czwartek

bigos z marszem niepodległości, musiałem w ostatniej chwili zmieniać zakończenie mojego felietonu do Przeglądu. Numer ukaże się w poniedziałek, więc już po wszystkim. Ten kilkudniowy poślizg bywa kłopotliwy. Ktoś mnie pyta, czy nie męczy mnie to ciągle dawanie świadectwa, śledzenie sceny publicznej i mieszanie jej z moja sferą prywatną. Robię to od początku lat 80, bez jednej przerwy. To już nawyk, nałóg i autoterapia. Rozchorował bym się pewnie bez tego. Czekamy na decyzję wydawcy, czy udźwignie w książce wydanie moich felietonów do Newsweeka, Wprost i Przeglądu.

Opornie mi idzie pisanie nowej powieści, mam chyba tytuł „Od początku do końca”. Nadal nie wiem, czy z tego coś będzie. Duży dyskomfort z tego powodu.

Nie spałem do czwartej, płynąłem na łóżku przez noc, pełen myśli, na szczęście nie ciemnych. Jaka jednak strata czasu.

Czytam swoje dzienniki, chcę za jednym zamachem przeczytać wszystkie. Niemal całe moje życie. (to ma być inspiracja do książki) Na razie czytam lata 70. Boże jaki ja byłem niemądry i jak słabo pisałem. Albo przepoczwarzyłem się w kogoś innego, albo nadal jestem niemądry i słabo piszę.
W poniedziałek 8 listopada 71 roku zapisałem;” Wieczorem rozległ się dzwonek i do mieszkania wszedł nieco pijany człowiek, który okazał się być Herbertem”
Dopiero w kilka dni potem wyjaśniam, że przyszedł po podpis ojca pod petycją w sprawie grupy „Ruch” (Niesiołowski), zbyt wysokie wyroki. 17 znanych pisarzy podpisało i czekali, będzie rozmowa, czy represje? Przyjął ich minister sprawiedliwości. (półtoragodzinna rozmowa). Kiepskie czasy, ale pisarze byli wtedy bardzo ważni. Dzisiaj to się nie mieści w głowie.

PODYSKUTUJ: