na wiele poświęceń. Czy żałuję? Zrozumiałam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Małżeństwo, które było dla mnie takie trudne i bolesne, dało mi niezwykle cenną lekcję o mnie samej. Ale to dotarło do mnie dopiero w trakcie studiów - że była to szansa na na poznanie siebie, prawdziwą dojrzałość, rozwój wewnętrzny, rozwój duchowy. I wzięłam ją!

Tak, nigdy w życiu nie wypłakałam tyle łez, nie czułam się tak samotnie i tak nie zrozumiana. Najbardziej brakowało mi tego, co jest potrzebne każdemu człowiekowi – akceptacji takiej, jaką jestem, poczucia bycia kochaną, spełnioną. Dlatego to bolało, bolało dotkliwe. Zawsze byłam osobą samo stanowiącą o sobie, a tu popadłam w zależności, które mnie uwierały potwornie. Znalazłam się w miejscu, od którego zawsze uciekałam. W końcu pojawiła się choroba i to był ostatni dzwonek, a raczej dzwon.

Dzięki chorobie i temu, że z niej wyszłam odkryłam siebie. Lata małżeństwa tak mnie strasznie pogubiły. Wreszcie nazwałam pewne rzeczy po imieniu. Zaczęłam odszukiwać w sobie co lubię, co mi daje radość. Ale zaakceptowałam też moje niefajne kawałki. Człowiek zazwyczaj nie chce tego tykać w ogóle, a tutaj zaczęłam się uczyć, że taka też jestem. Kiedyś wydawało mi się, że dużo lepiej jest i to jest takie cenne, jak człowiek na przykład planuje sobie dzień. Że wstaję o jakiejś tam godzinie, wyprawiam dziecko do szkoły, czytam, idę na zakupy albo do pracy, gotuję obiad i tak dalej. Takie jest wszystko składne, układne, taka jestem odpowiedzialna. To mi się kojarzyło z dorosłością. A tak naprawdę ja jestem przeciwieństwem zorganizowania. Na przykład jakiś telefon, przypadkowo odkryty artykuł, książka, którą podniosłam z fotela, potrafią wytrącić mnie z tego harmonogramu i już robię co innego. I przestałam się za to krytykować i jest ciekawiej. Trzymam się ważnych rzeczy, ale pozwalam, żeby wiatr między nimi wiał - gdzie mnie zaniesie, to fajnie, w końcu to zaakceptowałam. Poza tym pozwalam sobie, żeby mi coś nie wyszło, bo zrozumiałam, że jeśli tak się dzieje, jest w tym jakiś sens. Już mnie mój krytyk wewnętrzny za niepowodzenia nie zakracze. Takie myślenie daje ogromną ulgę. Nie ma napięcia, nie chcę się już samobiczować. POP nauczył mnie samoakceptacji. To daje taką swobodę. Jak gadam, to wiem, że jestem emocjonalna, ekspresyjna. I dobrze - taka jestem i wcale nie zamierzam być układną panienką, która cedzi słowa, siedząc grzecznie i powolutku popijając kawkę.

Przez poznanie siebie lepiej rozumiem drugiego człowieka. Kiedyś byłam bardziej biało-czarna. Mogłam koleżance powiedzieć: „Jak wdepnęłaś w gówno, no to wyjdź z niego”. Teraz pojawiła się cała paleta szarości. Wiem, że są różne powody, dla których człowiek wdepnął w to gówno, dlaczego w nim tkwi i jest mnóstwo argumentów, żeby wyjść lub zostać. Dawniej bym tego nie zrozumiała. Kiedyś sama byłam inna i z tamtej perspektywy oceniałam ludzi. Teraz mam dużo szerszą tolerancję. Ani siebie już tak nie krytykuję i ludzi przestałam krytykować. Mam więcej cierpliwości, więcej uważności. To jest ogromny zysk, czuję że to jest fajne. Jestem pełniejsza.

Hanna Dunowska - prowadzi psychoterapię indywidualną, par i rodzin oraz warsztaty rozwojowe.Ukończyła Dwuletnie Studium Psychoterapii, Roczne Studium Rozwiązywania Konfliktów i Budowania Relacji, szkolenie dotyczące metod pracy poprzez ciało w psychoterapii i rozwoju osobistym; Brała udział w licznych warsztatach prowadzonych przez liderów psychologii zorientowanej na proces: Arnolda Mindella, Joe i Kate Goodbreadów, Maxa Schubacha, czy Arlene i Jean Clode Audergon, Joanny Dulińskiej i Michała Dudy. Doświadczenia własnej, poważnej choroby, skłoniły ją do pogłębiania wiedzy psychologicznej oraz podjęcia studiów podyplomowych na kierunku psychologii zorientowanej na proces. Z wykształcenia jest aktorką grającą w teatrze, filmie i telewizji. Umiejętności i doświadczenia pracy aktorskiej wzbogacają prowadzone przez nią warsztaty i zwiększają skuteczność stosowanych metod terapeutycznych. e-mail: hannadunowska@gmail.com.

Zapraszam na swój warsztat „Choroba moim Sprzymierzeńcem”, na którym będziemy szukać w chorobie informacji,  wysyłanej do nas przez nasze ciało, szukać naszego Sprzymierzeńca. Terminy do wyboru: 28-29 stycznia, 25-26 luty, 24-25 marca,

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze