wtorek

U Wiesława w Iskrach, pokazuje mi nowo nabyte obrazy, w tym rysunek Wyspiańskiego. Trochę plotek, trochę diagnoz, książki, które ostatnio wydał. Potem razem idziemy do Czytelnika, mały spacer. Stolik zbyt tłumny i gwarny, więc mało przytulny. To już nie stolik, a kilka stołów i przyjęcie weselne. Widzę,że do Czytelnika przyszedł Michał kott, myślę pozna mnie nie pozna, zawahał się i poznał, przyleciał na chwilę z Nowego Yorku, gdzie mieszka, dawno się nie widzieliśmy.Na pewno w 85 w Nowy Yorku Syn Jana, słynnego krytyka,światowej sławy szekspirologa. Był kolegą moich rodziców, ale też go znałem. Moje spacery po Warszawie, z nim już roztrzęsionym, ledwie żył, ale gdy zobaczył kobietę, musiałem go mocno trzymać. Michał tu podobny. Serdecznie , jakby nie dzieliły nas lata niewidzenia.

W domu – doszło 200 egz mojego tomiku, prezent od kochanego wydawcy z Torunia. I przybyły okulary(ostatnie), które zostawiłem w lubelskiej bibliotece, na dodatek z prezentami od biblioteki. Rozpieszczają mnie. z

W Promenadzie odebrałem dwie pary okularów od optyka. Powinienem mieć dziesięć, by czuć się bezpiecznie, ciągle gubię.

Dzisiaj byłem wolny od opresji złych myśli i do razu wszyscy mi mówili, że ładnie wyglądam. Mięśnie twarzy rozluźnione. Dlaczego tak nie może być zawsze.

Piszczę felieton do „Przeglądu”, z braku innych słów do pieszczenia. Myślę o ilustracjach do drugiego „Antosia”, mam kilka pomysłów dla rysowniczki Ani, by wzmocnić plastyczną stronę książki. Jaka szkoda, że sam nie umiem rysować.

Znowu bliskość z dziećmi, gdy zasypiają. Będzie mi tego kiedyś brakować.

PODYSKUTUJ: