poniedziałek

tak sobie się czuję, ale piszę jak galernik przykuty do komputera.

Nagle przypominam sobie, że ja przecież też kiedyś utopiłem swoją komórkę w sedesie i zapomniałem o tym, może to wyparłem. A raz komórkę zgubiłem. Jak radykalnie czasami znikają dawne nieszczęścia.

Już mam niemal gotowy felieton do „Przeglądu”, nie było go trudno mi napisać, tyle tematów. Ale piszę głownie książkę o depresji i trochę o niej czytam, jednak bez ostatecznej pewności, czy forma opowiadania jaką wybrałem jest doskonała. Na pewno tak mi najbliżej i najłatwiej.

Telefon do Tomka Łubieńskiego, ważny w monotonii tego dnia. Głos ma świetny, swój dawny, jakby nic nie zmieniony, jakby nic mu nie dolegało. A choruje na coś podobnie upiornego do Parkinsona. Mówi, że coraz gorzej z chodzeniem, a mieszka na trzecim piętrze bez windy. Już nie chodzi bez dwóch kijków. Starszy ode mnie jest Tomek o kilka lat, a pisarz moim zdaniem świetny i niezwykle ciekawy człowiek. Wspinał się, świetnie jeździł na nartach grywaliśmy w tenisa….I tak się porobiło. A jednak jedzie jutro co Paryża, pociągiem, to heroiczne jak wspinaczka po lodowcu bez asekuracji. Tak dobrze nam się rozmawia, bo obaj doświadczeni przez los i już nie rywalizujący ze sobą.

Diana, kuzynka dzwoni z Toronto…opornie i niechętnie mi się uruchamia angielski…też kilka słów od depresji, która jak rdza wżarła się w naszą rodzinę….Dianę to ominęło, ale widzi ja u różnych krewnych…

Z X na Placu Unii Lubelskiej… mieszkałem w pobliżu 10 lat temu, a chyba więcej, ależ tu się zmieniło, ile kawiarni i restauracji. W kawiarni Nero ..widzę ilu ludzi przychodzi tu po prostu pracować, to też coś nowego. I może mój los kiedyś, kiedy zamieszkamy w małym mieszkanku. Z X …zdumiewające połączenie wizyty u lekarza, z czymś bardzo osobistym, przyjacielskim i intymnym.

Werter już bardzo blisko samobójstwa…coraz mniej go rozumiem.

PODYSKUTUJ: