wtorek

do Czytelnika, miło przy stoliku. Przysiada się Hen, w świetnej formie jak na swoje 95 lat. Jest Tomek, nic o nim nie wiedziałem, okazuje się, że jest psychologiem i znanym skoczkiem spadochronowym i alpinistą. Ma rekord Europy w ilości skoków odbytych jednego dnia i w skoku z największej wysokości, skakał z balonu. Dał mi swoją książkę, gdzie opisuje swe lęki i doświadczenia. Namawia mnie by kiedyś skoczyć. Dziękuję. Każdego ranka skaczę z łózka w otchłań. Krysia Kofta pokazała mi tomik Ani Nasiłowskiej, który od niej dostała. Jadę potem autobusem, a tu Ania Nasiłowska. Zbiegi okoliczności mnie lubią. Ania powiedziała, że będzie w poniedziałek w Klubie Księgarza na przyznaniu mi nagrody. Poniedziałek 5 listopada 2018 roku, godz.17.00 Klub Księgarza w Warszawie , Rynek Starego Miasta 22/24

Ładny ciepły dzień, jedwabne powietrze, jakby nie było dni gnilnej pluchy, jakby nie miały niedługo wrócić.

Kolejna śmierć kogoś bliskiego. Zmarł w Sztokholmie Marian Wróblewski. Kiedy mieszkałem w Szwecji byłem z nim blisko. Rubaszny, jowialny, serdeczny. Dziecko holocaustu, emigrant 68. Adoptowany, gdy był małym sierotą, przez Michała Wróblewskiego, Pan Michał który był wychowawcą u Korczaka cudem ocalał z getta, to on z domu sierot zabrał dzienniki ( i słynne okulary) doktora, już prowadzonego z dziećmi na śmierć. (zrobiłem z nim o tym wywiad, gdzie ja go mam, był poruszający) Marian, jak i jego brat Gabryś, miał głowę do biznesu, właściciel kilku kawiarni i restauracji w Sztokholmie. Ileż razy ja z nim grałem w tenisa, raz nad brzegiem morza, pamiętam kolor nieba i wody. Zbieram teraz na dłoń okruszki wspomnień, ślub Mariana z Bogusią, bylem wtedy przypadkiem w Sztokholmie już z Ewą, piękna willa z ogrodem, bal był w ogrodzie, ostatni raz widziałem Mariana z osiem lat temu, Jezu jak ten czas leci w apartamencie Gabrysia pod obrazami Piotra Krosnego. Miałem wtedy wieczór autorski w Instytucie, zaprosili mnie potem na kolację, był Bukowski jak ona ma na imię, ten od słynnych misiów „Bukowski.” Żył jeszcze Piotr Cegielski, w kilka lat po mnie szef Instytutu Polskiego. Tak chaotycznie toczą się kamyki wspomnień.

Już wczoraj wysłałem felietony do Przeglądu i do Zwierciadła, i teraz jakoś pusto. Nie piszę, ale skubię nową powieść. Nie wiem czy z tego coś wyjdzie. Mój bohater będzie w różnych okresach swojego życia, od małego dziecka do starca. O ileż mi teraz bliżej do starca, niż do małego dziecka, a może tak nie jest, bardzo starzy ludzie upodabniają się do dzieci, a w finale zwijają się w embrion (tak mi opowiadały pracownice domu opieki) i koło się zamyka. Więc będą to opowiadania, a ta forma mi najbliższa, sceny z życia jednego człowieka bez imienia, od narodzin do śmierci.

PODYSKUTUJ: