wtorek

schodzenie z dużych dawek leków na mniejsze, jak schodzenie do lądowania w trudnych warunkach. Odpadają jakieś moje fragmenty,  sam nie wiem nabyte, czy własne . Niemoc pisania może wskazywać, że też moje.  // Jadę na miasto, pewnie się czuję tylko w samochodzie, kiedy z niego wychodzę, wiem  że nie mam skóry…/// Odbieram Antosia ze szkoły, jak zawsze w dobrym humorze, radośnie podskakuje i wielkie przytulanie. Małe zakupy, a potem zapraszam go na pizze. Jest wniebowzięty. Antoś jest ekstremalny, rozpięty na strunach emocji każda radość wielka,  a żal każdy potworny. // Niewielka,  ale ciężka książka Martina Millera, o swojej matce,  słynnej Alice Miller. Poznałem ją kiedy była w Polsce. Próbowałem ją czytać z jej książek, które znałem. I nic mi się nie zgadzało. Dzięki Martinowi wszystko już rozumiem,  (urodził się w tym samym roku co ja ) Jej trauma holocaustu w Polsce. Była ofiarą a potem oprawcą. Stąd tak świetne jej rozumienie obu ról. Jej próba zabicia w sobie   tego co było w czasie wojny wyrokiem śmierci, czyli swojego żydowskiego pochodzenia. Jak mój ojciec. Jak dobrze rozumiem  wszystko o c czym pisze Martin. Wyjaśnia tajemnicę swojej matki, też jej braku czułości , arogancję, apodyktyczność. Ja doświadczyłem od niej namiastkę tego wszystkiego, co z jego dzieciństwa stworzyło koszmar. Alice Miller,  ostrzegła miliony matek na świecie, a nie ustrzegła siebie  ….

PODYSKUTUJ: