sobota

Po południu jadę na Powązki. Słońce w oczy. Przejeżdżam pod tunelem pod torami w Międzylesiu , tunelem który bodaj wczoraj oddano do użytku. Europa.

Na cmentarzu jeszcze nie tłoczno. Porządkuje grób rodziców. Z tym roku już tu nie przyjdę.   Ewa na te dni zabiera mi samochód. Ale nie czuję żalu. Nigdy nie poddaję się instynktom stadnym, też tym śmiertelnym,  Wracając cmentarna aleją nagle widzę z boku napis na grobie rodzinnym, Zofia Chądzyńska. Pisarka, tłumaczka. Ale znalem są. Sto lat temu robiłem z nią wywiad, mieszkała długo w Argentynie, potem tłumaczyła z hiszpańskiego. W Buenos Aires przyjaźniła się z Gombrowiczem I Cortazarem.

Mój przyjaciel z Kanady, który ja znał, przypomina, mi że była piękna i miała wielką klasę. Tak, to prawda. Tym bardziej byłem poruszony,  kiedy powiedziała mi ze Argentyński samiec tylko wtedy uznaje, że ma kobietę,  jeśli uprawia z nią seks ……..tu się zawahała …..per rectum…

Dzisiaj urodziny mojego ojca, nie tylko jego. to fragment mojej książki o Iwickiej

„Z dziennika ojca 2 listopada (1973) 29-go byli u nas Herbertowie, była również Ewa Gajowniczek, ona również (jak Zbyszek i ja) urodzona pod Skorpionem. To, co mnie łączy z Herbertami, to prawdziwa, nieostentacyjna przyjaźń.

Pamiętam dobrze to spotkanie na Iwickiej, zapisałem je też w swoim dzienniku. Tu wyjaśniam: przypadek chciał, że Herbert urodził się 29 października, więc tego samego dnia i miesiąca co mój ojciec, i jak Ewa, wtedy podobnie jak ja studentka polonistyki, moja przyszła żona. Były więc trzy pokolenia. I stała karafka z granatową nalewką z tarniny, w której specjalizowała się moja mama. Nalewka bardzo smakowała Herbertowi, co  niepokoiło Kasię, Herbert był już uzależniony od alkoholu, którym bronił się przed depresją . I były dyskusje, które dzisiaj młodym wydawałby się kuriozalne. Jak żyć w łajnie komunizmu z cenzurą na karku? Pod datą 29 X 1973 zanotowałem: Spotykanie urodzinowe o godz. 19  Herbert próbuje uzyskać mieszkanie, opowiada o wizytach u dyktatorów-urzędników. Odmawiają.   Pamiętam, że wielki żal, mówił nawet o wyjeździe z Polski, skoro nie ma gdzie tu mieszkać. Takie były czasy, wszystko znajdowało się w rękach państwa, a pisarz wnosił podanie o mieszkanie, co dzisiaj może wydawać się moralnie dwuznaczne. Jeśli ktoś był dobrze widziany,  państwo dawało je od ręki.. Herbert nigdy nie był przez państwo „dobrze widziany”. Dalej notuję w swoim dzienniku: Podczas tego spotkania sporo miejsca zajmowały pełne gniewu rozmowy o konformizmie Jarosława Iwaszkiewicza. „Iwaszka” mówił Herbert ironicznie, ale nie bez cienia podziwu. I znowu jak tu żyć? W finale śpiewamy piosenki legionowe. Herbert popłakał się. Moje zdziwienie, że ten obywatel świata jest takim patriotą, notuję też trzeźwo, że pewną rolę mogła odegrać nalewka z tarniny. I zdumienie ze łapie moją dziewczynę za kolano pod stołem. „Nie rób tego, on jest przerażony” – powiedziała Kasia do męża, ale była chyba w błędzie.  Raczej byłem rozbawiony.”

 

 

PODYSKUTUJ: