czwartek

Na Nowowiejskiej mijam szpital psychiatryczny, gdzie mnie zapakowano po próbie samobójczej. Ponury, ceglany gmach, który ma pamięć dawnych lat, a też tylu cierpień. Co czuję? Nic. Jakby mnie to nie dotyczyło.

Wyrywanie zęba, całkiem poważny zabieg z szyciem dziąsła, całkiem przyjemnie, tylko zabolała mnie suma do zapłacenia.

Potem do Iskier, do Uchańskiego na Plac Zbawiciela. Ani słowa o polityce dopóki nie przyszedł Kazimierz Ujazdowski, kiedyś minister kultury w dawnym rządzie Kaczyńskiego, szczęśliwie nawrócony na zdrowy rozsądek. Wiesiek daje mi jakieś nowości, biorę chociaż wiem, ze nie będą ich miał kiedy ich przeczytać.

W Lidlu mówi mi „dzień dobry” jakiś pan o inteligenckiej twarzy, nie znamy się, ale mnie poznaje, mówi: ” jestem przerażony”, oczywiście wiem o czym mówi, „to jest jak zły sen” odpowiadam, ściska mi dłoń. Mamy potrzebę by w nieszczęściu dawać sobie znaki braterstwa.

Wieczorem jadę pewnie na miasto protestować, poczucie obowiązku silniejsze od braku czasu, braku energii i niechęci by tłoczyć się w ludzkim stadzie.

PODYSKUTUJ: