czwartek

Budzi mnie telefon od Józefa Hena (94 lata), młody głos, poruszony przeczytał mój felieton w Przeglądzie, zdumiony że Istvan Szintaj, o którym piszę, Węgier mieszkający w Finlandii, był agentem bezpieki, a to też był jego znajomy. Nie wiedział o tym. A był dla mnie taki miły, dziwi się. Agent powinien być miły.

Chopin od razu rano, gdy piszę, Chociaż wstyd się przyznać, ale Frank Sinatra bardziej poprawia mi nastrój. Słucham muzyki, gdy piszę, właściwie nie słucham, a pozwalam jej płynąć obok i zamykać mi przestrzeń. To już nawyk. . Muzyka tworzy falę wewnętrzną.

Do Pawła, do „Czarnej Owcy”. Coraz mniej rozumiem z tego co mówi, mówi prawie szeptem, to jeden z objawów Parkinsona. Nagle biorę krzesło i siadam przy jego uchu. Też ma swoje dramaty. Wszyscy bez wyjątku moi znajomi i bliscy, a mam ich wielu, mają jakiś dramat, jak nie mały to duży, najczęściej duży. Nie wiedział bym o tym, gdyby nie internet, ma się wiele kontaktów i łatwo stają się one intymne.

Dostaje dziesięć egz. „Splotu ” od promocji i kupuję dziesięć. Wiesiek Uchański, szef Iskier obiecał mi, że będzie rozdawał „Splot ” swoim prominentnym znajomym, a kto nie bywa w jego salonie.

Jałowy czas twórczy. Ale chyba napisałem ze dwa, trzy niezłe wiersze, zawsze przed zaśnięciem. Sprawdza się taktyka, pisać codziennie pisać, nawet na siłę. Zapisałem cały 100 stronicowy zeszyt i kupiłem następny.

Nagłe i gwałtowne porywy wiatru, przesuwają nasz złożony stół do ping ponga, ważący kilkadziesiąt kg., na środek ogrodu i zrywają z niego plandekę. To są te chwile, kiedy natura grozi nam palcem, nie, to na razie tylko paluszek. Mocowałem się z tą plandeką, jak a żaglem na żaglówce podczas sztormu.

Wyprowadziłem na prostą felieton o „Szklanym kloszu” Sylwii Plath, a była do tej pory tylko magma. Jakby stał się cud.

Na gwałt szukam tematu do powieści i właśnie ten gwałt zdaje się szkodzić tym poszukiwaniom.

Czasami zapomina się o tym co może najważniejsze. Wczoraj wchodząc do tej małej, przytulnej biblioteki w Otwocku, rzuciłem okiem na półką pełną książek i od razu rzucił mi się w oczy grzbiet książki, na której litery ułożyły się w nazwisko Mieczysław Jastrun. A przecież wokół było tysiące książek. Czasami przypadek wie co robi. Jaka szkoda tato, że nie mogę ci o tym opowiedzieć.

Źle się dzisiaj czułem. Zaniepokoiło mnie, że jak to bywa w depresji, zaczęły rozmazywać mi się litery na ekranie. Im bardziej mi się rozmazywały, tym gorzej się czułem. Nagle odkryłem, że mam na nosie złe okulary, te nie do komputera. I od razu lepiej się poczułem

PODYSKUTUJ: