czwartek

Na Powązki, dopiero teraz udało się zamontować litery i liczby na grobie mamy, rodziców. Musiałem obejrzeć i zapłacić. Przy okazji zachodzę na pobliski grób Leśmiana. Leży na nim jedna róża.

Leśmiana pochowano w grobie jego siostry, Aleksandry. To o jej śmierci napisał wiersz, jeden z najpotężniejszych polskich wierszy..

Do siostry

Spałaś w trumnie snem własnym, tak cicho, po bosku,
Nie wiem, czy wszystkich naraz pozbawiona trosk?
W śmierci taka zdrobniała, niby lalka z wosku…
Kocham ten ubożuchny, ten zbolały wosk!

Trup jest zawsze samotny! Sam na sam z otchłanią!…
A właśnie ja – twój brat –
Suknię Tobie sprawiłem za dużą i tanią,
Suknię – na tamten świat!

W każdym zgonie tkwi zbrodnia, co snem się powleka.
Chociaż zbrodniarza brak…
Wszyscy winni są śmierci każdego człowieka!
O, tak! Na pewno – tak!

Winnych wskazać potrafię!… I nikt się nie broni!…
I ten – i ta – i ów!…
I ja sam! Ja – najbardziej, choć wiem, że i oni!
I ja – i oni znów…

Wina wszystkich naokół – milcząca, zbiorowa,
A my mówimy: los!
Niech od złego Bóg żywych i zmarłych zachowa!
Módlmy się o to w głos!

Tak się lękam, że jesteś wciąż głodna i chora,
Że złą otrzymam wieść –
I że przyjdziesz zza grobu któregoś wieczora
I szepniesz: „Daj mi jeść!”

I cóż wtedy odpowiem? Nic mówić nie trzeba!…
Niech mówi za mnie – Bóg!
Siostro! Już w całym świecie nie ma tego chleba,
Co by Cię karmić mógł!

Trumna twoja spoczęła w ciężarowym wozie,
Pamiętam nudny wóz.
A była niedorzeczność i drwina w tej zgrozie!
I był nieludzki mus!

Bałem się, że Cię żywcem oddamy mogile
W złym, letargicznym śnie.
I ktoś wtargnął do wozu i rzekł, że się mylę,
I uspokoił mnie.

Czekałem, aż wóz ruszy, by wlec Cię do miasta…
W skwar słońca skrzypnął wóz.
Drgnęła trumna, a była godzina dwunasta.
Żelazny zagrzmiał kłus!…

I sam nagle w tym słońcu musiałem pozostać.
Patrzyłem szynom w ślad…
Świat się zmniejszył na zawsze o twą drobną postać,
I zmalał cały świat!

I myśl wątła do mojej wsnuła się żałoby,
Niby pajęcza nić,
Myśl, że nie ma na świecie tak drogiej osoby,
Bez której nie można żyć!

Noc, przy zmarłych spędzona nazywa się – pusta!
Brak tego, o kim łkasz…
Zgniją oczy – i wyraz tych oczu – i usta.
Śmierć patrzy w kość, nie w twarz!…

Wiem, że gnijesz nabożnie i że wśród ciemnoty
Pośmiertny dźwigasz krzyż.
Lecz nie śmiem do podziemnej zaglądać Golgoty,
By sprawdzić, jak tam spisz?

Trup trzeźwieje – wyzuty z krwi i upojenia!
Już złudzeń – ani krzty!
A może Bóg omija twój zgręz bez imienia
I nie wie, że to – Ty?

Boże, odlatujący w obce dla nas strony,
Powstrzymaj odlot swój –
I tul z płaczem do piersi ten wiecznie krzywdzony,
Wierzący w Ciebie gnój!

Zaprzysiężenie Frania na ucznia. Beznadziejne. Ciężkie, ponure, sztywne, bogojczyźniane. Taka jest dyrektorka tej publicznej szkoły. Podobne uroczystości były w mojej szkole w latach 60. Gdy maluchy śpiewają nasz hymn, jeszcze wyraźniej widać jego archaiczność, z szablą, z Bonapartem i z „Ziemi Polskiej do Włoskiej…” Recytowano -Kto ty jestes? – Polak mały… Okropne. Biedne dzieci.

Sprawdzam potem Wikipedii ostatnie słowa „Katechizmu”

– A w co wierzysz?
— W Polskę wierzę.
— Coś ty dla niej?
— Wdzięczne dziecię.
— Coś jej winien?
— Oddać życie.

No ładnie…..jeśli chcesz być dziecię dobrym Polakiem, oddaj życie za ojczyznę.

PODYSKUTUJ: