Internet pozwolił wielu ludziom wpaść na trop utraconej, młodzieńczej miłości i odnowić
kontakt. Niestety… – mówi prof. Nancy Kalish, amerykańska psycholożka, specjalistka od retroromansów. – Cóż złego w takiej niewinnej podróży do przeszłości?! – pyta Krzysztof Boczek.
- Prowadziła pani badania na temat retroromansów w kilkudziesięciu krajach. Czy to zjawisko jest naprawdę tak popularne?
- Owszem. Najczęstszą przyczyną rozłąki ukochanych jest brak zgody rodziców lub przeprowadzka, a to zdarza się przecież na całym świecie. W krajach, w których małżeństwa nadal są aranżowane, dochodzi jeszcze jeden czynnik – zakochani muszą się rozstać, bo rodzice wybrali im innych partnerów.
- Ostrzega pani małżonków, żeby nie spotykali się z miłością sprzed lat, bo może przerodzić się w romans, a ten zacznie konkurować z obecnym, nawet udanym związkiem...
- Oczywiście. Aż połowa romansujących z ukochanymi sprzed lat określała siebie w ankietach jako szczęśliwych małżonków. Oni nie widzieli nic złego w takim romansowaniu. Co więcej, ani wcześniej, ani później zdrady im się nie zdarzały. Zostali złapani w pułapkę wspomnień. W czasie gdy zastanawiali się, co by było, gdyby... – dawne uczucia wkradły się do ich serc. I wówczas kochali dwoje ludzi – obecnego małżonka i miłość sprzed lat. To było dla nich bardzo bolesne.
- Czy uważa pani, że w dobie internetu będziemy częściej wracać do swoich młodzieńczych miłości?
- Na pewno internet pozwolił wielu ludziom gwałtownie nadrobić te „zaległości”. Ale sądzę, że to się uspokoi, gdy zdadzą sobie sprawę, że takie spotkania z „byłymi” są bolesne dla każdego. Moim zdaniem, na pewno nie będzie się zwiększać liczba romansów odnawianych po latach.
Prof. Nancy Kalish psycholożka z California State University, międzynarodowy ekspert od romansów po latach, autorka książki „Utraceni i odzyskani kochankowie”.
Przeczytaj „Miłość co nie rdzewieje”