To prawda, miłość jest lekiem na całe zło, ale niektóre jej przejawy mogą nam przysporzyć problemów zdrowotnych. Oto przegląd kontuzjogennych zachowań we dwoje, trochę z przymrużeniem oka.
Syndrom miesiąca miodowego
To, co nam sprawia tyle frajdy, może też być przyczyną bólu i dyskomfortu. Mowa, oczywiście, o seksie.
– Kiedy go dużo uprawiamy, zwłaszcza z wigorem i intensywnie, rośnie ryzyko mikrouszkodzeń w obrębie śluzówek intymnych – wyjaśnia Magdalena Rybner, specjalista medycyny rodzinnej. – A bardzo blisko wejścia do pochwy, w jej przedsionku, leży ujście cewki moczowej, która w dodatku jest u kobiet dość krótka (ma tylko 3–5 cm).
Przez cewkę bakterie łatwo wstępują wyżej, do pęcherza moczowego, powodując infekcje. Winne całemu zamieszaniu są bakterie E. coli, normalnie zamieszkujące jelito grube, a teraz nieostrożnie przetransportowane we wrażliwe okolice. Już po 2–3 dniach od zakażenia pojawiają się niemiłe objawy.
– Kiedy dopadnie nas honeymoon cystitis, mamy częste parcie na mocz, oddawanie go boli i piecze, może też pobolewać dół brzucha, a sam mocz bywa mętny lub podbarwiony krwią – wyjaśnia MagdalenaRybner. – Seks zamiast sprawiać przyjemność, niesie ból.
Jeśli nie zareagujemy, problem będzie się pogłębiał, doprowadzając do zapalenia pęcherza, a może i nerek. Na szczęście infekcję można dość szybko zlikwidować antybiotykiem – ale do wyzdrowienia trzeba będzie powstrzymać się od współżycia. Na pewno ryzyko wystąpienia honeymoon cystitis jest mniejsze, gdy dbamy o higienę, pijemy dużo wody i regularnie korzystamy z toalety oraz oddajemy mocz przed zbliżeniem i zaraz po nim (w ten sposób wypłukujemy ewentualne bakterie z cewki moczowej).
O syndrom miodowego miesiąca łatwo zwłaszcza na początku znajomości: często łapią go kobiety, które kochają się pierwszy raz, wracają do aktywności po dłuższej przerwie lub uprawiają seks spontanicznie i często– a więc bez specjalnych przygotowań (np. w postaci prysznica przed – i dotyczy to obojga partnerów!). Mężczyźni są bardziej odporni na bakteryjne zakażenia układu moczowego, bo ich cewka moczowa liczy ok. 20 cm – a to dla bakterii całkiem długa droga do pokonania.
Niebezpieczne objęcia
Panowie z kolei płacą zdrowiem za… nocne objęcia – a dokładniej za to, że śpią, trzymając głowę partnerki na swoim ramieniu.
– Przez całe ramię i przedramię biegnie nerw promieniowy – wyjaśnia fizjoterapeuta Zygmunt Bartosiewicz. – Wije się jak wąż wokół kości w środku kończyny, a pomiędzy barkiem i łokciem (czyli na ramieniu) znajduje się bardzo płytko i biegnie po tylnej i bocznej stronie ramienia. – To właśnie miejsce, w którym najwygodniej jest kobiecie ułożyć głowę, kiedy zasypia w objęciach mężczyzny – dodaje fizjoterapeuta.
Jednak głowa ma swoją wagę: ok. 5 kilo. Kiedy taki ciężar spoczywa na ramieniu przez wiele godzin w ciągu nocy, może dojść do porażenia nerwu promieniowego. Objawem jest tzw. ręka opadająca (nie można przy wyprostowanym ramieniu zadrzeć dłoni do góry, bo samoistnie opada), zaburzenia czucia w obrębie grzbietu dłoni i nadgarstka, osłabiony uścisk, trudności w prostowaniu palców i niemożność odwiedzenia kciuka.
– Na szczęście, do takiego porażenia rzadko dochodzi i nie jest ono permanentne – pociesza fizjoterapeuta. – Zwykle objawy mijają same w ciągu kilku godzin, maksymalnie 2–3 dni. Jeśli tylko przestaniemy fundować nerwowi promieniowemu nocne naciski. Zdarza się jednak, że uszkodzeniu ulegnie mielinowa otoczka nerwu, wtedy rekonwalescencja przeciąga się do 2–4 tygodni i może wymagać fizjoterapii.
Nerw można uszkodzić w każdej pozycji, w której partner podkłada partnerce ramię pod głowę: i kiedy śpią na wznak, i kiedy obejmuje ją w pozycji „na łyżeczkę”, przekładając ramię pod jej głową albo szyją. Uwaga, miłośnicy zabawek w sypialni: zbyt ciasne kajdanki lub zbyt mocno zaciągnięte na nadgarstkach węzły też mogą powodować porażenie wiązek nerwu promieniowego (a również pośrodkowego). Lepiej więc bawmy się delikatnie…
Pocałunki z głową
Okazuje się, że także czułe spotkania ust mogą przysporzyć problemów – szczególnie partnerom, między którymi jest duża różnica wzrostu. Kiedy on jest wysoki, a ona niska, całowanie staje się dosyć skomplikowaną gimnastyką: ona musi się wspiąć na palce i odchylić mocno głowę do tyłu, on się nad nią pochylić. To może zaszkodzić i jej, i jemu. Tym razem zacznijmy od kochanka czule wyginającego się w kierunku partnerki: – Kiedy pochylamy głowę, wzrasta nacisk na kark – wyjaśnia Zygmunt Bartosiewicz. – I to dość znacznie: wystarczy przechylić ją zaledwie o 15 stopni, by nacisk wynosił 12 kilo. Przy kącie 60 stopni będzie to już obciążenie aż 27 kilogramów! To tyle, ile waży siedmioletnie dziecko… Nietrudno sobie wyobrazić, że przy takim obarczeniu szyi i karku możemy doprowadzić do bólu oraz szybszego zużycia kręgów szyjnego odcinka kręgosłupa.
Sprawę można by pewnie zbagatelizować, gdyby nie fakt, że kąt 60 stopni nasza głowa zalicza wiele razy dziennie: nie tylko podczas całowania się, ale też gdy bawimy się komórką, laptopem czy tabletem. Naukowcy z New York Spine Surgery and Rehabilitation Medicine w USA przeprowadzili nawet szczegółowe wyliczenia: pochylamy głowę przez 2 do 4 godzin dziennie.
– Kiedy tak bardzo wzrasta obciążenie karku, coś musi go zrównoważyć – dodaje Zygmunt Bartosiewicz. – Rolę tę przejmują mięśnie: kapturowe, dźwigacze łopatek i cały prostownik kręgosłupa szyjnego. Zaczynają się kurczyć, kark robi się sztywny i boli tył głowy.
Rozwiązanie? Pokurczone mięśnie można rozmasować. Ale to działanie doraźne, na dłuższą metę konieczna jest po prostu miłosna ergonomia: – Pilnujmy się i jak najczęściej trzymajmy głowę pionowo – radzi fizjoterapeuta. – Także podczas całowania. Można przecież posadzić dziewczynę na kolanach, by twarze znalazły się na jednym poziomie. Można też ukochaną unieść i romantycznie postawić na parkowej ławeczce – będzie to miła odmiana dla kręgosłupa. I lepiej dla niej!
– Kiedy kobieta odchyla mocno głowę do tyłu, by poddać się pocałunkom, w kręgosłupie szyjnym jest za dużo wyprostu – wyjaśnia Zygmunt Bartosiewicz. – To powoduje ucisk tętnic kręgowych, które dostarczają krew do móżdżku, odpowiadającego m.in. za równowagę. Wielu moich pacjentów skarży się, że już nawet krótki ucisk, związany z taką pozycją, powoduje u nich bóle głowy, zawroty i nudności.
Czy to znaczy, że powinniśmy unikać wszystkiego, co może przysporzyć kontuzji i wyzuć romantyczne wieczory z całej spontaniczności? Niekoniecznie. Po prostu róbmy to z głową i pamiętajmy, że nieodzownym warunkiem szczęścia jest zachowanie umiaru.
ekspert: Zygmunt Bartosiewicz fizjoterapeuta, nauczyciel akademicki, certyfikowany terapeuta manualny, twórca Kliniki Fizjoterapii.