sobota

Rano do szkoły podstawowej im Władysława Bartoszewskiego, dzień otwarty, są rodzice i dzieci, aktora Małgosia Lewińska czyta moje dwa opowiadania, jedno z książki dla dzieci, która ukaże się w maju, drugie ze „Splotu słonecznego”, mówię jak trudno mówić o literaturze i pisać uniwersalnie dla dzieci i ich rodziców. Ale chyba się udało. Potem sprzedaż moich książek i podpisywanie, przywiozłem dwie ciężkie walizki, czując się trochę handlarzem własnego produktu. Wśród rodziców znaleźli się czytelnicy moich felietonów dla Newsweeka, zapomniałem tomiku wierszy „Naprzeciw siebie”, a kilka osób pytało. Zawsze o czymś zapomnę. Moje roztargnienie upokarza mnie i irytuje. Szkoła jest prywatna, zamożni rodzice, to widać i słychać. I prawie wszystkie książki poszły do ludzi.

Towarzyszę Franiowi, mojemu ośmiolatkowi w zasypianiu, naszły go metafizyczne myśli, zastanawia się, czy wszechświat jest skończony, a jeśli tak to co poza nim? Potem pyta co to właściwie jest życia i po co jest człowiek? Nie mogę mu tu nic pomóc.

PODYSKUTUJ: