niedziela

jałowo mi, to pewnie moja zmora puka do drzwi.

Nigdy jeszcze nie pracowałem tak usilnie nad jednym wierszem, kilkadziesiąt wersji. I nadal on nie chce żyć.

Już myślałem, że nie dam rady napisać nowego felietonu do Przeglądu, ale jak zwykle fale coś mi wyrzucają na brzeg.

W sobotę coś przybijałem od frontu, młotek zostawiłem na dworze na koszu przy drzwiach i zapomniałem o nim. Teraz nagle Ewa woła mnie bardzo podekscytowana, duży biały pies wbiegł do nas, chwycił młotek w pysk i czmychnął z nim przez uchyloną bramę. Wybiegłem za nim, ale ani śladu pasa ana młotka. Ewa jest pewna, że wcześniej brama była zamknięta, więc wysnuła wniosek, że odchylił ją sobie łapą. Ja nie jestem taki naiwny. Wystarczy mi kradzież młotka.

Jedziemy do Ateneum na spektakl „Absolutnie „, Jacek Bończyk śpiewa Młynarskiego. Zaprosił nas. Ładny spektakl…Potem chwilę z Jackiem w pobliskiej kawiarni, ale jest wykończony, to bardzo energetyczny występ, a on podobnie jak ja morduje się z depresją, więc umawiamy się na inne spotkanie za dwa tygodnie.

Kiedy wchodziliśmy na widownię podeszła do nas młoda kobieta, przedstawiła się i przywitała się serdecznie, jest właścicielką domu w Toskanii, który ze znajomymi rok temu, wynajęliśmy na wakacje, magiczne miejsce. Na wzgórzu, z dużym basenem skąd piękne widoki. Nie poznaliśmy wtedy tych ludzi, ale ten dom, jego wystrój dobrze o nich świadczy.

Ból karku i ramion, lekki ból głowy, krotki oddech, brak apetytu, takie u mnie bywają zwiastuny depresji. Jeśli musi przyjść, to oby na chwilę.

PODYSKUTUJ: