1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Erotyzm emigracyjny

Można poznać się w Internecie i stworzyć udany związek. Można poznać mężczyznę z innego miasta i przez pierwszy rok żyć od spotkania do spotkania. Ale jak utrzymać małżeństwo, gdy on od trzech lat pracuje i mieszka w Irlandii, a ona została w Polsce? Albo na odwrót: ona wyjeżdża na dwuletni kontrakt do Norwegii? To niełatwe. Także dlatego, że realizacja potrzeb seksualnych staje w takim związku pod znakiem zapytania.

Kiedyś tego typu rozterki przeżywały tylko przysłowiowe żony marynarzy. Czekały i tęskniły, podczas gdy mężowie zwiedzali świat, tęsknili i... w każdym porcie mieli narzeczoną. Dzisiaj w podobnej sytuacji znalazło się około dwóch milionów Polaków, którzy wyjechali za chlebem za granicę. Ilu dokładnie? Takich danych nie ma, bo liczba ta wciąż się zmienia. Nie wiadomo też, ilu nowych emigrantów zostawia w kraju drugą połówkę, ślubną bądź nie. Wiele osób wyjeżdża przecież razem z partnerem.

Seksu nie chowa się w walizce

Prof. Bogdan Wojciszke w „Psychologii miłości” opisał trzy filary miłości, na których zbudowany jest związek: intymność (bliskość między partnerami, powierzanie sobie tajemnic, przyjaźń), zaangażowanie (trud i wysiłek wkładane przez obie strony w budowanie relacji) oraz namiętność – czyli przede wszystkim seks.

Nie ma co się oszukiwać – emigracja rozbija jeden z tych filarów związku, bo skutecznie niszczy życie seksualne. Emigranci – nawet ci, którzy deklarują, że na obczyźnie chcą być od roku do pięciu lat, dorobić się i wrócić (a tych jest większość), wiele rzeczy odkładają na później. Jedną z nich jest realizacja własnych ambicji, inna to komfort życia. Ale życia seksualnego nie da się odłożyć na później. Potrzeby seksualne to jedna z funkcji naszego organizmu, są zaprogramowane biologicznie. Można nad nimi panować, można starać się je ograniczać, jednak nie da się ich ot tak, owinąć w papier i włożyć na dno walizki.

Czy więc emigracja za chlebem musi oznaczać koniec małżeństwa zawartego w kraju? Wydaje się, że wiele osób pracujących za granicą nie ma co do tego wątpliwości. Wydawany w Austrii magazyn „Polonika” przeprowadził ankietę wśród swoich czytelników. Wynikało z niej, że jedynie co czwarty z nich sądzi, że związek na odległość, między kimś, kto wyjechał do pracy, a kimś, kto pozostał w Polsce, ma szanse przetrwać. Jednocześnie aż 61 proc. czytelników życie seksualne emigrantów określa jako „bardzo specyficzne”.

– Ludziom w kraju trudno sobie wyobrazić zwyczaje, jakie panują na przykład w „Lądku” – Andrzej (33) pieszczotliwie mówi o Londynie, mieście, które dało mu pracę (jest barmanem w pubie) i dach nad głową (wynajmuje z piątką kolegów niewielki segment na przedmieściach). – Faceci, z którymi mieszkam, są żonaci. Ale w życiu nie widziałem, żeby żonaci mężczyźni tak bez żadnych ceregieli prowadzili drugie życie. Są tacy, którzy co weekend mają inną panienkę, oczywiście Polkę. Gdy przyjechałem i w rozmowach dawałem do zrozumienia, że nie zamierzam iść w piątek na podryw, że kocham żonę i nie chcę jej zdradzać, tylko się śmiali. Mówili: „Nie bój się – twoja żona i tak nigdy się nie dowie!” – opowiada Andrzej.

Bujne życie bez zabezpieczenia

Za granicą puszczają hamulce społeczne, które powstrzymywały nas od wielu działań w kraju. Nie trzeba się przejmować tym, co ludzie powiedzą: co to kogo obchodzi, skoro i tak nikogo tam nie znasz. Anonimowość rodzi poczucie bezkarności. To dlatego przykładni Polacy nagle w Wielkiej Brytanii dokonują brutalnych gwałtów. I dlatego także zdradzają swoich małżonków, którzy pozostali w kraju.

Zdrada jest efektem nie tylko frustracji seksualnej, ale przede wszystkim... stresu. Według badań dochodzi do niej najczęściej w pierwszych tygodniach po przyjeździe. Nowy kraj, język, obyczaje, wielkie nerwy. I żadnej przyjaznej duszy obok, żadnego oparcia. Chciałoby się choć na pół godziny do kogoś przytulić, poczuć ciepło ludzkiego ciała. Seks wydaje się dobrym sposobem na realizację tej całkowicie nieseksualnej przecież potrzeby bliskości.

Na emigracji dochodzi także do socjalizacji seksualnej. Polska jest krajem, w którym erotyka nadal pozostaje obyczajowym tabu. W Skandynawii czy Wielkiej Brytanii ta sfera obejmuje znacznie mniejsze obszary erotyki. Polacy wyjeżdżający do pracy przekonują się, że w innych krajach można być homo czy biseksualistą i nie trzeba wcale tych preferencji ukrywać. Działają kluby dla fetyszystów, masochistów. Zniesienie barier obyczajowych może sprawić, że nowy emigrant zacznie za granicą realizować te swoje fantazje i potrzeby seksualne, o zaspokojeniu których w kraju mógł tylko marzyć. To oczywiście jeszcze bardziej oddala od partnerki czy partnera pozostawionego w Polsce.

Seksualne życie emigrantów ma jednak także swoje ciemne strony. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny przeprowadziła wśród mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków badania, których wyniki mogą niepokoić. Okazuje się, że nasi rodacy na Wyspach prowadzą niezwykle bujne życie erotyczne, niezależnie od tego, czy w Polsce mają stałych partnerów. To właśnie Polki najczęściej zgłaszają się do klinik brytyjskich, by usunąć ciążę, choć przecież w Wielkiej Brytanii antykoncepcja jest bezpłatna. Polacy rzadko się zabezpieczają, a uprawiają seks z przygodnie poznanymi partnerami. Krajowe Centrum ds. AIDS odnotowało wzrost telefonów od mieszkających za granicą: o 40 proc. w porównaniu z rokiem 2006.

Choroby weneryczne, niechciane ciąże to jeden z efektów emigranckich zdrad. Kolejnym są oczywiście rozwody. Szacuje się, że w ciągu najbliższych dwóch lat rozwiedzie się pół miliona mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków.

Jeśli nie zdrada, to co?

Żelazne postanowienie Andrzeja, że Beaty, swojej żony, nie zdradzi, topniało z każdym miesiącem pobytu w Londynie.

– Jestem facetem. Powiem szczerze: dosyć miałem już załatwiania tego w pojedynkę, w toalecie, do której dobijali się współmieszkańcy, nad jakąś szmatławą gazetą. Z Beatą widywałem się raz na dwa, trzy miesiące. Za rzadko, choć oczywiście w czasie tych wizyt było super, nie wychodziliśmy z łóżka. Ale nie chodziło tylko o seks. Zaczęliśmy się oddalać od siebie. Ona oszczędzała na telefonach, a ja nie chciałem wydzwaniać do niej jak wariat.

Rozmawialiśmy raz na tydzień, przez kwadrans. O czym? O tym, że nasz syn przyniósł dwóję ze szkoły i że kran się urwał w kuchni. Co można powiedzieć w ciągu 15 minut? Zacząłem łapać się na tym, że nie czekam już na te jej telefony, że dość mam narzekania, co się zepsuło, co poszło nie tak. Potrzebowałem kogoś bliskiego, z kim mógłbym być, po prostu. Poznałem Polkę, która pracowała na tej samej ulicy, w sklepie. Na początku to była przyjaźń. Seks przyszedł potem. Jestem z nią, ale Beata nic jeszcze nie wie. Rozwód jest nieunikniony – ocenia Andrzej.

Czy małżeństwa nowych emigrantów skazane są na rozpad? Niekoniecznie. Andrzejowi i Beacie się nie udało, bo nie postarali się o to, by podtrzymywać trzy filary ich miłości. Anka dzwoniła do swojego męża Bartka co najmniej dwa razy w tygodniu. Rozmawiali czasami pół godziny, czasem i dłużej. O wszystkim.

– Zdałam sobie sprawę, że rozmawiamy tak naprawdę więcej, niż kiedy mieszkaliśmy w Polsce. Paradoks, prawda? W Polsce wciąż byliśmy zagonieni, czymś zajęci. Teraz mamy czas tylko dla siebie i ja bardzo tego pilnuję, bo wiem, że to ważne. W zasadzie od początku w naszych rozmowach zaczęły się pojawiać elementy z podtekstem seksualnym. Pamiętam, jak kiedyś, późnym wieczorem, gadaliśmy, śmialiśmy się i nagle Bartek zapytał, jakie mam na sobie majtki. Odpowiedziałam: „Te czarne, koronkowe, pamiętasz, dostałam je od ciebie”. Zapadła cisza. Nagle zdałam sobie sprawę, że czuję podniecenie, i zrozumiałam, że on po drugiej stronie słuchawki przeżywa to samo. Pomyślałam: potrzebujemy czegoś więcej – mówi Ania.

W filmie „Przełamując fale” mąż głównej bohaterki Bess wyjeżdża do pracy na platformie wiertniczej. Podczas ich pierwszej rozmowy ona mówi: „Słyszę twój oddech”. Ta scena jest przesiąknięta erotyzmem, choć grający w niej aktorzy są ubrani od stóp do głów.

Dystans, który rodzi bliskość

Ania tydzień po pytaniu o to, jakie ma na sobie majtki, zaproponowała mężowi seks przez Internet. Nie musiała go długo przekonywać. Żadne z nich wcześniej tego nie robiło. Ale oboje mieli komputery, kupili specjalne kamery i zarejestrowali się na Paltalku. Umówili się na randkę. Ona kupiła nową bieliznę, poszła do fryzjera. On, gdy ją zobaczył na ekranie komputera, powiedział, że ślicznie wygląda i że bardzo go podnieca.

– Słyszałam jego głos, widziałam go, ale nie mogłam dotknąć. Musiałam dotykać się sama, wyobrażając sobie, że to jego dłonie, że to on mnie pieści. Dziwne uczucie: onanizować się na oczach własnego męża. Nie będę kłamała, że miałam orgazm. Udawałam, ale wiem, że Bartek nie musiał tego robić. Jego przeżycia były autentyczne. Choćby dlatego myślę, że warto to robić. Nawet dziś, a umawiamy się na cyberseks od roku, nie mam orgazmu, gdy siedzę przed komputerem. Potem idę do łazienki i załatwiam „to” prysznicem. Nie uważam, żeby to było niesmaczne czy poniżające. Kocham się z wyobrażeniem o mężu, a on kocha się z wyobrażeniem o mnie. Przynajmniej nie robi tego z inną kobietą. To półśrodek, ale ważny jest cel. Mimo półtorarocznej rozłąki nadal jesteśmy razem – deklaruje Anka.

Cyberseks i rozmowy telefoniczne to dwa sposoby, do których uciekają się Ania z Bartkiem, by być razem – mimo tysięcy kilometrów, jakie ich dzielą. Sposobem trzecim są długie maile, które do siebie ślą.

I w tym może tkwić przyczyna ich sukcesu. Jak bowiem pisze w książce „Psychologia internetu” Patricia Wallace, badania wykazały, że pary, które komunikują się również za pomocą maili i listów, są parami najszczęśliwszymi. „Pary te były bardziej do siebie przywiązane i łączyły je głębsze uczucia niż partnerów komunikujących się w trybie rozmowy twarzą w twarz lub przez telefon. Przypuszczalnie większa otwartość, jaką wykazują ludzie przed ekranem komputerowym, zwiększa skłonność do intymnych zwierzeń wśród par, które romansują w prawdziwym życiu” – wyjaśnia Wallace.

A więc dystans fizyczny może być dla związku całkiem korzystny. Jeśli pamiętamy, by mimo dzielącej nas od partnera odległości pielęgnować trzy główne filary miłości. W tym także, choć nie tylko, namiętność.l

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze