środa

więc u Pani profesor…daleko, za to blisko Arkadii,  Ewa  mnie podwiozła, a wracać miałem sam.  Spodobała mi się ta lekarka,  jest chemia między ludźmi, lub jej nie ma. Decyzja- elektrowstrząsy. Zasugerowałem jej, ale mówi, że od razu o tym pomyślała. Kiedy? Jak najszybciej, czyli po świętach. To oznacza niestety szpital, miesiąc ufff, na dodatek Tworki, nazwa, która budzi trwogę lub ironiczny uśmiech. Teraz do zabiegu usypia się, stąd konieczny szpital. Przynajmniej przy pierwszej turze zabiegów, bodaj dwa na tydzień. Jest ordynatorem tam na oddziale, więc będę miał małą protekcję. Mogę mieć komputer. Nie rozmawiałem o tym, ale przydały by się przepustki na spotkania promocyjne „Osobistego przewodnika pod depresji. Ukaże się w dniu, gdy dam się zapudłować w szpitalu.

Powrót tramwajem i jakoś dałem radę. Na Placu Zbawiciela uświadamiam sobie, że wydawnictwo Iskry i Wiesiek Uchański obok. Ma czas. Wpadam na chwilę. Z nim jak zawsze serdecznie, on powie mi wszystko i ja mogę mu powiedzieć wszystko. Dostaję Pamiętniki Eryka Lipińskiego, wydał je dopiero co. Poleca.

Potem jakaś koszmarna podróż autobusem…myślę, tak te elektrowstrząsy są dla mnie nadzieją, jak musi być źle, skoro bez obaw, wkładam swój mózg do kontaktu. Pamiętam też, że wstrząs płukania żołądka wyrzucił mnie z kolein depresji. Na krótko niestety.

Elektrowstrząsy wróciły do łask i mają coraz lepszą opinię. Działają radykalnie i na dłuższy czas. Reset mózgu. Może być utrata pamięci na jakiś czas, ostrzega lekarka. Wiem, a ja i tak, niczego nie pamiętam.

Z Franiem na chwilę w łóżku. Przypomniały mu się nasze dawne zabawy z chowaniem się pod kołdrą. On z latarką. Słodziak.

 

PODYSKUTUJ: