1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Pojedynek z fast foodem

Psychologowie przestrzegają: Pozwalanie dzieciom na sięganie po reklamowane smakołyki wtedy, kiedy chcą, prowadzi do uzależnienia, wypacza zmysł smaku, buduje postawę biernego, bezkrytycznego konsumenta podatnego na manipulację. Jak dawać odpór agresywnej reklamie skierowanej do najmłodszych, presji rówieśników i modzie na kolorowo opakowane jedzenie?

A że dawać odpór trzeba, przekonują również lekarze. Alarmują, że jeśli nie zadbamy o zdrowe żywienie dzieci, w przyszłości staniemy przed problemem chorób cywilizacyjnych i postępującej degeneracji mózgu, a co za tym idzie – trudności w uczeniu się.

Te problemy zresztą już się ujawniają: przybywa dzieci agresywnych, z ADHD, depresją. Skutki złego odżywiania widać gołym okiem – dzieci tyją, szybciej się męczą, częściej chorują. Coraz bardziej otwarcie mówi się o tym, że słodycze i przekąski oferowane dzisiaj przez producentów często są po prostu trujące. Ciągle za mało słychać o tym, że owe produkty niszczą również mózgi dzieci.

Mózg, nazywany przez lekarzy chciwym organem, wykorzystuje niemal jedną trzecią pompowanej przez serce krwi do otrzymywania odpowiedniej ilości tlenu i substancji odżywczych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Pozbawiony tych substancji nie pracuje tak dobrze, jak powinien, przez co zaburzona zostaje zdolność uczenia się. Dlatego dzieciom potrzebna jest prawidłowo zbilansowana dieta, czyli taka, która będzie gwarantować dostarczenie w ciągu dnia organizmowi energii i wszystkich potrzebnych składników pokarmowych w odpowiedniej ilości.

Słodka pułapka

Jednym z głównych winowajców złego funkcjonowania mózgu jest cukier. Dzieci sięgają po słodkości jak po podstawowe źródło napędu. Na śniadanie słodkie płatki śniadaniowe, w szkole gazowane napoje, batoniki, cukierki, ciastka, ewentualnie drożdżówka. Zapewnia to dziecku „cukrowy szczyt”, czyli tzw. powera objawiającego się hiperaktywnością. Power jednak znika równie szybko, jak się pojawił. I wtedy mózg domaga się kolejnej dawki cukru, więc dziecko sięga po kolejnego batonika – dostarczyciela pustych kalorii. Ma do wyboru poczucie zmęczenia i apatii albo uzupełnienie zapasu słodkiego paliwa i kolejny energetyczny szczyt.

U dzieci w nadmiarze spożywających cukier dochodzi do niedoboru witamin i minerałów. Badania przeprowadzone przez Brytyjską Fundację Żywienia wykazały, że 50 procent dzieci cierpi na niedobór witaminy A, a 75 procent – cynku, czyli dwóch bardzo ważnych składników odżywczych. Z kolei wieloletnie badania przeprowadzone na Uniwersytecie Południowej Kalifornii dowiodły, że jeśli przez pierwsze trzy lata życia dieta pozbawiona jest  niezbędnych minerałów, ośmiolatki są bardziej skłonne do irytacji i agresji, dzieci w wieku lat

11 – do oszukiwania, a 17-latki – do kradzieży i znęcania się nad innymi. Badania nad dziećmi z ADHD i dysleksją wielokrotnie wskazywały na niedobory minerałów i witamin. Istnieją dowody, że prawidłowe odżywianie poprawia warunki rozwoju i leczy jego zaburzenia. Większość rodziców doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Skoro jednak im samym trudno jest się oprzeć pokusie sięgania po „coś słodkiego”, to cóż dopiero mówić o wyegzekwowaniu od dziecka jedzenia zdrowych produktów.

 

Smaczne, bo z reklamy

Psychologowie biją na alarm: współczesne dzieci są uzależnione od niezdrowego jedzenia. Argumentują, że mocno przyprawione i „udoskonalone” chemicznie potrawy działają w sposób zbliżony do narkotyków. Zmieniają nastrój i wpływają na związki chemiczne i neuroprzekaźniki w naszym mózgu w podobny sposób jak alkohol, nikotyna czy kokaina. Od jedzenia przetworzonej żywności można się uzależnić, oczywiście w stopniu słabszym niż od znanych używek, ale jednak. Psychologowie podkreślają to, co rodzice sami obserwują: dzieci są szczęśliwe, pijąc wodę i mleko, dopóki nie zaczniemy podsuwać im napojów gazowanych. Tak samo jak są szczęśliwe, jedząc świeżą, zdrową żywność: warzywa, owoce, kanapki z razowego pieczywa przygotowane w domu, dopóki nie zapoznamy ich ze smakiem niezdrowych produktów: hamburgerów, batonów, które orędownicy zdrowego żywienia nazywają śmieciami. Uniknięcie jedzenia „śmieci” nie jest jednak wcale takie proste. Nawet jeśli rodzice ograniczają cukier, sól i tłuszcze, dzieci w wieku szkolnym porównują swój styl życia z tym, jaki wiodą rówieśnicy, i domagają się kupowania takich samych „smakołyków”, jakie dostają i jedzą ich koledzy. A rodzice często ulegają presji.

Dochodzi do tego jeszcze agresywny marketing promujący fast foody i słodycze. To za jego sprawą już małe dzieci przywiązują wagę do marki produktu. Wraz z odkryciem na początku lat 90., że już dwulatki potrafią rozpoznawać konkretne marki, rozpoczęła się wzmożona batalia o zdobycie serc i umysłów małoletnich konsumentów.

Reklamy adresowane do najmłodszych nawiązują do popularnych programów telewizyjnych i filmów, co wzbudza w dzieciach uczucie swojskości, a nawet sympatii. Przekonuje także, że użytkownik danego produktu jest kimś naprawdę cool. Wszyscy jesteśmy nieustannie manipulowani przez reklamę. Większość dorosłych ma jednak dość rozsądku, aby ją rozpoznać, a potem podjąć racjonalną decyzję. Z dziećmi jest inaczej. Im młodsze, tym trudniej odróżniają obraz w telewizji od rzeczywistości. Z badań wynika, że dopiero od 12-latka można oczekiwać krytycznego rozumienia przesłania reklamowego. Rozmawiajmy zatem z dziećmi na temat różnych trików reklamowych, wyjaśniajmy im, że celem reklam jest sprzedaż danych produktów i bogacenie się producenta. Przekonujmy, że nasza miłość nie jest tożsama z kupowaniem tego, czego dziecko sobie zażyczy.

Mądrzy rodzice nie oddają reklamodawcom odpowiedzialności za to, co jedzą ich pociechy. Wiedzą, że prawo do decydowania o tym należy do nich. Nie oznacza to jednak zmuszania maluchów do jedzenia zdrowych dań. Oznacza natomiast całkowitą zmianę filozofii dotyczącej rodzinnej polityki żywieniowej. Psychologowie nazywają tę zmianę „detoksykacją” posiłków.

Czas opamiętania

Okazuje się, że można dziecko „zaprogramować” tak, że będzie chciało jeść zdrowe potrawy. Trzeba tylko je konsekwentnie, od początku do tego przyzwyczajać. I na przykład podawać do picia wodę mineralną zamiast słodzonych napojów. Zamiast cukierków, batoników, kupnych herbatników zaproponować owoce, kostkę czekolady, kawałek domowego ciasta albo latem – porcję mlecznych lodów. Nie tylko zaspokoją chęć na słodycze, ale też dostarczą wartościowych składników. Trzeba też pilnować, aby w diecie dziecka znalazły się zarówno niezbędne witaminy, mikroelementy, jak i kwasy tłuszczowe omega-3 (olej rybny) i omega-6 (oleje roślinne, orzechy). Pamiętajmy, że dzieci nas naśladują. Jeśli sami mamy rozsądny stosunek do jedzenia – one też nie będą opychały się byle czym.

A tak na marginesie – wychowanie dziecka to świetna okazja do uporządkowania własnych nawyków żywieniowych. Nie trzymajmy więc w domu paczkowanych przekąsek, bo kuszą. Miejmy natomiast pod ręką to, co pyszne i zdrowe – marchewki, jabłka, orzechy, rodzynki. Starszym dzieciom tłumaczmy: im produkt jest bardziej przetworzony, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie zawierał szkodliwe składniki. Im dłuższa lista składników widnieje na opakowaniu, tym większa powinna być nasza podejrzliwość. Szczególną uwagę należy zwracać na produkty o przedłużonych terminach ważności, o nienaturalnych kolorach. Nawet jeśli producent zapewnia nas, że coś jest „pełne smaku”, „zdrowe”, „odżywcze”, może ukrywać prawdę. Określenie „dający energię” czasem oznacza po prostu zwiększoną zawartość cukru.

Nie zabraniajmy jednak całkowicie niezdrowego jedzenia, bo zakazany owoc smakuje najlepiej. Od czasu do czasu pozwólmy na odstępstwo od zasad zdrowej diety, np. w czasie wakacji albo dłuższej podróży samochodem. Nigdy nie traktujmy jednak tego jak nagrody, na którą trzeba sobie zasłużyć.

Po światowej modzie na fast foody na szczęście nadszedł czas opamiętania. W wielu krajach europejskich ogranicza się dostęp dzieci do niezdrowej żywności, na przykład ze szkół wycofuje się automaty z przetworzonymi przekąskami i napojami gazowanymi. W Polsce niby wszyscy zgadzają się, jak ważne dla rozwoju dzieci są pełnowartościowe posiłki, ale w szkolnych sklepikach królują cola, batony i chipsy.

Na szczęście, na razie oddolnie, rodzą się inicjatywy, by sprzedawać w nich świeże i zdrowe produkty. Poprzyjmy takie pomysły! Tak naprawdę tylko od nas zależy, co nasze dzieci będą jadały w szkolnych stołówkach i na przerwach. l

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze