poniedziałek

rano ciężka głowa, wstając z łózka z trudem dźwigam nowy dzień, wysyłam felieton do Zwierciadła. O biografii Żuławskiego. Wczoraj przed zaśnięciem podczytywałem jego „Nocnik” , to właściwie dziennik, książka była skandalem, wycofana z księgarni, plus odszkodowanie dla opisanej bez litości kochanki. Ale to jednak interesująca i inspirująca lektura, są moje zaznaczenia, kiedyś czytałem, raczej podczytywania to się nie nadaje do czytania, a do podczytywania jak najbardziej.

Pojadę pewnie zaraz na Powązki, nie chce mi się , jakbym miał jechać kłaść tam własne zwłoki.

Nawet znalazłem parking blisko głównej bramy, Kupuję kwiaty w doniczce, idąc do rodziców mijam  kamienna płytkę z nazwiskiem Jurka Wociala, to już dziesięć lat jak nie żyje, mój kiedyś wielki przyjaciel. Pod koniec życia stał się narodowo prawicowo katolicki,  to było nie do zniesienia. I mimo,, że umarł, nie mogę mu tego wybaczyć. Chociaż filozof, był snobem, więc szczęśliwy, że leży w grobowcu księcia Woronieckiego. Dzięki żonie. Co za idiotyzm. Mijam inna tabliczkę, Zofia Chądzyńska. Pisarka, tłumaczka, w Argentynie przyjaźniła się z Gombrowiczem. Robiłem z nią wywiad, bagatelka w roku 1974. Pamiętam ja jak przez mgłę, a dokładnie słowa jak mówi jedno zdanie. Myję grób rodziców, staję się więc jednym z tych dziadów cmentarnych.Na chwilę na pobliski grób Leśmiana. Największego w polskiej sztuce specjalisty od śmierci. W samochodzie „Ojcowie i dzieci” Turgieniewa, pyszne. Jadę przez Warszawę, specjalnie przez dzielnicę wieżowców, te szklane wieże, podnoszą mi nastrój.

 

PODYSKUTUJ: