Piątek w nocy, a potem dzień

Opadły mnie wątpliwości kim są dla mnie rodzice żony syna, napisałem pewnie błędnie…teściowie…jestem kiepski w tej rodzinnej nomenklaturze. Dzwonię po nocy do żony, też nie wie…pomocy!

Powrót autobusem do Lublina, przypadkiem z przewodnikiem wycieczek, który był na moim spotkaniu. Potem już szczęśliwie sam, nawet sporo pospałem, co nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło. To wielki luksus, który skraca podróż. Szczęśliwi, którzy mają łatwość snu.

Dzwoni do mnie Ewa Bogacka , że Stanisław Wyganowski, nie żyje, odszedł luksusowo we śnie, miał 98 lat. Architekt, urbanista, pierwszy prezydent Warszawy po 89 roku.Tyle mam z nim wspomnień. Był mieszkańcem domu na Iwickiej, gdzie spędziłem dzieciństwo i młodość, domu, o którym książkę niedawno ukończyłem. To ostatni żyjący dorosły z tego budynku, zostaliśmy jeszcze my, dzieci mieszkańców.
Jedną z pierwszych nocy stanu wojennego, gdy ukrywałem się, spędziłem w jego mieszkaniu, a gdy zasypialiśmy powiedział – byłem w pana wieku, gdy szedłem do lasu. Żołnierz AK, dostał się w ręce gestapo , torturowany, mówił, miałem dobrze, bo łatwo mdlałem. Niezwykle przystojny, człowiek z wielką klasą. Jak szkoda, że nie dożył druku mojej książki o Iwickiej, sporo tam o nim, a tak się na to cieszył.

Siódme urodziny Frania, na szczęście tylko trójka kolegów, dlatego nie roznieśli domu.

A więc współteściowie – nie znalem tego słowa i słownik komputera go nie zna, bo mi je podkreśla na czerwono.

Dzwoni do mnie S. Mówi, że jechał metrem, a siedzący obok niego pasażer czytał mój felieton w Przeglądzie. Wielkie i dramatyczne zmiany w jego życiu. Można powiedzieć, że słodko gorzkie.

PODYSKUTUJ: