piątek

odwożę Frania do szkoły, dobrze mi robi jak muszę wcześniej wstać. Bardzo odpowiedzialny chłopczyk, pilnuję abyśmy się nie spóźnili.

Myję samochód w myjni, potem do biblioteki na Trawiastej, chciałem pożyczyć dzienniki braci Goncourtów, ale nie ma. Miałem je kiedyś, ale zniknęły, jak zresztą wiele książek z mojej biblioteki.

W Galerii Monopol wernisaż, rysunki Łukasza Korolkiewicza. Z lat 70. Mam w domu jeden z tej serii. Świetne. Są też trzy obrazy olejne z tamtej epoki. Lubię ten okres Łukasza. Jestem pierwszym gościem w galerii, Łukasz i Kinga przyjeżdżają nieco później. Niemal wszyscy, którzy przybywają to też moi znajomi, malarze. Andrzej Bieńkowski tak dawno nie widziany, nie wiem, czy bym go poznał tak utył. Dawna twarz rozmywa się. Teresa Starzec, tym razem ma jaskrawo żółte włosy, jak zawsze tryska energią. Iwona Ornatowska z Krakowa, mam w domu jej małą grafikę. Bieńkowski przedstawia mnie swojemu następcy na ASP, sam przechodzi na emeryturę. Wysoki mężczyzna w średnim wieku, rozmawiamy, okazuje się , że w dzieciństwie znał mojego syna, pytam o nazwisko, Mikołaj Chylak. Aż podskoczyłem. Pamiętam go świetnie jako chłopca, Chałupy w lipcu. Syn moich przyjaciół, Maryny i Olka. W stanie wojennym konspirowaliśmy. Ale po latach Maryna nie wiedzieć jak i kiedy stała się pisówką. Napadła na mnie kiedyś za moje felietony w Newsweeku, aż cała się trzęsła ze złości. – Jak sobie pan z tym daje radę – pytam syna Nie rozmawiamy o polityce – odpowiada. Jest z nim miła dziewczyna, mówi – a ja jestem wnuczką Tolka Lawiny, pewnie pan go znał. – aż za dobrze, był chyba największym ekscentrykiem jakiego znałem, (nie żyje od dziesięciu lat) dzialiśmy razem w opozycji, spotkaliśmy się w więzieniu Białołęce. Wnuczka. Tolka. Co się porobiło.

Piesek właścicielki galerii, nie większy niż dłoń, ciągnie po podłodze czerwonego pajacyka.

Dzwoni P. Mówi, że jest po próbie samobójczej. Wsadzili go potem do szpitala psychiatrycznego. Okropne rzeczy mówi o tym szpitalu, a przecież to szwedzki szpital. Co by mówił o polskim, choćby o tym gdzie ja byłem na Nowowiejskiej. Obiecał że jednak prześle mi kilka swoich obrazów. Więc zwrócony w stronę życia. Martwię się jednak o niego. Po takiej pierwszej próbie często idą następne.

Dzwoni Wiktor Kulerski, poruszony moim felietonem w Przeglądzie, gdzie cytuję wiersz Rymkiewicza, który w lekturach szkolnych.
Dyrektorka szkoły mówiła mi, że nauczycielki polskiego pytają ją, jak mają go interpretować. Przecież to proste, stoi jak wół, Tusk ma krew ne rękach

„Krew”.
Krew rozlepiona na afiszach
Krew na chodnikach i na ścianach
Krew – jak poranna wtedy cisza
Krew – czarne plamy na ekranach

Krew na kamiennych szarych płytach
Na białych rękawiczkach Tuska
Krew która o nic was nie pyta
Krew jak złamana w sadzie brzózka

I jak na polach polne maki
I nad polami białe chmury
Jak narodowi dane znaki
Oni wznosili się do góry

Krew na fotelach tupolewa
Zmywana szlauchem o świtaniu
Jeszcze wam ona pieśń zaśpiewa
To będzie pieśń o zmartwychwstaniu

Wiktor jest pewien, że przybierze to w Polsce postać skrajną, będą represje, aresztowania, procesy. Wiktor, jeden z najbardziej szlachetnych ludzki jakich znam.

PODYSKUTUJ: