środa w domu

wczoraj do stolika podeszła na chwilę Henryka Krzywonos. Siedziała też Basia Labuda. Przypominam jej jak sporo lat temu spotkała mnie w pobliżu Placu Unii, mieszkałem wtedy na Rakowieckiej. Miałem depresję, mrok był w moich oczach. Dostrzegła to. Praktykowała wtedy joge „art of living,” od razu zadzwoniła do Moniki Dębickiej, która krzewiła tę jogę w Polsce wówczas. Dlatego pojechałem w jakiś czas potem do Indii, do aszranu. Co zmieniło moje życie, ale to już inna, dłuższa historia. Czasami widać te zbiegi okoliczności, które rzeźbią nasze życie.

Wysyłam felieton do Przeglądu.

Franio wrócił ze szkoły i bryka i szaleje szczęśliwy, jak mały kociak lub psiak. Nagle mówi mi: „Wiem jus dlacego dziewcyny nie mają siusiaka, bo jakby bobas wysedł.” Szkoła nie uczy takich bezeceństw, musiał dowiedzieć się tej rewelacji od kolegi.

Pytam potem Frania, od kogo zaczerpnął tę wiedzę. Mówi, że sam do tego doszedł.

PODYSKUTUJ: