Piątek

Więc wczoraj i przedwczoraj w Trzemesznie, z Gniezna zabiera mnie Leszek, mąż Joli organizatorki mojego tam pobytu. Jola napisała niezwykłą książkę o Trzemesznie „Cień zegara słonecznego”, (ten zgar na ścianie kościoła pokaze mi potem jak będziemy zwiedzać świątynię.)
Jej siostra Agnieszka też po mnie przyjechała, Agnieszka pasjonuje się poezją. Misteczko trochę byle jakie, nie należy do tych, które wiele skorzystały na wielkiej zmianie. Niektóre plakaty wyborcze PiSu mają wycięte głowy, głosuje się tu na KO. Hotelik na placyku obok pięknego kościoła. Ten kościół, mówi się tu na niego katedra, jak często w małych ośrodkach, ponad miarę tego miasteczka.

Spotkanie w szkole podstawowej. Duża sala wypełniona po brzegi. Przeważają jak zawsze kobiety, jak zawsze mało młodych. Prowadzi Agnieszka, jak skupiona, przejęta.
Ludzie świetnie reagują na wiersze, klaszczą po każdym.Potem pytania, tyle serdeczności, uznania, trafiłem do tych ludzi, bo byłem sobą, bo czułem, że ich lubię i odsłoniłem się. Starsza Pani, była czytelniczką moich felietonów, jeszcze w Kulturze, korespondowała z Giedoryciem. Ma ze sobą stary tom wierszy mojego ojca, mówi o pięknych wierszach ojca do dziecka, do mnie. Potem przypomni mi scenę z mojego dawnego felietonu, jestem sam nad morzem, dzwonie do mojego małego synka, zbliżam mikrofon do morza, daję mu posłuchać szumu fal. Oczywiście nie pamiętam tej sceny Pisanie, jak rzucanie ziaren na jałową ziemię, czasami jednak coś wyrośnie.
Potem koncert miejscowego zespołu, na dobrym poziomie, świetnie śpiewa dziewczyna.

Wieczorem długo z Agnieszką, dzielna, jest sama z dwójką dzieci, walczy, ratuje się sztuką. Tacy ludzie jak ona, jak jej siostra, są ambasadorami sztuki w małych polskich miasteczkach.

W czwartek rano spotkanie z dziećmi w szkole podstawowej. Jak zwykle czytane jest opowiadanie z książki „Antoś i jeszcze ktoś”, potem rozmowa z dziećmi.

W moim hoteliku spotkanie integracyjne jakiejś firmy, niemal sami modzi faceci, po alkoholu, nawet zachowują się dosyć przyzwoicie, klną, ale to wiadomo…jest jednak w takim męskim m stadzie jakieś okropieństwo.

Jemy kolację w hotelowej restauracji, kiedy chcę zapłacić, kelnerki mówią mi, to będzie na koszt hotelu, poznaliśmy, że to pan Jastrun i chcemy panu zafundować posiłek. Poczułem się mile zakłopotany.

Wiele lat temu prowadziłem na targach książki we Frankfurcie spotkanie z Olgą Tokarczuk. Nie miała jeszcze wprawy w aktorskich spotkaniach, była przerażona, pamiętam , że byłem bardzo opiekuńczy.

To nie jest moja ulubiona pisarki, jej książki nie wchodzą mi w głowę, ale to pewnie nie jej wina, a mojej głowy. Bardzo jednak cieszę się z tej nagrody, jest świetnym człowiekiem. I jej głos będzie ważny w Polsce, w kraju, gdzie zniszczono wszystkie autorytety.

PODYSKUTUJ: