Piątek

Rano tenis,  zaczynam nie przegrywać z Łukaszem,  to coś nowego. Nareszcie gram tyle, by robić postępy.. ./// Zwiedzanie Warszawy z Dianą i Duncanem,  staje się dla mnie przygodą sentymentalną.  Patrzę oczyma minionych lat, dziesięciolecia  nakładają  się  na siebie jak słoje drzewa, a też  patrzę ich oczami. Krakowskie, Nowy Świat, Foksal –  tak zrobiło się gęsto od kawiarni, że przejść trudno.  Kwartał uniwersytecki,  wszystkie pałace wyremontowane . Zachodzę na mój wydział  na polonistykę. Jest winda, to teraz wymagane w takich miejscach.   Mówimy po angielsku, jakaś studentka  chyba ze Stanów tłumaczy  mi po angielski: to jest  polonistyka. Odpowiadam jej: „nawet tu studiowałem, gdy  pani nie było  świecie.”/// Auditorium  Maximum pachnie  mokrym tynkiem. Pracują  jeszcze malarze i murarze. Tyle wspomnień../// W księgarni Prusa kupuję ładne wydanie „Ducha praw”  Monteskiusza../// W korkach na Powązki.   Grób  ojca, znajduję  na nim cztery błyszczące młodością kasztany. Spacerujemy, Diana nie może się nadziwić , że u na groby czasami takie jak domy, nawet pałace. Tam tylko trawa i tabliczki.  Zgadam się z nią : co za pycha budować sobie domy po śmierci.  Co chwila spotykam grób jakiegoś kolegi, tu Jurek Wocial, a tam Jakub Karpiński..niesamowite. Zbyt niesamowite by to pojąc, więc idę mimo, jakby nic się nie stało . Wy też mnie tak będziecie mijać.   ///

PODYSKUTUJ: